Byłam bohaterką cz. 2 - lina_91
Proza » Obyczajowe » Byłam bohaterką cz. 2
A A A
Chwila spokoju była przeraźliwie krótka. Jack usiadł obok mnie, zostawiając tym razem wolne siedzenie przy oknie. Mocno trzymając mnie za rękę, pomógł mi usiąść, przykrył swoją kurtką. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że trzęsę się nieopanowanie, jak w ataku febry.

Wyrwałam ręce z jego uścisku i głęboko oddychając, przymknęłam oczy. Trenowałam taekwondoo i uprawiałam jogę, interesowałam się filozofią i technikami medytacji. Zawsze byłam dumna z tego, że bez względu na sytuację potrafiłam się opanować i skupić na tym, co naprawdę ważne. Ale tym razem przychodziło mi to z trudem.

Dopiero po dłuższej chwili zapanowałam nad rękami i, już spokojniejsza, spojrzałam na Jacka. Był blady, ale wyglądał strasznie nonszalancko. Jakby teraz, gdy już wiedział, co się dzieje, nic go to nie obchodziło.

-Co się stało? – spytałam, mimowolnie ściszając głos. W całym samolocie panowała przeraźliwa cisza, jakby ludzie bali się nawet głośniej odetchnąć.

Nagle w przejściu pojawił się inny zamaskowany, z uzi przewieszonym przez ramię. W myślach nazwałam go Blizną – lewą rękę miał w oparzelinach.

Wycelował swój półautomat w jakiegoś chudzielca z trądzikiem, najwyżej dwudziestoletniego, który podskoczył ze strachu. Miałam wrażenie, że lada chwila narobi w gacie.

-Zabierz trupa – rzucił obojętnie Blizna i lufą pokazał kierunek. Chudzielec wybuchnął płaczem. Zanosząc się, klęknął przy ciele biznesmena i próbował go podnieść. Kiepsko mu to szło, bo gość był ciężki, a Chudzielec nie miał żadnych mięśni. Skoczyłam mu pomóc.

Nie chciałam. Nie miałam zamiaru zgrywać bohaterki. To samo jakoś tak wyszło. Pomogłam mu dźwignąć trupa i zaciągnęliśmy go do luku bagażowego. Blizna nie zareagował na moją działalność charytatywną, ale kiedy już zepchnęliśmy trupa na walizki – swoją drogą, szybko przeszłam do porządku dziennego nad faktem, że targałam ciało zastrzelonego człowieka – zatrzymał nas krótkim warknięciem.

-Prosił cię ktoś o pomoc? – burknął do mnie, ale uzi wciąż był wycelowany w Chudzielca.

-Nikt mi nie zabronił – powiedziałam wolno. Ostatecznie moje słowa nie miały większego znaczenia. Mógł mnie zastrzelić, bo nie spodobały mu się moje włosy albo makijaż. Albo i nie.

Blizna popatrzył na mnie przez chwilę, po czym ściągnął kominiarkę i rzucił ją na podłogę. Usłyszałam, jak Chudzielec gwałtowniej wciągnął powietrze do płuc. Całą lewą połowę twarzy pokrywały blizny. Zanim zdążyłam się choćby przestraszyć czy zadziwić, zaterkotała króciutka seria, najwyżej trzy czy cztery kulki. Chudzielec stęknął, zgiął się wpół, po czym runął na plecy.

Popatrzyłam w czarne oczy porywacza i, pamiętam, mignęła mi w głowie absurdalna myśl: nie chcę umierać, zanim nie zobaczę Ameryki.

Byłam najprawdziwszą obywatelką świata. Nigdzie nie miałam domu, do nikogo nie wracałam. Domem mi były przydrożne hotele albo wynajmowane pokoiki. W czasie studiów przejechałam całą Europę i Afrykę oraz pół Azji. Tylko za ocean nigdy nie zawitałam. O Stanach marzyłam od dziecka i zawsze tłumaczyłam sobie, że kiedyś tam wyjadę i dopiero wtedy zwiedzę Amerykę.

Chciałam zobaczyć plaże Florydy, spróbować kalifornijskiego wina, przejechać się na grzbiecie konia po stepach Montany, nauczyć strzelać w Teksasie, pojeździć na nartach w Maine, wspiąć na góry w Utah, nawet pomarznąć na Alasce.

Nie wiem, jak długo patrzeliśmy sobie w oczy: ja, prawie nie oddychając i on – bawiąc się od niechcenia zamkiem karabinku. Po pewnym czasie przekrzywił głowę i lufą pokazał, żebym wracała na miejsce. Byłam pewna, że strzeli mi w plecy, ale przez całą drogą panowała tak gęsta cisza, że aż brzęczało mi w uszach.

Jack chwycił mnie za rękę tak mocno, że jeszcze parę dni później miałam siniaki.

-Zwariowałaś? – syknął. –Musisz strugać bohaterkę?

-Co za różnica, jak i kiedy mnie zabiją, skoro i tak wszyscy jesteśmy przeznaczeni do odstrzału? – musiałam być w większym szoku niż przypuszczałam. Jack zacisnął usta.

-Co z tym ćpunem?

Popatrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami. Parę chwil próbowałam się otrząsnąć, bo nagle wróciła do mnie rzeczywistość: człowiek, koło którego stałam zaledwie parę minut temu, nie żył, zastrzelony z zimną krwią.

-Ćpunem? – powtórzyłam nieprzytomnie. Jack wzruszył ramionami.

-Zaufaj mi na słowo. To ćpun.

-Był ćpun – wymamrotałam. Jack spojrzał mi krótko w oczy. Musiał tam wyczytać dość informacji, bo pokiwał z rezygnacją głową.

Oboje wiedzieliśmy już w tamtej chwili, że nie ma dla nas szansy. Zabijali bez zastanowienia każdego, kto im się nawinął, więc nie planowali nas wypuścić. Naprawdę nie mieliśmy już czasu. Zegar odmierzał ostatnie minuty.

Nagle, w tej ciszy, która opadła na wszystkich pasażerów, wyraźnie rozległ się krzyk małego dziecka. Usłyszałam przerażony głos matki, która próbowała je uspokoić, ale bez skutku. Niemowlak wył coraz głośniej. Popatrzeliśmy po sobie ze strachem, przeczuwając, co będzie dalej, ale bojąc się własnych myśli.

-Ciii, cii – w szept kobiety wciął się zimny głos Blizny.

-Ucisz dzieciaka.

Jego głos był zimny, prawie neutralny, bez szczególnego zabarwienia, ale kobieta jęknęła. Wyjrzałam zza siedzenia: ciekawość była większa niż strach. Blizna stał parę metrów za mną, celując w głowę jakiejś ładnej brunetki po trzydziestce. Po twarzy kobiety płynęły łzy. Nie szlochała ani nie zanosiła się płaczem, tylko po jej policzkach nieprzerwanie toczył się sznur słonych kropel. Miałam wrażenie, że płacz dziecka nieco przycichł.

-Proszę… Proszę…

-Ucisz dzieciaka – powtórzył zimno Blizna.

Po chwili płacz ustał zupełnie. Facet wzruszył ramionami i skierował się na tyły samolotu. Oddychając ciężko, oparłam się o Jacka. I wtedy usłyszałam szept tej kobiety. Mamrotała coś do siebie, początkowo cicho, potem coraz głośniej. Dobiegły mnie pojedyncze słowa: „dlaczego… co… zrobiłam…”.

Nie rozumiejąc, popatrzyłam prosto przed siebie, w zasłonę, za którą znajdował się kokpit. Nie mając nic ciekawszego do roboty, zaczęłam liczyć sekundy.

-Co ja zrobiłam?! – głos kobiety był na tyle głośny, że odruchowo się podniosłam, chcąc sprawdzić, o co jej chodziło – bez względu na powody, nie miałam ochoty na kolejne spotkanie z Blizną. Ale Jack nie puścił mojej ręki. Kiedy się szarpnęłam, westchnął i sam wstał.

-Sprawdzę. Siedź tu.

Wrócił najwyżej dwie minuty później. Był siny na twarzy, minę miał tak ogłupiałą, że ogarnął mnie pusty śmiech.

-Co się… - urwałam.

Jack osunął się na swój fotel, jakby nagle zabrakło mu sił i przesunął dłonią po oczach.

-Zadusiła swoje dziecko.

-C… CO?!

-Nie krzycz, do cholery – warknął. –Nie mogła go uciszyć, więc…

-Boże – szepnęłam. Ręce znowu zaczęły mi drżeć. Z trudem zmusiłam się, żeby skupić się na wskazówkach zegara, ale zawodzenie kobiety przybierało na sile. Ktoś zaczął ją uciszać, ktoś inny zaoferował wody, coś na uspokojenie, ktoś półgłosem odmawiał modlitwę.

Nie pamiętam, żebym wstawała, ale nagle nogi same zaniosły mnie do mamroczącej kobiety. Wargami dotykała usteczek małej dziewczynki, jakby chcąc tchnąć w nie życie.

-Pozwól mi – powiedziałam łagodnie, ale nie zareagowała. Nawet nie drgnęła.

Powoli, oczekując oporu, zaczęłam wyjmować z jej rąk malutkie ciałko. Maluszek był lekko siny, ustka miał szeroko otwarte, oczka przymknięte. Zaczęło mi się zbierać na mdłości.

Sama nie wierząc w efekt swoich działań, wykonałam masaż serca, sztuczne oddychanie. Ale było za późno. Dopiero po chwili, kiedy podniosłam wzrok, zwróciłam uwagę na oczy tej kobiety. Były nie tylko puste, ale totalnie obłędne. Zero uczucia, zero świadomości.

Pierwotnym mechanizmem obronnym, uciekała od rzeczywistości. Bałam się, żeby nie odleciała za daleko, więc otwartą dłonią poklepałam ją po policzku. Ktoś złapał mnie za rękę.

-Nie bij jej! - facet był młodszy od żony. A przynajmniej założyłam, że byli małżeństwem, bo oboje nosili obrączki. Wyglądał na studenta. Więc może jednak brat.

-Szok też może zabić - powiedziałam. -Więc jeśli nie chcesz jej stracić, musi się ocknąć.

Facet zamrugał. Jasne, krótkie włosy, błękitne oczy. I krwiste ślady na przedramieniu po wbitych paznokciach. Wolno cofnął rękę. Przekrzywiłam głowę, namyślając się, po czym trzasnęłam ją w twarz jeszcze raz, tym razem mocniej. Dłoń mnie zapiekła, ale kobieta nawet nie drgnęła. Zacisnęłam usta. Było tysiąc sposobów zadania bólu, które mogłyby wybudzić kobietę ze stanu szoku, ale zdałam sobie sprawę, że to nie ma sensu.

-Mów do niej - powiedziałam zrezygnowana do mężczyzny, wsuwając mu w dłonie malutki becik.

Wracając na miejsce, słaniałam się na nogach. Przed oczami wirowały mi kolorowe plamy. Jack nawet nie podniósł na mnie wzroku. Śmierć dziecka zszokowała także jego.

Na dźwięk głośników wszyscy podskoczyli.

Pilota usłyszeliśmy już wcześniej, podczas standardowego powitania – Dimitrij Kornijew, Rosjanin z pochodzenia – sądząc po głosie, był młody. Ale teraz jego głos brzmiał o wiele poważniej, starzej – jakby te kilka godzin postarzało go o kilkanaście lat.

-Proszę o uwagę. Mówi kapitan. Samolot został porwany. Proszę o absolutny spokój. Proszę wykonywać wszystkie polecenia. Stewardessy rozdadzą za chwilę kawę i poczęstunek. Proszę o cierpliwość – mówił jak pod dyktando. Sucho, jakby bał się, że każde dodatkowe słowo może go zabić.

Prawie sapnęłam z niecierpliwością. Kawa? I ostatni posiłek skazańca? Co tu się, do cholery, działo?

Domyślałam się już, że nie planowali negocjować. Ale czy chcieli nas wysadzić w powietrze, rozbić w jakimś zatłoczonym mieście, wbić w ocean, czy może po prostu powystrzelać i zabrać samolot – tego nie sposób przewidzieć. Jedno było pewne – jeśli nie wylądują i nie zabiorą więcej paliwa, mieliśmy czas do końca lotu – czyli jeszcze jakieś dwie-trzy godziny.

Usłyszałam grzechot metalowego wózka stewardessy, kiedy przepychała się między siedzeniami. Była blada jak ściana, musiała też sporo płakać, bo makijaż spłynął, zostawiając ciemne zacieki na młodej twarzy. Mundurek miała poszarpany, spódnicę podwiniętą. Ale kiedy rozdawała jednorazowe kubki z kawą i herbatą, do ust przykleiła ten cholerny, plastikowy uśmiech. Wyuczone gesty były tak silnie zakorzenione, że nie mogła ich zmienić nawet ta surrealna sytuacja.

-Kawy? – wiedziałam, że jeśli się napiję, będę musiała pędzić siku, ale skinęłam głową. Kiedy nalewała czarny płyn do kubeczka, strąciłam na podłogę książkę Jacka. Schyliłam się błyskawicznie, zanim on zdążył to zrobić, ale moja ręka – zamiast sięgnąć po powieść - wślizgnęła się do dolnego pojemnika w tym metalowym gruchocie. Dobrze wiedziałam, czego szukać, ale i tak o mały włos nie przebiłam sobie dłoni nożem. Szybko wsunęłam go w rękaw i podniosłam książkę. Stewardessa – Annie – niczego nie zauważyła, ale Jack zesztywniał. Jednym haustem wypił swoją kawę, więc oddałam mu też swoją. W torbie miałam jeszcze butelkę mineralnej.

-To nie ma sensu – szepnął, kiedy Annie nas minęła. Skuliłam się, pozwalając, żeby rozluźnione włosy opadły mi na twarz.

-Muszę się czymś zająć – wymamrotałam. –Bo jak zacznę myśleć, totalnie się rozsypię.

Zanim zorientowałam się, co robi, objął mnie ramionami i przytulił mocno do siebie. Normalnie, gdyby próbował to zrobić facet, którego znałam od kilku godzin, wylądowałby na ziemi, wyjąc z bólu. Ale Jackowi zaufałam. Poza tym – skoro mieliśmy tylko kilka godzin życia…
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
lina_91 · dnia 11.05.2010 08:48 · Czytań: 640 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Komentarze
Elwira dnia 11.05.2010 09:55
Tu jest lepiej, utrzymany dramatyzm i ciągłość akcji. Opisywane wydarzenia trzymają w napięciu. Co prawda nie wszystko jest jasne, ale zaczekam na kolejne części.
Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
28/04/2024 16:30
Mnie też miło Pięknooka, że zauważyłaś. »
ajw
28/04/2024 10:25
Kajzunio- bardzo mi miło. Dziękuję za Twój komentarz :) »
ajw
28/04/2024 10:23
mede_o - jak miło, że wciąż jesteś. Wzruszyłaś mnie :)»
Kazjuno
28/04/2024 08:51
Duży szacun OWSIANKO! Opowiadanie przesycone humanitaryzmem… »
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
ShoutBox
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty