Berger nadchodzi /fragment/ - msh
Proza » Długie Opowiadania » Berger nadchodzi /fragment/
A A A
Mój dziadek, kiedy miał sześćdziesiąt lat, wziął mnie na kolana i tajemniczo poinformował:
- Kiedy już, synku, będziesz po czterdziestce, to przyjdzie Berger i mocno namiesza w twoim życiu.
Przestraszyła mnie wizja spotkania z tajemniczym Bergerem, ale dziadek uśmiechnął się pod wąsem i dodał:
- Nic się nie bój – Berger przychodzi i odchodzi.
Dziadek zmarł dwadzieścia lat temu. Z pamięci uleciało wiele wspomnień, ale to o Bergerze zostało w mojej głowie.


Ja pierdolę, mam czterdzieści pięć lat! Siedzę w knajpie i piję kolejnego dużego drinka (wódka z colą). Z każdym pociągnięciem zimnego napoju, składam sobie w myślach życzenia. Żadnych konkretów, ot jakieś drobiazgi o bogactwie, sławie i tym podobne bzdury. Uśmiecham się do kelnerki, nawet puszczam do niej oko, ale odwzajemnia mi tylko zawodowym skrzywieniem ust, a w odpowiedzi na moje „oczko”, wraz z następnym zamówieniem, pojawia się kelner. Mam wrażenie, że doniosła już koledze o tym, że jakiś stary zboczeniec na nią poluje.
Cholera, co za życie – stwierdzam w duchu. Płacę za alkohol i opuszczam ciepłą knajpę.
Na dworze chłodno, bo ja jestem listopadowy, więc zima za pasem i na ciepełko nie ma co liczyć.
Mam na imię Albert i jestem samotnikiem. Właśnie, nie samotny, tylko samotnik. Dzisiaj mówi się na takich singiel, ale jeszcze do niedawna mówiono stary kawaler, a właściwie: kawaler z odzysku, bo jeszcze wcześniej byłem mężem. Z tamtych czasów zostało mi bycie ojcem, bo ojcem jest się raz na zawsze.
Pracuję w firmie handlowej, na jakimś bliżej nieokreślonym stanowisku. Ani to kierownik, ani to zwykły pracownik - takie małe państwo w państwie, chociaż o całkowitej niepodległości raczej mówić nie można. Zarabiam nieźle, co nie znaczy, że wystarcza na wielkie szaleństwa w stylu wakacji w Egipcie, ale też nie zamartwiam się, czy wystarczy do „pierwszego”, chyba, że moje córki mają specjalne wydatki, a trzeba przyznać, że te mnożą się jak króliki w Australii. Z drugiej strony cieszę się, że mogę sprawić im przyjemność; wyrzuty sumienia, że nie jestem z nimi, są wtedy znacznie mniejsze.

Właśnie dzwoni telefon.
- Cześć kolo (tak mnie czasami nazywają), wszystkiego naj – słyszę ich głos w słuchawce.
- Ale sprawiłyście mi przyjemność – odpowiadam ucieszony.
- Jak tam? – dopytują.
- Nieźle. Mam czterdzieści pięć lat i czuję się całkiem, całkiem.
- Bo ty jeszcze niezłe ciacho jesteś, tato.
Trafiają mnie tym określeniem. Prosto w moje ego, w samą dziesiątkę tej małej istotki, która tylko czeka na takie słowa, by zacząć rosnąć, i rosnąć, i rosnąć…
- Tato? Jesteś?
- Jestem, jestem. Zamyśliłem się.
- No, to dobra. My zmykamy na imprę. Jeszcze raz wszystkiego naj. Całuski.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć - już się rozłączyły. Z uśmiechem na ustach, gratuluję sobie w duchu, że mam takie fajne i mądre córki. A potem, moje rozbudzone ego, zaczyna delektować się „niezłym ciachem”. Przesadzają – próbuję być skromnym, ale po chwili, ten mały potwór wybija mi skromność z głowy. No, faktycznie: źle nie jest. Spoglądam w szybę witryny sklepowej. To, co widzę prezentuje się nienajgorzej – modny ubiór (zawdzięczam to córkom, które od czasu do czasu zaciągają mnie, do którejś z galerii handlowych i wybierają ciuchy – niezbyt młodzieżowe, ale też dbają o to, żebym nie wyglądał jak „stary dziad”), fryzura ala Bruce Willis (to pomysł na łysienie; kiedy już nie można było nic z tym zrobić, ogoliłem głowę do skóry - teraz zostawiam sobie dokładnie 0,8 mm włosów i czuję się z tym dobrze), dwudniowy zarost, który nadaje mi dodatkowego uroku, modne okulary, dzięki którym mam intelektualny, jak określiła koleżanka z pracy, wygląd i figura, której, pomimo dwukilowej nadwagi, nie muszę się wstydzić. Mam metr osiemdziesiąt osiem wzrostu, a to również powoduje, że jestem w miarę atrakcyjnym (skromność, skromność!) facetem. Oczywiście są rzeczy, które chciałbym w sobie zmienić, ale któż nie ma wad, a te moje to jednak same drobiazgi.

Z zamyślenia wyrywa mnie okrzyk. Oglądam się. Za mną stoi dziewczyna, tak na oko, dwudziestoletnia. Taksuję ją spojrzeniem. Ładna ta mała – myślę sobie.
- Cholera – klnie dziewczyna.
- Co się stało? – pytam, a ona pokazuje ręką spódnicę.
Teraz już wiem. Dżinsowa spódnica jest cała mokra i oblepiona szarą breją – kombinacją stopniałego śniegu i piasku.
- No, to faktycznie problem – próbuję ją pocieszyć.
- I co ja teraz zrobię? Za pół godziny miałam być na przesłuchaniu. Nie pójdę w takim stroju…
- A może pani zdąży przebrać się w domu i wrócić na czas? – podpowiadam.
Spogląda na mnie uważnie.
- Pomysł dobry, ale odpada. Mieszkam na drugim końcu miasta. Nie ma szans, żebym zdążyła – odpowiada zrezygnowana.
Korci mnie. Oj, jak mnie korci, żeby to powiedzieć…
- Mieszkam sto metrów stąd i jeśli pani się mnie nie boi… – w tym momencie na mojej twarzy pojawia się najmilszy uśmiech, na jaki mnie stać – …to zapraszam do siebie. Przetrze pani spódnicę i wysuszy. Mam suszarkę bębnową – dodaję szybko, żeby sprawa była jasna.
Spogląda na mnie uważnie i przypatruje się przez chwilę. Mam wrażenie, że trwa to wieczność. Uśmiech, ten najmilszy, nie schodzi z mojej twarzy, ale różnie może być i za chwilę mogę dostać w twarz…
- Zgoda – wyrywa mnie z zadumy. – Chodźmy.
Wypuszczam z ulgą powietrze, ale tak, żeby nie zauważyła.
- Więc chodźmy – rzucam wesoło i ruszam w stronę domu.
Idziemy w milczeniu. Słychać tylko chlupotanie butów w śniegu. Zastanawiam się, czy nie zostawiłem bałaganu, czy na środku pokoju nie rzuciłem skarpetek, albo bielizny… Znowu, z zadumy, wyrywa mnie głos dziewczyny.
- Mam na imię Marta, a pan?
- Albert. Albert jestem.
- Ładnie. Ładnie i nietypowo.
Kiedyś miałem kompleksy na punkcie swojego imienia. Dzieciaki śmiały się ze mnie i dokuczały, ale wraz z wiekiem, złość na rodziców, którzy obdarzyli mnie takim imieniem, minęła. Przyzwyczaiłem się i pogodziłem z tym faktem, tym bardziej, że kobietom podobało się moje imię, a w chwilach ekstazy uwielbiały wykrzykiwać: Albercik, Albercik…
- Dziękuję. Mnie też się podoba – podziękowałem dziewczynie.
Po chwili byliśmy na miejscu.
- Tutaj mieszkam – wskazałem dziewczynie masywne drzwi do kamienicy.
- No, no… - powiedziała z podziwem.
- Oddziedziczyłem to mieszkanie po rodzicach, a oni po swoich – żadna w tym moja zasługa – próbowałem się tłumaczyć, ale dziewczyna stała przed drzwiami z miną, z której mogłem wyczytać szacunek, respekt, a może nawet większe zainteresowanie moją osobą.
- Zapraszam do środka – powiedziałem otwierając drzwi.
Weszliśmy do klatki. Włączyłem światło.
- Drugie piętro – rzuciłem i ruszyliśmy pod górę.
Kilkadziesiąt schodów później byliśmy już w moim mieszkaniu.
- Proszę się rozgościć, tam jest łazienka – wskazałem drzwi. – Na półce leżą czyste ręczniki.
Skinęła głową i weszła do łazienki. Usłyszałem chrzęst klucza, a potem szum wody lecącej z kranu...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
msh · dnia 04.10.2010 09:24 · Czytań: 770 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 12
Komentarze
Usunięty dnia 04.10.2010 12:42
Cytat:
Spoglądam w szybę witryny sklepowej.

to on już nie siedzi w barze?

Jak to miło poczytać coś, gdzie co zdanie nie trzeba się zastanawiać, co autor miał na myśli. Oprócz wspomnianego wyżej momentu żadnych zarzutów nie mam. Co do treści nie ma sensu się wypowiadać, skoro to tylko krótki fragment. Powiem tylko, że mój odbiór od początku jest lekko skażony, bo Berger kojarzy mi się odruchowo z bohaterem "Hair"...
Krzysztof Suchomski dnia 04.10.2010 13:04
Piątka za skojarzenie, Oke :D. Tu Berger raczej oznacza chorobę, ale nijak się ten wstęp ma do dalszej partii tekstu. Fragment jest za krótki, by kusić się o ocenę.
Krystyna Habrat dnia 04.10.2010 13:14
Zachęcił mnie do czytania tajemniczy tytuł, potem pierwszy akapit, ale zniechęciły do dalszej lektury nieparlamentarne słowa, które nie wydały się konieczne. Trudno, czytelnik to nie zawodowy krytyk, i może mieć kaprysy w wyborze tego, co zechce czytać. Ale żałuję, bo zapowiadało się ciekawie.
msh dnia 04.10.2010 13:54
O_M, "Cholera, co za życie – stwierdzam w duchu. Płacę za alkohol i opuszczam ciepłą knajpę." - musiało Ci to umknąć. zapomniałem, że tak miał na imię bohater Hair, może wymyśliłbym coś innego, ale zaznaczam, że jest to tylko przypadkowa zbieżność i nie ma nic wspólnego z charekterem lub postępowaniem tego Bergera z Hair. wiem, że trudno oceniać fragment, ale chodziło mi o zachętę lub nie - pisać dalej czy też nudą wieje ) KS, nie do końca jest to choroba, chociaż i tak można pewnie opisać tzw. kryzys wieku średniego u facetów ;) S, czy jeden nieparlamentarny wyraz, występujący zresztą często w życiu i użyciu, naprawdę Cię zniechęcił do czytania? "o rany", "kurczę" brzmiałoby śmiesznie. sam, na swoje czterdzieste urodziny, zareagowałem w ten sposób, ale może ja mam nietypowe podejście czy cóś... dziękuję za przeczytanie i komentarze,. pozdrawiam serdecznie. msh
Usunięty dnia 04.10.2010 14:07
Zwracam honor, rzeczywiście mi umknęło. Jak dla mnie, to możesz pisać dalej.

Ps. Wolę, jak się do mnie mówi/pisze Oke :)
zajacanka dnia 04.10.2010 14:40
Ale ciacho! Biore go! Albercika, znaczy :D Doskonale sie czyta, msh. Lekko napisane, trafnie opisujesz meskie zachowania. Czekam na cd. :)
Oke - dlaczego Twoj odbior byl "lekko skazony". Berger z "Hair" to przeciez pozytywna postac:)
Usunięty dnia 04.10.2010 14:45
Ja wiem, Zajacanko, chodzi o to, że ten Berger z "Hair" mimowolnie gdzieś mi się tam pałętał, kiedy czytałam tekst i co chwilę się zastanawiałam, czy to ten Berger, czy jakiś inny... ;)
Miladora dnia 04.10.2010 17:15
Pisz, pisz, Bracie. :D
Spodobał mi się Albert (nie będę mówiła Albercik). ;)

I jeżeli o mnie chodzi, to możesz nawet od czasu do czasu jakimiś "kurwami" rzucić. No bo co? :D
To żywy człowiek, nie ugrzeczniony manekin. W dodatku ja też czasem rzucam, więc spokojnie bym mogła iść z nim na urodziny. :D

Buźka i dawaj szybko następną część. ;)
Usunięty dnia 05.10.2010 02:53 Ocena: Bardzo dobre
Twój tekst ma klimat. Oczywiście nie taki jak w Bergen-Belsen.

Ps. to dobry tekst.
Wasinka dnia 05.10.2010 11:48
Jak zwykle czyta się przyjemnie. Masz lekki i sprawny styl, Msh. Potrafisz go wpasować w treść i stworzyć odpowiednią atmosferę. Z chęcię zajrzę do kolejnych fragmentów.
Pozdrawiam serdecznie.
Izolda dnia 07.10.2010 19:57 Ocena: Bardzo dobre
Posiedziałam z Tobą w barze, podsłuchiwałam rozmowy oraz głos wewnętrzny i uśmiechałam się przez cały czas z różnym natężeniem. To znaczy, że czas nie był zmarnowany. I ponieważ rachunku nie musiałam płacić, zostało tylko jedno pytanie: kiedy nas zaprosisz znów?
msh dnia 12.10.2010 16:42
z, ciacho się cieszy - nawet bardzo ) M, będę pisał, Siostro! Albercik faktycznie nie jest manekinem, ale kląć przesadnie nie będzie - po prostu tyle ile w życiu. OZ, tym Bergen-Belsen mnie zaskoczyłeś, bo kojarzy mi się tylko z jednym... ale za klimat dziękuję ) W, lekki i sprawny bardzo się cieszą i zapraszają do kolejnych fragmentów ) I, oddycham z ulgą, że nie zmarnowałaś czasu i uśmiechałaś się od czasu do czasu. zaproszenie, mam nadzieję, już wkrótce. dziękuję za przeczytanie i komentarze. pozdrawiam serdecznie. msh
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Jacek Londyn
07/05/2024 22:15
Dziękuję za komentarz. Cieszę się, że udało mi się oddać… »
OWSIANKO
07/05/2024 21:41
JL tekst średniofajny; Izunia jako Brazylijska krasawica i… »
Zbigniew Szczypek
07/05/2024 21:15
Florianie Trudno mi się z Tobą nie zgodzić - tak, są takie… »
Zbigniew Szczypek
07/05/2024 20:21
Januszu Wielu powie - "lepiej najgorsza prawda ale… »
Kazjuno
07/05/2024 12:19
Dzięki Zbysiu za próbę wsparcia. Z krytyką, Jacku,… »
Kazjuno
07/05/2024 11:11
Witaj Marianie, miło Cię widzieć. Wprowadzając… »
Marian
07/05/2024 07:42
"Wysiadł z samochodów" -> "Wysiadł z… »
Jacek Londyn
07/05/2024 06:40
Zbyszku, niech Ci takie myśli nie przychodzą do głowy. Nie… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 20:39
Pulsar Świetne i dowcipne, a zarazem straszne w swoim… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 13:43
A przy okazji - Zbyszek, a nie Zbigniew. Zbigniew to… »
Jacek Londyn
06/05/2024 13:19
Kamień z serca, Zbigniewie. Dziękuję, uwierzyłem, że… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 12:43
Tak Jacku, moja opinia jest jak najbardziej pozytywna. Zdaję… »
Jacek Londyn
06/05/2024 12:23
Drogi Kazjuno. Przyznam, że bardzo zaskoczyła mnie… »
Kazjuno
05/05/2024 23:32
Szanuję Cię Jacku, ale powyższy kawałek mnie nie zachwycił.… »
Zbigniew Szczypek
05/05/2024 21:54
Ks-hp Zajrzałem za Tetu i trochę się z nią zgadzam. Ale… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/05/2024 20:47
  • Hallo! Czy są tu jeszcze jacyś żywi piszący? Czy tylko spadkobiercy umieszczają tu teksty, znalezione w szufladach (bo szkoda wyrzucić)? Niczym nadbagaż, zalega teraz w "przechowalni"!
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/05/2024 18:38
  • Dla przykładu, że tylko krowa nie zmienia poglądów, chciałbym polecić do przeczytania "Stołówkę", autorstwa Owsianki. A kiedyś go krytykowałem
  • Zbigniew Szczypek
  • 02/05/2024 06:22
  • "Mierni, bierni ale wierni", zamieńmy na "wierni nie są wcale mierni, gdy przestali bywać bierni!" I co wy na to? ;-}
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty