Wędrówka nie była tak interesująca, jak się Deiranowi i Chrisowi zdawało na początku. Pułapki gęsto rozmieszczone w długim korytarzu najpierw bawiły podróżników, jednakże po częstym uskakiwaniu przed tymi samymi niebezpieczeństwami nawet największemu miłośnikowi przygód zrzedłaby mina.
Na szczęście dla znudzonych przyjaciół, droga skończyła się dość szybko. Przed nimi ukazały się pokryte runami żelazne drzwi.
Czarodziej podszedł do nich, po czym zaczął wymawiać jakieś dziwne słowa i gestykulować. Po jakimś kwadransie nic nie wskórawszy opuścił ręce w geście rozpaczy i kucnął pod ścianą.
Łowca podszedł do wrót. Przyjrzał się dokładnie i pchnął je energicznie. Drzwi były już otwarte. Czarownik wstał, z nutką niedowierzania spojrzał na otwarte przejście i ruszył przed siebie.
Obydwaj wędrowcy z otwartymi ustami stanęli i rozejrzeli się dookoła. Znaleźli się w jaskini tak ogromnej, że magiczne światło nie sięgało nawet przeciwnej ściany. Majestatyczne kamienne kolumny podpierały sufit skąpany w mroku. Pojedyncze kałuże dodawały temu miejscu poczucia bezradności wobec siły natury.
Podróżnicy powoli szli do przodu, cały czas rozglądając się wokoło. Magiczną atmosferę zakłócił po chwili przerażający widok. Potężne, smocze cielsko leżało w okropnym nieładzie.
Bojownicy natychmiast przyspieszyli. W połowie drogi do zwłok ujrzeli coś jeszcze gorszego. Przy gadzim pysku stał jakiś mężczyzna i sypał jakąś substancję wprost do gardzieli gigantycznego stwora.
-Nareszcie jesteście- powiedział i odwrócił się do przybyszy- Czekałem na was.
-Świetnie. Kolejny arcyłotr chce nam przeszkodzić- sarkastycznie rzekł półelf, po czym odezwał się Chris:
-Zabiłeś tego smoka?
-Oczywiście, że nie- odpowiedział nieznajomy- On był od dawna martwy. Ja tylko przybyłem tu wraz z mymi sługusami i dokończyłem dzieła władców piekieł. Dra-karedas!
Tajemnicza postać zaczęła wymachiwać rękoma. Nim czarodziej zdołał coś powiedzieć, wielka powieka odsłoniła martwe oko. Smok powoli wstawał, mimo zaawansowanego stanu rozkładu.
-On żyje! Udało się!- zaśmiał się nieznajomy- Ha, teraz...
Nekromanta nie dokończył. Ogromna łapa wgniotła go w ziemię.
-Jednego nudziarza mniej- powiedział Deiran, po czym wraz z towarzyszem pognał w stronę wyjścia.
Nieumarły, mimo swej nieporadności, poruszał się niebywale szybko. Jego skrzydła były podarte, ale nie musiał latać, by zbliżać się do ściganych.
Ci zaś zdołali umknąć w ostatniej chwili. Potworne szczęki zacisnęły się tuż przed drzwiami.
-I co teraz? Gdzieś tam jest ostatni klucz!- lamentował mag.
-Mam łyżkę, możemy się przekopać z innej strony- powiedział wojownik, sięgając do kieszeni.
-Tja. Bądź choć raz poważny. Musimy... Nie w takiej chwili!- warknął czarodziej na widok przyjaciela podpalającego fajkę.
-Dobra, już chowam- mruknął półelf. Po sekundzie wykrzyknął niezwykle optymistycznym głosem- Naszyjnik Mufassa!
Chris puknął się w czoło, po czym wyciągnął srebrny wisiorek zawieszony na rzemyczku.
-Starczy tylko na pięć minut. Zaryzykujesz?
Tropiciel nie odpowiedział, tylko założył medalion. W mgnieniu oka stracił cielesną postać. W formie niewyraźnego obłoczku przefrunął przez żywego trupa. Ten zaś nie zorientował się, co się właśnie zdarzyło i wciąż czatował przy wejściu.
Wojownik śpieszył się, na ile pozwalała mu nowa forma. Nim transformacja dobiegła końca, znalazł się na drugim końcu groty. Była dobrze oświetlona dzięki prześwitom w suficie. Bez problemu podróżnik dostrzegł skrzyneczkę umieszczoną na postumencie. Poczekał sekundę, nabrał ciała i otworzył kuferek. Na dnie leżał nieduży kluczyk o kształcie półksiężyca.
Deiran pobiegł ze zdobyczą do wrót. Zapomniał jednak o jednym. Smok, nie mogąc wcisnąć się do korytarza, cały czas czatował na zdobycz.
Dostrzegli się w tym samym momencie. Jednakże nieumarły zareagował szybciej. Natychmiast pobiegł w stronę przeciwnika. Tropiciel zaś odwrócił się i pognał, osiągając niebywałą prędkość.
Teraz wszystko zależało od maga. Ten w pośpiechu zaczął przypominać wszystkie znane czary. Jednak w takim stresie nie było to proste.
Wtem przyszło mu na myśl jedno z jego pierwszych zaklęć. Od razu zaczął je rzucać. Jego ruchy wyglądały bardzo dziecinnie, a słowa przypominały gaworzenie niemowlęcia. Ale magia ta była skuteczna. Natychmiast rozbrzmiał wokół delikatny, ale głośny dziewczęcy śpiew.
Potwór zatrzymał się i nasłuchiwał. Po chwili zaczął kręcić się dookoła, próbując dostrzec źródło irytującego dźwięku.
Wykorzystał to Deiran. Po cichu przeszedł koło agresora i dobiegł do towarzysza. Obydwaj uśmiechnęli się na swój widok i ruszyli w stronę wyjścia z piramidy.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Maelion · dnia 04.05.2008 12:14 · Czytań: 618 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora: