Cioteczka Bo od razu odebrała telefon.
- Co u ciebie? - zawsze pytam, podświadomie czegoś się obawiając.
- U mnie ? Wszystko dobrze - odpowiedziała spokojnie.
- Może zobaczyłabyś coś... - Przedstawiałam moją małą prośbę w kilku zdaniach.
- Dobrze, ale w sobotę. W sobotę mam dużo czasu. - Czułam, że się uśmiecha po drugiej stronie słuchawki.
- To, do soboty... - zakończyłam rozmowę, odkładając telefon na biurko.
Tydzień minął szybko. Zadzwoniłam wieczorem. Bo nie odbierała. Pewnie ktoś ją poprosił do siebie, może jakieś imieniny? Spojrzałam w kalendarz. "Spróbuję jutro" - potrzebowałam dodać sobie otuchy i przegonić niepokój. Następnego dnia, ani przed południem, ani po południu - Bo nie odbierała. Jeszcze mogłam spróbować na komórkę, ale to przecież nic pilnego. Może mieć ważne sprawy, nie będę przeszkadzać.
I
Pawełek spotkał się z Kasią w parku.
- Chodźmy nad jezioro! – powiedział, biorąc dziewczynę za rękę. Nie widzieli się w święta, bo wyjeżdżała z rodziną. Teraz stęskniony nie mógł oderwać wzroku od jej niebieskich oczu. Zresztą ona też patrzyła na niego tak samo. "Nikt nigdy tak nikogo nie kochał, nigdy, to po prostu niemożliwe!"- myśleli jednocześnie, nie mówiąc głośno.
Niebo odbijało się w spokojnym jeziorze i zielona woda była teraz zupełnie niebieska. Kasia usiadła na pomoście. Pawełek rzucał kamyki i patrzył na rozpływające się po powierzchni koła. Zrobiło się tak ciepło, że zdjął kurtkę.
W pewnej chwili chwycił dziewczynę na ręce.
- Zabieram cię stąd! Na koniec świata!
- A co tam będziemy robić? – spytała Kasia, mocno przytulając się do Pawełka.
- Zbudujemy szałas, rozpalimy ognisko, ja złowię ryby, a ty ugotujesz zupę. Potem będzie wieczór, a my będziemy razem...
Pawełek nie dokończył. Przez chwilę poczuł się głupio, ale tak czasem sobie marzył i zawsze chciał jej to powiedzieć.
Gdy wracali w kierunku miasteczka, było już późno, powietrze wilgotniało i Kasia drżała z zimna. Chłopak oddał jej swoją kurtkę pilnując, aby dobrze się owinęła.
Rozstali się przed domem dziewczyny.
- Na noc idę do dziadka, nie chcę, żeby był sam. – Pawełek się uśmiechnął i pocałował Kasię jakoś szczególnie. Tak to odczuła, ale nie potrafiła określić, skąd takie dziwne wrażenie.
Dziadek przygotował kolację. Zawsze szczęśliwy, gdy ukochany wnuczek zostawał u niego na noc. Już rok mieszkał sam. Od czasu, gdy... jej zabrakło. Pawełek bardzo kochał babcię, a ona jego. Był jej pierwszym wnuczkiem. Teraz pilnował, aby nic się nie zmieniło, niczego nie pozwalał przestawić. Chciał, aby było tak samo. Jakby ona za chwilę miała wrócić i podać im herbatę z sokiem.
Teraz oglądał z dziadkiem telewizję. Film się skończył, ale z chłopcem działo się coś dziwnego.
- Położę się już – powiedział, jakby sam do siebie.
Poszedł poszukać telefonu. Jeszcze wiadomość dla Kasi: "Nie pisz już do mnie dzisiaj smsów, bo nie odpiszę, źle się czuję" - wysłał tekst i poczekał, aż przyjdzie potwierdzenie.
- Pawełku, wstawaj, jest śniadanie! – dziadek otworzył drzwi pokoju i wołał w kierunku łóżka, na którym spał wnuk.
Czekał w kuchni dobre dziesięć minut, ale ten się nie pojawił. Więc znów otworzył drzwi i teraz wszedł do pokoju.
- Spóźnisz się do szkoły... - Przez chwilę myślał, że chłopiec żartuje.
- To już kilka godzin - powiedział lekarz, wypełniając druki. Trzeba zrobić sekcję. - Nie potrafię podać przyczyny... Bardzo mi przykro.
Cmentarz był cały wypełniony ludźmi z miasteczka. Brakowało słów. Kasia niczego nie potrafiła zrozumieć, miała nadzieję, że za chwilę obudzi się z potwornego snu, weźmie telefon, zadzwoni do Pawełka, a on tak po prostu odbierze.
- Teraz jest razem z nią, swoją kochaną babcią. - Dziadek stał nad przykrytym kwiatami grobem i tępo patrzył w bukiet kalii.
Cioteczka Bo podeszła do ojca Pawełka.
- Nie obwiniaj się, nie obwiniaj. Jeżeli tylko spróbujesz się winić, to przypomnij sobie, co ci powiedziała cioteczka Bo – "Nie jesteś winny!"
***
Wieczorem Bo odebrała mój telefon.
- To nic, że nie znalazłaś czasu – powiedziałam. - Ale jak to możliwe, że sekcja nic nie wykazała, tak po prostu żadnej przyczyny? Nie rozumiem.
- Tak napisali – "przyczyna nieznana"...
Zobaczyłam, że nie jest jeszcze tak późno. Wyjdę na spacer.
II
Tomek był w autobusie sam. To dziś ostatni. Następny na pętli pojawi się z oznaczeniem linii nocnej. Chłopak położył gitarę na sąsiednim siedzeniu i wyjrzał jeszcze na Anię, która teraz sama została na pustym przystanku. Chciała go odprowadzić, a było tak późno, powinna szybko wrócić do hotelu. Jeszcze tylko miesiąc, skończy się zgrupowanie i już będzie mogła rozpocząć swoje upragnione studia. Tomek rozmarzył się i o mało nie zapomniał wysiąść tam, gdzie powinien. Chciał się wyspać, rano miał mieć próbę z zespołem...
- Synku, wstań. - Mama weszła do pokoju Tomka. Jej twarz go przeraziła.
- Mamo, co się stało? – zerwał się, a w krzyku, który dotarł do jego uszu nie poznał swojego głosu.
- Niestety, byłeś ostatnią osobą, która widziała ją żywą. Wiesz, że jesteś podejrzany?
Tomek nie był w stanie mówić. Jakby nic do niego nie docierało. Wyszedł z policjantami do radiowozu. Bez swojej gitary. Siedział nieruchomo z zamkniętymi oczami. Widział Anię, uśmiechała się i odgarniała długie blond włosy. Jedynaczka – pomyślał - jedynaczka... Poczuł, że mocny, straszny dreszcz pokrywa go zimnym potem.
- Ten zwyrodnialec zamordował moją córkę! - ojciec dziewczyny krzyczał na cały komisariat. "To też głos rozpaczy." "On rozpacza" – tłumaczył sobie Tomek.
Po chwili poprosili go do pokoju porucznika.
- Kierowca cię pamięta. Pamięta twoją gitarę. Zabieraj się stąd.
Początek roku akademickiego zgromadził nowych studentów. Pełna gala. Uroczyste stroje, wykład inauguracyjny. Na koniec zapowiedziano występy zespołów, tymczasem kolejna godzina zaczynała nudzić wszystkich. W wielkiej sali robiło się głośniej.
Zmiana dekoracji. Na scenie pojawiły się instrumenty, a gdy Tomek zaczął śpiewać, szepty ustały.
- Wiesz, jutro już wyjeżdża do Ameryki - szepnęła mi siedząca obok koleżanka.
- Znasz go? - spytałam.
- Tak... - Więcej dowiedziałam się później.
Skończyłam list do przyjaciółki. W postscriptum zapytałam w jednym zdaniu. – "Masz jeszcze tę starą kasetę z piosenkami?"
III
Gorący czerwiec cieszył oczy kolorami i światłem. Długie dni kończyły się ciepłymi nocami pod gwiaździstym niebem. W szklarniach zieleń dopominała się wody i cienia. Zajęć było dużo. Pani Małgosia wydawała studentom polecenia.
- Słuchajcie, musimy jeszcze przygotować podłoże - chłopaki do roboty!
Worki kory i torfu zamieniły się w czarną górę. Posypane nawozem zaczynały wyglądać jak ciasto czekoladowe z cukrem pudrem. Była już pora na drugie śniadanie.
- Chodźcie, dziewczyny, po ogórki – powiedziała któraś i poszłyśmy wszystkie do dusznej i parnej Kambodży, jak nazywałyśmy szklarnię z ogórkami.
- Małgosia w sobotę wychodzi za mąż!
- Ładnie wygląda, jest taka szczęśliwa!
- Będzie miała śliczną wiązankę... - nasza rozmowa zamieniała się, jak zwykle, w plotki.
Rzeczywiście pani Małgosia wyglądała ostatnio ślicznie. Jej niebieskie oczy promieniały radością, a blond włosy błyszczały w słońcu jak kłosy pszenicy. W naszej wyobraźni stworzyłyśmy bajkę o miłości i szczęściu.
- Kto ma dyżur w weekend?
- Ja – odezwałam się - ja i Basia. Będziemy same. Pani Małgosi nie będzie, przecież wychodzi za mąż.
Sobota minęła spokojnie. Wracałam z bukietem moich ulubionych frezji. Pachniały szczęściem...
W niedzielę przyjechałam na dyżur wcześniej. "Czy to Małgosia? Co się stało? Wjechała na teren szklarni swoim nowym samochodem, ale to niemożliwe!". Ubrana na czarno, spojrzała na mnie oczami... Nie! To już nie były oczy...
W otwartym bagażniku leżał wieniec ze świeżych kwiatów... Nie była to wiązanka panny młodej!
Narzeczony pani Małgosi zginął dzień przed ślubem. Wpadł samochodem na drzewo, a ona już nigdy nie była tamtą Małgosią.
***
Młody kapucyn popatrzył na mnie z troską. - Wiesz, nigdy nie wiadomo, co by było, gdyby coś się potoczyło w życiu inaczej, nigdy nie wiadomo, co by się stało...
A ja nie mogłam zrozumieć, skąd w nim tyle mądrości, skąd tyle ciepła? Był młodym przystojnym, mężczyzną, dlaczego został księdzem? Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, ale po pewnym czasie już nie umiałam odróżnić moich emocji, od tego co było w nim. Pewnie wiedział dużo więcej, może nie tylko wiedział?
***
- Mamo, bardzo mnie ostatnio boli serce - córka mówiła mi to już kolejny raz w tym tygodniu.
- Może przejdzie. Jak cię boli?
- Tak mnie zatyka, nie mogę oddychać.
Wzięła rower i pojechała. "Wróci, musi wrócić" - powiedziałam sama do siebie głośno. Ale przed oczami pojawił się widok sinych stópek noworodka. Nie, wszystko w porządku, będzie dobrze, musi być dobrze! Wiosna taka piękna.
"To był cud, że przeżyłaś" – tak mówiła babcia, za każdym razem, do znudzenia opowiadając dawne wydarzenie. Może teraz nie będę żałować tego cudu. Każda chwila jest taka ważna, pomyślałam.
Historie podobne do opisanych, wydarzyły się naprawdę, jednak relacje bohaterów, dialogi między nimi i miejsca akcji są fikcją literacką.
2009
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
julanda · dnia 10.07.2011 15:02 · Czytań: 1215 · Średnia ocena: 4,83 · Komentarzy: 23
Inne artykuły tego autora: