Czekolada cz. III - Sue Ogg
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Czekolada cz. III
A A A
Jola szła zamgloną uliczką mysiego miasteczka. Chyba jednak nie powinna na niego tak wrzeszczeć. Biedny John… Nic nie rozumie. Najśmieszniejsze, że właśnie o to jej chodziło, żeby nie rozumiał. Myślała, że niewiedza go uratuje. A teraz serce ściskało się jej, gdy widziała, jak próbuje sam pojąć to na własny sposób. Całe to zniknięcie Dorotki, a potem Anrrdita… Sam tego nie zrozumie albo zrozumie źle. To ona będzie musiała mu to wyjaśnić. Po raz drugi. Tym razem jednak powie mu całą prawdę.
Mogła się domyślać, że tak będzie. Kutsu zawsze ma rację. Jak on to robi? Ona była pewna, że czyni dobrze. Chciała tylko zapewnić trochę beztroski i szczęścia chodzącemu wychodkowi, który wyglądał tak żałośnie, jak nie spuszczony papier toaletowy. Zmokły i zużyty. A teraz musi mu powiedzieć, że podjęła za niego decyzję, której konsekwencją jest śmierć. Wcześniej czy później, ale jednak śmierć.

Spotkała go przy Zielonej Fontannie*. Siedział przygnębiony i maczał łapkę w płynnej czekoladzie.
- Witaj – zaczęła.
- Witaj, Jolu – odpowiedział jej, uśmiechając się niepewnie.
- Ja… Muszę ci powiedzieć, coś ważnego – popatrzyła na niego i zagryzła wargi.
Minęło parę minut ciszy pełnej oczekiwania.
- Słucham – postanowił zachęcić John.
- Jak to? – zdziwiła się Jola. – Że niby tutaj?
- No taak.
- Ależ nie – zaśmiała się. – O taki sprawach nie mówimy w miasteczku. No chodź.
Złapała go za rękę i poprowadziła przez mgłę.
- Ale – rzekł jeszcze – gdzie idziemy?
- No jak to gdzie? Na Starego Squeakiego.

Usiedli pomiędzy uszami rzeźbionej myszy. Poza nosem i lekko drgającymi, gigantycznymi wąsami Squeakiego nic nie wdzieli. Wszystko pokryte było gęstą mgłą.
– Pamiętasz, co ci mówiłam gdy byliśmy tu ostatnim razem – spytała Jola, a John przytaknął. – To nie była do końca prawda. Ten ktoś, kto wyruszył by odnaleźć szczyt Wielkiego Kotła, tak naprawdę nie zniknął. Wrócił jeszcze tego samego dnia i oznajmił, że znalazł to, czego szukał. Zaczęto wydobywać czekoladę na większą skalę. Wybudowano fontanny, wielkie budowle… O, choćby tego oto Starego Squeakiego. Wszystko zapowiadało się pięknie.
Jola westchnęła, patrząc nieobecnym wzrokiem na drgającego wąsa.
- Jednak nie było do końca tak pięknie– kontynuowała. – Większa ilość czekolady znaczyła także, że było jej więcej do jedzenia. Kiedyś niewielkie czekoladowe źródło musiało starczyć i na pożywienie, i na budowę domków, czy czegokolwiek innego. Jadano więc ją oszczędnie, z niejakim lekiem, że pewnego dnia mogą obudzić się i w miejscu źródełka nie zobaczyć nic. Nikt wszak nie znał pojemności Wielkiego Kotła. Nikt nie wiedział ile czekolady zużyto, a ile jeszcze pozostało.
- I wtedy – mówiła – zaczęły znikać myszy. Najpierw kilka, a potem coraz więcej. Zapanowała panika. Ktoś przyznał przerażony, że widział ciemne sylwetki w nocy. Ktoś zobaczył oczy w ciemności, mówił, że płonął w nich obłęd.
John spojrzał na nią podekscytowany:
- Ja… widziałem takie! Wczoraj w nocy… - wzdrygnął się, wspominając je.
- Nie ty jeden – uśmiechnęła się do niego smutno. – Wszystkie ich oczy są takie same. Tak samo obłąkane, pełne tego samego pożądania.
- Ale… dlaczego?
- Nie domyślasz się? Wszystkie te myszy, a uwierz mi było ich naprawdę dużo, znikły z tego samego powodu. Jeżeli widzisz ciemną sylwetkę nocą, która przechodzi przez otwór, prowadzący poza miasto, jest tylko jedno wyjaśnienie…
- …Czekolada – dokończył John.
- Owszem, Czekolada. Ta, którą kochamy, w której rozkoszujemy się każdego dnia, wciąż na nowo. Jej smak przesyca nas, śpiewa nam do ucha, porusza stopy do tańca. Maluje uśmiechy
i zapewnia, że mimo to, iż każdego dnia zbliża nas do śmierci, warto utopić się w jej rozkoszy. Jemy ją więc i jemy… Coraz bardziej uzależniając się od niej, coraz bardziej nie mogąc bez niej żyć. Aż pewnego dnia przychodzi dzień, w którym pragnienie jej staje się tak ogromne, że nie będący go
w stanie zaspokoić obłąkany umysł postanawia popełnić samobójstwo… Dla niego nic już nie istnieje poza Czekoladą, jest tylko Ona. Więc skacze w głąb Wielkiego Kotła, by pochłonęła go całego. Ostatecznie i na zawszę.
Zapadła cisza, której długo nikt nie przerywał.
- Ja… - zaczął John.
- Tak?
- Chyba was rozumiem. Znam jej smak, to mi wystarczy, żeby zrozumieć.
Jola odetchnęła z ulgą.
- A więc. Mimo tego, co usłyszałeś przed chwilą, zostajesz z nimi?
John popatrzył na nią i uśmiechnął się.
- Oczywiście, że tak.
- I nie zrezygnujesz z Czekolady?
- Nie. Mówicie przecież, że dla niej warto żyć…
-…i umierać – dokończyła Jola, odwzajemniając uśmiech.

Margaritta z zadowoleniem patrzyła na pulchne czekoladowe babeczki. Nowy przepis wyszedł jej wprost genialnie. Będzie się czym rozkoszować na dzisiejszej uczcie. Co prawda Margaritta nie pamiętała z jakiej okazji ma się ona odbyć. Prawdopodobnie nie było żadnej. Wszak to miasto radości, tu bawiono się przez cały czas.

Jola odłożyła na stół kubek, który, ku jej niezadowoleniu, był pusty. Chwyciła następny. Ten, co stwierdziła z satysfakcją, był pełny aż po brzegi. Zdecydowanie powinien być tym ostatnim. Lecz prawdę mówiąc tamten wcześniejszy też miał być. W końcu to był ciężki dzień, tłumaczyła sobie,
a teraz musi się odprężyć, by w pełni sił wziąć się za organizowanie dzisiejszej uczty. Hm, z jakiej ona właściwie była okazji? Nie ważne, coś się wymyśli.
Westchnęła i po raz kolejny pozwoliła swoim zmysłom beztrosko pływać w rozkoszy. Ach, Czekolada…

Nucąc pod nosem, Margaritta wyszła na ulice niosąc tacę pełną babeczek. Nieopodal
na ławeczce siedział John.
- O, witaj! – powiedziała.
- Dzień dobry, Margarritto – odpowiedział.
- Właśnie upiekłam babeczki! Nowy przepis. Myślę, że wyszły mi wspaniale! Spróbuj – wyciągnęła w jego stronę tacę.
John wziął babeczkę posłusznie i ugryzł.
- Ym… Pyszne!
- No, ba! – uśmiechnęła się promiennie. – Idę właśnie zanieść je Joli. Obiecałam, że dam jej spróbować je przed ucztą. Idziesz ze mną?
John kiwnął głową i razem ruszyli w stronę domku Joli.
Kiedy dotarli na miejsce nikt nie odtworzył im drzwi, mimo że pukali. Co prawda nie pukali za długo, ponieważ Margaritta, nie należała do tym najcierpliwszych i w końcu sama je otworzyła.
W mieszkaniu jednak nie zastali właścicielki, a jedynie całą masę pustych kubków, z których resztki czekolady wyciekały leniwie, gdy te leżały chaotycznie porozrzucane po podłodze i stoliku.
- Ojej – powiedziała Margaritta. – John myślisz, że…
Lecz Johna już nie było.

Pędził. Nie liczyło się nic, tylko ten bieg... Szaleńczy poryw ku czemuś co było nieuniknione. John nie pozwalał jednak, by lodowata świadomość, że na pewno ma rację, spowolniła go. Wręcz przeciwnie, gnał jeszcze szybciej, bo może, szeptała słodko nadzieja, może jest szansa, aby ją uratować.
Przebiegł, jakby we śnie, przez otwór prowadzący poza miasto. Ruszył po śladach mysich stóp odciśniętych na warstwie grubego kurzu, zanim zdał sobie sprawę, że je zauważył. Biegł pod górę, ale mimo to nie zwalniał.

Szła radośnie nucąc. Była tak szczęśliwa, jak jeszcze nigdy w życiu. Stąpała tak leciutko… Wśród wirującej Czekolady. Sama była pełna jej rozkoszy. Czuła, jak radośnie pluskająca płynna Czekolada, niegdyś będąca jedynie w fontannach, teraz pluskała w niej. Co za uczucie! Co za radość… Nie ma nic piękniejszego, była tego taka pewna. Nie może już być inaczej. Już zawsze ma należeć
do Czekolady. Pragnęła… nie, pożądała tylko jej.
I nagle coś poprzez grubą warstwę ścian z mgły jej umysłu, zaczęło wołać do niej… Poświęciła więc sekundę na zdumienie, ale potem ruszyła dalej, zapominając. Bo nic, co nie było Czekoladą, nie miało znaczenia.


John krzyknął i wykrzesując z siebie ostatnie iskry energii, pobiegł w stronę Joli, chwiejnie zmierzającej do krawędzi. Ale mimo to było już za późno.
Desperacko wyciągnął łapkę, lecz chwycił tylko powietrze… Śmiejąc się radośnie Jola mknęła ku spotkaniu z Czekoladą.

Siedział przygnębiony, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w krawędź Wielkiego Kotła. Po policzkach spływały mu łzy. Nie zauważył nawet mgły, która pojawiła się parę minut temu i uparcie próbowała wmówić światu, że była tu od zawsze. Przecież nie może być tak, że w jednej sekundzie mgły nie ma, a już w następnej jest. Trudno spierać się z takim argumentem, więc świat dał za wygraną.
I we mgle, będącej jak miękki materac, w którym można utonąć, otoczyły Johna szepty. Ale nie szeptały już o miłości ani przyjaźni. Nie wspomniały słowem o zaufaniu i dobroci. Nie było w nich też nadziei. Nie kazały niczego robić Johnowi, ale po prostu stwierdziły, co zrobi. Wyszeptały do ucha, że pożyczony czas , który mu dały, dobiegł końca.

John szedł zamyślony jedną z ulic Czekoladowego Mysiego Miasta Mało Małej Rozkoszy. Nie zauważył nawet, kiedy szary kłębek puszystej sierści przyłączył się do niego.
- Ach, to CzMMMMR… Piękne jest, prawda? – powiedział Kutsu.
John kiwną głową, a potem rzekł cichutko:
- Ona ją wzięła… Zabrała Jolę.
- Wiem. Nadejdzie dzień, kiedy zabierze każdego z nas.
- Ale nie ciebie.
- Nie mnie – uśmiechną się smutno Kutsu.
John przyjrzał się uważnie staremu gryzoniowi. Nie wyglądał na takiego, który boi się czegokolwiek. Nawet śmierci. A jaki mógł być inny powód wyrzeczenia się czekolady, niż tylko strach przed śmiercią?
- Ale.. . nie rozumiem dlaczego – spojrzał pytająco na Kutsu.
- Odpowiedź jest prosta. Bo ktoś musi. Kiedy jedna po drugiej ginął myszy, najstraszniejsze nie jest to, że ty możesz być następną, ale iż możesz być tą ostatnią. Patrzeć na śmierć wszystkich przyjaciół, rodziny i znosić to w samotności – Kutsu spojrzał na niego swymi czarnymi jak węgielki oczami. – One muszą mieć kogoś stabilnego. Kogoś, kto zawsze tu będzie i nie zniknie nagle nocą. Osobę, która opowie ich dzieciom o Starym Squeakim, kiedy one same nie zdążą.
Szli w milczeniu. Po pewnym czasie Johnowi wkradło się do głowy pytanie, niby natrętna pchła.
- Więc czym się właściwie odżywiasz?
Kutsu uśmiechną się tajemniczo.
- Nie chciałbyś wiedzieć, uwierz mi.
John spojrzał w czarne jak węgielki oczy starego gryzonia i rzeczywiście stwierdził, że nie chce. Szli dalej w milczeniu. John zerkał ukradkiem na szarą mysz.
- Ja… – powiedział John – muszę odejść. Rozumiesz, to nie zależy ode mnie.
Kutsu kiwną głową.
- Na twoim miejscu wybrałbym czekoladę.

W czekoladowym obłędzie, w czekoladowym pożądaniu, w czekoladowej ekstazie,
w czekoladowym świecie…. Stąpam. Czekoladowymi stopami, po czekoladowej drodze zmierzam ku Czekoladzie. Wielki Kocioł - Czekoladowy Kocioł. Krawędź, krawędzią Czekolady. A ja stoję po niewłaściwej stronie. Robię krok i spadam, by stać się Czekoladą.


Spadał, lecz nie dane mu było spotkanie z Czekoladą. Przez mgłę tak gęstą, że będącą niby miękki materac, w którym można utonąć, John przeniósł się do zupełnie innego czasu, zupełnie innego miejsca i zupełnie innej przestrzeni. Otrząsnął się z waty cukrowej obłąkanego umysłu tylko po to, aby zobaczyć uśmiechnięty grunt. Teoretycznie grunty nie powinny się uśmiechać, ale ten uśmiechał się mimo to. John odwzajemnił uśmiech i poleciał na spotkanie, ostatnie w jego mysim życiu.

*Nikt nie wiedział, dlaczego nazwano ją akurat Zieloną Fontanną, jako że z zielenią nie maiła nic wspólnego. Była brązowa, zrobiona z czekolady, jak wszystkie inne.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Sue Ogg · dnia 23.09.2011 12:30 · Czytań: 669 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
30/04/2024 16:55
Nie bardzo rozumiem:) »
valeria
30/04/2024 16:54
Fajne »
valeria
30/04/2024 16:53
No ja przepadam:) »
valeria
30/04/2024 16:52
Ja znowuż wychwalam Warszawę:) »
valeria
30/04/2024 16:50
Jest pięknie, dzisiaj bardzo gorąco, cudna pogoda. Wiersz… »
Kazjuno
28/04/2024 16:30
Mnie też miło Pięknooka, że zauważyłaś. »
ajw
28/04/2024 10:25
Kajzunio- bardzo mi miło. Dziękuję za Twój komentarz :) »
ajw
28/04/2024 10:23
mede_o - jak miło, że wciąż jesteś. Wzruszyłaś mnie :)»
Kazjuno
28/04/2024 08:51
Duży szacun OWSIANKO! Opowiadanie przesycone humanitaryzmem… »
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty