Pan Antoni siedział pochylony na ławeczce przed domem spokojnej starości „Zmierzch”. Była wiosna.
- Niech będzie pochwalony – usłyszał głos przysiadającego obok pana Zdzisława, ale nie odwrócił w jego kierunku głowy. Patrzył wciąż na drogę podpierając obie dłonie i brodę na drewnianej lasce. Westchnął.
- Ciśnienie spadło, czy coś? Kierownik powiedział, że dziś w nocy będzie pełnia i można zorganizować ognisko zapoznawcze, czy coś – powiedział pan Zdzisław.
- Toż my się wszyscy znamy, panie Zdzisławie kochany. Po co to robić takie głupoty?
- Ale kierownik mówił, że może byśmy tak bardziej na stopie przyjacielskiej, czy coś. Żebyśmy się zintegrowali, czy coś.
Pan Antoni splunął, burknął pod nosem jakieś przekleństwo i wstał.
- Panie Zdzisławie – zagadnął już milszym tonem, wciąż patrząc na drogę – czy panu zaczęły już się pojawiać jakieś zwidy ze starości?
- Jakieś halucynacje, czy coś?
- Właśnie. Czy czasami widzi pan to, czego tak naprawdę nie ma?
Pan Zdzisław zamyślił się.
- Czasami mam taki sen, panie Antoni, że uciekam przed wielkim kogutem, czy coś. Ale on mnie szybko dogania i wtedy się budzę…
- Nie o to mnie chodzi, panie Zdzisławie – przerwał mu pan Antoni. Zaczynał się niepokoić widząc nadchodzące drogą postaci.
- Ale ja nigdy nie widziałem takiego wielkiego koguta, bo przecież takich nie ma, czy coś. Nawet u Ruskich takich nie robią..
- Panie Zdzisławie – zaczął niepewnie pan Antoni. – Czy widzi pan to, co ja?
Po czym wskazał laską zbliżające się dziwnie ubrane sylwetki.
Pan Zdzisław przetarł palcami szkła okularów i zmrużył powieki.
- Może to harcerze? – spytał niepewnie.
- Dupa tam, harcerze! Niechże pan się przyjrzy dokładniej! – zdenerwował się pan Antoni.
Pan Zdzisław wstał i jeszcze mocniej zmrużył powieki. Skrzywił usta i pokiwał głową z pewnością.
- Zomowcy! Kiedyś chodzili takimi grupami…
- Ech! – burknął pan Antoni i rzucił przez ramię:
- Niech pan lepiej zawoła kierownika. I zbierzcie wszystko, co może służyć za broń. Kije od mioteł, mokre szmaty.
- A takie duże chochle z kuchni mogą być, panie Antoni? – Zapalił się towarzysz w przemijaniu.
- Mogą być. Dziś, tu, w „Zmierzchu” rozwiążą się losy świata jaki znamy, a może też świata, którego jeszcze nie poznaliśmy.
- Rozkaz, naczelniku! Na Kowno!
Pan Zdzisław posłusznie i zadziwiająco szybko zniknął za drzwiami domu spokojnej starości „Zmierzch”, a pan Antoni wyprostował z trudem zgarbioną sylwetkę i mocniej ścisnął rączkę swojej starej laski. Dumnie pogładził się po wąsach.
- Myślałem, że się was już nie doczekam, cholery jedne… - powiedział z generalskim uśmiechem pan Antoni i splunął. – Teraz to ja wam powsadzam różne rzeczy w wasze nieziemskie dupy.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
i was david bowman · dnia 26.12.2011 19:51 · Czytań: 813 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora: