Odświętnie ubrani wierni pozajmowali wszystkie krzesła w „Kościele na Górze“, jak nazywali swoje miejsce zgromadzeń. Za mównicą stanął ich duchowy przewodnik - zadbany pastor, mężczyzna około pięćdziesięcioletni, obdarzony wybitnym talentem krasomówczym. Ładny garnitur i różowa koszula dodawały mu blasku.
- Witam szanownych zebranych! Witam drogie siostry i drogich braci oraz… Hmm, chciałem dodać: „witam przyjaciół Prawdy“, ale przecież nie ma już przyjaciół Prawdy, prawda?
- Amen! - odpowiedziało głośno całe zgromadzenie.
- Amen - zapisała w protokole z nabożeństwa sekretarz kościoła, poprawiając grube okulary.
- Nie ma ich - kontynuował pastor - bo wszyscy wyznajemy obecnie jedyniesłuszną wiarę! Wszyscy na świecie wierzymy tak samo! Wyobraźcie to sobie. Nie ma już inaczej wierzących, niewierzących, ateistów, agnostyków, świadków Jehowy ani nawet katolików czy innych popaprańców przekabaconych na wschodnią modłę! Nasz Bóg w niebie cieszy się z tego faktu, albowiem niebo mamy już teraz tu, na ziemi! Czyż nie za to codziennie oddajemy chwałę naszemu Panu? Za tę łaskę, pomimo tego, że nasz Pan jeszcze nie przyszedł, to my już mamy tu niebo!
- O, tak! - zakrzyknął tłum.
- O, tak - dopisała sekretarz w swoim małym komputerku. Notowanie przebiegu nabożeństw - wprowadzone dekadę temu - wiele ułatwiało i w łatwy sposób pomagało rozstrzygać, pojawiające się od czasu do czasu, kwestie sporne. W prosty też sposób pozwalało weryfikować jakość wiary wyznawców.
- Oddajemy Ci chwałę, Panie! Wszyscy proszę!
- Oddajemy Ci chwałe, Panie!
- Bo my, Kościół Boży, jesteśmy jedynym prawdziwym Kościołem na tym ziemskim padole - rozkręcał się kaznodzieja. - I nie ma innego! Kiedyś owszem, jakieś tam były, ale teraz Pan okazał nam łaskę i Prawda zatryumfowała, goszcząc u nas na Ziemi! Teraz nie musimy już w kółko błądzić albo poszukiwać. Bo wszyscy znaleźliśmy! Pan sprawił, że wszyscy znaleźliśmy prawdziwą wiarę!
- Amen! - zgromadzony tłum wyraził swoją aprobatę.
Rozejrzałam się po twarzach rozentuzjazmowanych wiernych. Wyraźnie było widać, że uwielbiali swojego pasterza.
- Tak myślałem - odpowiedział mówca w nieco arogancki sposób. - Ale zanim przejdziemy do ogrodu Słowa Pańskiego pewna niewygodna sprawa jest. Jeden z nas dopuścił się zdrady!
Zebrani spojrzeli po sobie z przerażeniem.
-„Kto mógł zdecydować się na taki krok?“ - przebiegło z szybkością błyskawicy przez niejedną głowę. W sali zapadła wyczekująca cisza. Pastor obrzucił uważnym wzrokiem całe zgromadzenie:
- To brat Wolma! - krzyknął, wskazując oskarżycielsko na człowieka siedzącego gdzieś w połowie sali. Wśród zebranych nastało duże poruszenie. Oskarżony spąsowiał na policzkach i spróbował wydostać się z miejsca zgromadzenia. Prawowierni współwyznawcy zastąpili mu drogę.
- Chciałeś uciec, bracie? - dociekał pastor. - On chciał uciec! - zaśmiał się oskarżycielsko, ukazując swoje dobrze zrobione, równe, białe zęby.
W kościele zawrzało. Jedni kiwali głowami, drudzy się śmiali, a trzeci klękali na kolana, by zmówić ostateczną modlitwę za duszę zbłąkanego.
- Kościół Boży nie toleruje odstępstwa! - oskarżał mówca. - A studiowanie przez internet zakazanej przez Kościół literatury jest największym z przestępstw. Zdradził cię, bracie, twój numer IP, haha!- tryumfował kaznodzieja.
- Otwórzcie okno i wyrzućcie tego Judasza na zewnątrz, gdzie jest płacz i zgrzytanie zębów! - rozkazał.
- Nie! Błagam! Nie jestem winny… - próbował ratować swoją skórę oskarżony.
- Trzeba było pomyśleć o tym przed zdradą! Cierpliwość naszego Pana się skończyła! Za okno z nim!
Mężczyźni rzucili się na odstępcę, który z wytrzeszczonymi oczyma próbował gdzieś uciec. Wierni byli jednak w liczebnej przewadze. Po chwili wypchnięto śmiertelnie przerażonego współwyznawcę za okno. Wraz z nim nieszczęśliwie wypadł też jeden z wyrzucających.
- Aaaa! - potworny krzyk spadających na bruk ludzi zamarł, zakończony głuchym chrzęstem uderzających o bruk ciał.
Bracia i siostry z przerażeniem pomieszanym z ulgą uważnie wyglądali przez okno. Ktoś zwymiotował w ciszy.
- Tak Pan karze odstępców! Widzę, że jeden z nas także zginął podczas obrony wiary. Kto to był? - kaznodzieja złożył swoje ręce jak do modlitwy.
- Bostwicki! - rozległo się z sali.
Pastor rozejrzał się po obecnych. Jego wzrok natrafił na dopiero co owdowiałą kobietę:
- Siostro Bostwicka, pozwól tu do przodu wraz ze swoim synem. Tak, nie bój się i podejdź tutaj. Proszę diakonów o dostawienie dwóch krzeseł w pierwszym rzędzie. Rzędzie zarezerwowanym dla „już zbawionych”.
- Usiądźcie tutaj i bądzcie pewni, że Pan docenił poświęcenie waszego męża i ojca, który zginął w obronie prawdziwej wiary. Pismo Święte - ostoja i wykładnia naszego prawdziwego wyznania - mówi nam o bohaterach wiary. Ci święci mężowie, może często niedoceniani za życia, oddawali je na chwałę naszego Boga w jakże tragicznych okolicznościach. Dlaczego? Może spytać niejeden... - mówca zawiesił na chwilę swój głos. Zgromadzeni wpatrywali się w niego jak głodne dzieci poszukujące strawy.
- Dlatego, że wiara była dla nich ważniejsza od ułuda życia tu na ziemi! Bo czasem człowiek może myśleć tak: mam dom, żonę, dzieci, elegancki samochód - i po co będę oddawał życie, skoro upływa ono we względnym szczęściu i znośnym samozaparciu dodatkowo wzmacnianym małymi dawkami rozkoszy, jakie ono ze sobą niesie. A dziś na naszych oczach nasz ukochany brat Bostwicki pokazał nam, co jest najważniejsze w życiu. Dziekujemy ci, bracie, za pokazanie nam w praktyce, co to znaczy prawdziwa wiara. Dziękujemy ci z całego serca!
Pastor zwrócił się do rodziny zmarłego:
- Od dziś będziecie siedzieć w pierwszym rzędzie, przeznaczonym tylko dla już zbawionych! To wielkie wyróżnienie, ale nasz brat pokazał, że jego rodzina jest godna zajmowania tego miejsca!
Na twarzy wdowy pojawił się promienisty uśmiech, jaki nie gościł u niej już od wielu lat.
- Chwalmy Pana pieśnią! Jaki dziś numer odśpiewamy?
- Ale mój Pikuś będzie zbawiony, nie?
Odwróciłam głowę do tyłu. Jakaś kobiecina, wyglądająca na szmergniętą, trzymała w dłoniach duże zdjęcie psa.
- Siostro Bodzechowa, proszę...
- Przecież nasz Pan stworzył też psy i niebo jest też dla nich...
- Zamknij się, siostro! - uciął chamsko kaznodzieja.
Wyszłam na korytarz w poszukiwaniu toalety. Nie mogłam wiedzieć, że za ścianą, w kościelnym Pokoiku Religii, żona mówcy kochała się perwersyjnie, dziko i lubieżnie ze swoim psem wilczurem. Miała taką chwilę odskoczni od nudnego męża, stresów życia i dwulicowego środowiska kościelnego. Takie szybkie, proste rżnięcie sprawiało, że jej całe ciało drgało w paroksyzmach rozkoszy, aż oczy zachodziły jej bielmem.
Kościół, którego zgromadzenie przed chwilą odwiedziliśmy, powstał podczas XIX-wiecznego przebudzenia religijnego obejmującego całe Stany Zjednoczone. Przyjął - nieco może chełpliwą - nazwę: Kościół Boży. W pierwszych latach swego istnienia ten szybko rozwijający się ruch wykorzystuje ewangeliczną szansę, by na początku XX wieku dotrzeć z Prawdą do najdalszych części świata. Jego misjonarze pracują sumiennie i w rozproszeniu, nie gromadząc się tylko w kilku dużych ośrodkach. Starają się wszędzie zanieść światło prawdy. W tym czasie na świecie następuje niebywały rozwój gospodarczy. „Prawa stają się bardziej sprawiedliwe, panujący bardziej humanitarni, muzyka słodsza a książki mądrzejsze“ - głosił w owym czasie pewien duchowny z Nowego Jorku.
XX stulecie było najdogodniejszym czasem, by dokończyć dzieło Boże na Ziemi. Prawie na całym świecie panował pokój. Od Paryża do Kantonu, z Nowego Jorku do Manilii, przez mało znane wówczas Chiny aż po daleką Australię można było nieść Ewangelię bez paszportu. W pismach wydawanych przez Kościół Boży rozlegają się prorocze słowa, że najwyższa pora rozpoznać czas, zanim będzie za późno. I tak się dzieje.
„Wasze powołanie jest czymś więcej niż tylko zarabianiem pieniędzy!“ - apelują liderzy szybko rozwijającego się ruchu. Coraz liczniejsze rzesze wiernych - hojnie łożących środki na słuszną sprawę - odwiedzają kolejne kraje i kontynenty, z żarliwością niosąc światło prawdy, które jest entuzjastycznie przyjmowane.
Z początku fundamenty wiary Kościoła Bożego były podobne zasadom wyznawanym przez inne denominacje protestanckie oraz zgodne z nauką Pisma Świętego, które bezwzględnie stawiano ponad ludzkie tradycje i obrzędy. Podstawą wiary było przestrzeganie dziesięciu przykazań w formie, w jakiej są one zapisane w Biblii. Nastąpił powrót do święcenia Sabatu, żydowskiego Szabesu - prawdziwego dnia odpoczynku, obchodzonego każdego siódmego dnia tygodnia. Odgórnie zabroniono wierzącym picia alkoholu i jedzenia mięsa - jako produktów szkodliwych dla zdrowia i obniżających wartość ewangelizacyjną pojedyńczego wyznawcy. Do Kościoła zapisywano tylko osoby dorosłe a samo przyjęcie do grona współwyznawców następowało zawsze po ceremonii chrztu świętego, poprzedzonej publicznym przyjęciem wszystkich jego nauk. Po wyznaniu wiary katechumen był prowadzony nad wodę, gdzie dokonywano aktu całkowitego zanurzenia. Zaaprobowano i wprowadzono też nakaz składania dziesięciny, przeznaczanej na misję, oraz bezwzględny zakaz ubierania przez kobiet spodni, który z biegiem czasu rozszerzono także na mężczyzn.
Tryumfalny pochód Kościoła Bożego trwał i bardzo wielu chciało, żeby ten stan pozostał na zawsze.
Jednak z biegiem lat pewne doktryny zaczęto marginalizować, inne pomijać, a jeszcze inne traktować jedynie jako pobożne wskazania dla nieochrzonych pogan i innowierców, których jednak z roku na rok na świecie ubywało. Kościół Rzymski w latach dziewięćdziestątych XX wieku stanowił jedynie 13 procent ogółu wierzących, z wyraźną tendencją spadkową. Islam ostał się tylko w kilku krajach bliskowschodnich, podobnie było z buddyzmem, a protestantyzm uległ prawie całkowitemu wymarciu.
W niektórych krajach Kościołowi udawało się współistnieć z inaczej wierzącymi - oczywiście na tyle, na ile pozwalała mu szeroko pojęta idea tolerancji. W innych państwach wszyscy musieli się Kościołowi Bożemu podporządkować i, jeśli umieli to robić, absolutnie nic im nie groziło ze strony wymiaru sprawiedliwości. Wszak każdy w swoim sercu mógł myśleć, co tylko chciał i dotąd nie wynaleziono żadnego „duchometru“, aby wiedzieć dokładnie, jaki dokładnie poziom duchowości posiada każdy pojedynczy obywatel. To można było tylko zgadywać.
Najliczniejszą grupą, z którą przyszło się zmierzyć Kościołowi Bożemu byli niewierzący. Ci jednak nie wtrącali się w jego ewangelizację i prowadzoną z kazalnic politykę, nie byli więc atakowani i żyli we względnym spokoju. Do czasu.
Wyjątkiem było kilka miejsc na ziemi, gdzie wyznawcy tego „jedyniesłusznego“ Kościoła stanowili przeważającą większość społeczeństwa. Rodziło to wiele poważnych problemów, nie dających się w ogóle ze sobą pogodzić. Jednym z takich krajów była też Polska.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt