Drzwi wejściowe otworzyły się, a w nich stanęła młoda długowłosa blondynka o przenikliwie błękitnych oczach, w których kilka lat temu szalenie się kochał.
Aleks wyprężył się, czekając, że teraz coś się wydarzy, coś złego. Jednak usłyszał zdanie, które jego żona wymawiała coraz rzadziej. Takiego pozdrowienia nie słyszał od wieków.
- Cześć skarbie – mówiąc to, spojrzała na kalendarz zawieszony na ścianie pomiędzy kuchnią, a pokojem i dodała. – Jak minął dzień?
Zdziwiły go te słowa. Co mogły oznaczać? Katarzyna zachowywała się dziwnie od pierwszej chwili. Czy coś podejrzewała? Ukradkiem spojrzał na kompa. Upewnił się, że wszystko jest w porządku.
Nic nie odpowiedział. Może, dlatego, że miał dość poza słowem „skarbie” tej rutyny ogranej od lat do obrzydzenia, a której się spodziewał: mechanicznych słów "Hej, co słychać? Jak minął dzień?" I nic poza tym. A może, dlatego, że jeszcze nie potrafił okrzepnąć po rozmowie w sieci. W końcu wyrzucił z siebie, aby oddalić jakikolwiek cień podejrzeń.
– Wróciłaś wcześniej – drapiąc się po głowie, sprawiał wrażenie podenerwowanego.
– To źle? Może przeszkadzam? – zadała pytanie, zmieniając nastrój. W tonie głosu wyczuwało się iskierkę niezadowolenia. – Spędzimy razem wieczór. Tak rzadko nam się to zdarza.
– Gdybym wiedział, kupiłbym butelkę szampana – mężczyzna zripostował, udając zainteresowanego odpowiedział przekornie.
W gruncie rzeczy miał ochotę na wieczór, ale całkiem inny; sam na sam bez małżonki, z komputerem, z czatem. Zbierała się w nim złość. Starał się zapanować nad emocjami.
- Ja nie zapomniałam – wyjmując z papierowej torby szampana spojrzała badawczo na swoją drugą połówkę. Czekała przez chwilę, po czym dodała. – Zapomniałeś? Spójrz na kalendarz. Dziś mamy rocznicę.
W jej słowach przez sekundę nie wyczuwało się napięcia, negatywnych emocji rozsadzających ich związek. To wszystko było takie dziwne.
To zbiło go z tropu. Stał zdziwiony. Jej długie lekko falujące włosy błyszczały w świetle lampy palącej się w przedpokoju. Jakże inaczej wyglądała mówiąc w ten sposób. Poczuł powiew przeszłości, tęsknotę za czymś utraconym, czymś, co przeminęło. Te słowa z jej ust powinny zaboleć, a jednak tak się nie stało. Czy jego serce aż tak skamieniało, stało się niewrażliwe? Jak mógł nie pamiętać o rocznicy?
Zapominał coraz częściej. To wszystko gdzieś tam przez lata wypaliło się pozostawiając tylko popiół wspomnień: wspólnych wakacyjnych wędrówek, upojnych doznań łóżkowych, nieprzytomnych poranków, szalonej nocy poślubnej. A dziś po latach? Kiedy on, jako szef recepcjonistów w czterogwiastkowym hotelu często balansował pomiędzy nadmiarem obowiązków, a nocnymi dyżurami, mając nadzieję na lepsze zawodowe jutro, w kraju targanym wysokim bezrobociem.
Ona wpadając w wir pracy wielkiego hipermarketu pracowała po kilkanaście godzin na dobę. Oboje zapominali, gdzie jest ich miejsce w małżeństwie. Pomału wymazywali z pamięci swój związek, samych siebie, poruszając się w labiryncie życia jak bezduszne manekiny. Mijali się pomiędzy zmianami, częstowali się nawzajem pustymi słowami, obrzucali gestami nic nieznaczącymi.
Nawet ich łóżko pozostawało nim tylko z nazwy, bo tak naprawdę spali samotnie, oddzieleni niewidzialną linią graniczną gdzieś pośrodku białej pościeli, obcując ze swoimi snami i z resztkami marzeń, czując tylko przez chwilę ciepło pozostawione przez współmałżonka.
– A tak, nasza szósta rocznica. Jakże mogłem zapomnieć– dodał, wyrywając się z zamyślenia.
– Widzisz. Nawet nie pamiętasz – odpowiedziała cicho i słodko.
Jednak Aleks już wyczuwał w jej głosie jakiś dyskomfort, niesmak. Miała ku temu powody.
– Nawet nie pamiętasz - dodała. - Ile lat jesteśmy razem? Siedem, jeśli już – poprawiła ironicznie.
– Pójdę po szkło – wycedził i oddalił się, uciekając do kuchni.
– Myślałam, że przygotujesz coś szczególnego, może kolację, świece, ale oczywiście – odparła głośniej zmieniając ton. - Czego mogłam się spodziewać po tobie - machnęła ręką zrezygnowana.
– Wiesz, że od dawna już nie robię nic dla nas – wchodząc do pokoju ze szklankami wyglądał trochę na podenerwowanego. – Ciągle mijamy się, a ty wracasz do domu po dwudziestej drugiej. O tej porze nic już nie jesz. Odchudzasz się przecież. Trzymasz linię, dbasz o tyłek.
– Jesteś świnią – zdejmując płaszcz, rzuciła go niedbale na fotel. – Lubię dobrze wyglądać. Nie zauważasz tego nawet. Ale dziś mogłeś coś przygotować. Co do odchudzania, nie podobam ci się już. Wiem to – dodała. - Co robiłeś od godziny dziewiątej rano, kiedy wróciłeś z dyżuru? Spałeś? Oglądałeś ten swój serial na DVD?
– Wiesz, że uwielbiam „ Gwiezdne wrota” – skłamał. Kątem oka spojrzał na komputer. Udając spokojnego, usiadł na krześle.
– Szkoda czasu – skomentowała sarkastycznie. – Inni robią coś pożytecznego, hobby, uprawiają sport. Kiedyś starałeś się. Miałeś plany. Chciałeś uczyć się hiszpańskiego, ukończyć kurs nurkowania.
– Daj spokój – skwitował.
Przez głowę przeleciało mu - przecież mam pasję, która zajmuje mi całe godziny. Nikt o tym nie wiem, no prawie nikt. Moja słodka tajemnica.
– Ty nawet dzieci nie chcesz mieć - mówiąc to, zaczął zmieniać się jej ton głosu. Zbierało się jej do płaczu. – Za chwilę skończę trzydziestkę i chcę mieć dziecko. Powtarzam ci to od dwóch lat. A ty nie słyszysz. Masz to gdzieś.
– Mówiłem to już nie raz, że jeszcze nie jesteśmy gotowi. Jeszcze nie teraz. Mamy zbyt niskie zarobki. To mieszkanie jest za małe. Nie pomieścimy się razem.
– My? Mów za siebie. Ja jestem gotowa – trzęsąc się, wybuchnęła płaczem. - Powiem ci prawdę. Wiem, dlaczego tak mówisz. Boisz się. Jesteś tchórzem po prostu. Najlepiej, żeby nic nie zmieniać w swoim życiu. Jesteś jak mały chłopiec. Gdybym wiedziało to kilka lat temu. Brzydzę się tobą. Co do zarobków. Co robisz żeby to zmienić? Dostałeś podwyżkę? Nie pamiętam kiedy. Ja tak dostałam. Trzy razy w ciągu ostatnich dwóch lat.
Te słowa zabolały. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek wyjdą z jej ust. Uderzyły w jego męską dumę. Katarzyna, jego żona uważała go z tchórza. Najgorsze, co mógł usłyszeć. Nadszedł czas na kontrę.
– Tak, pięćdziesiąt złotych za każdym razem. Wielka mi podwyżka. I nie nazywaj mnie tchórzem. A kim ty jesteś? – Aleks wstał. Miał dość. Czuł tak wielkie zmęczenie, jakby przerzucił w ciągu ostatniej godziny pięć ton węgla.
Kobieta pospiesznie wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi z trzaskiem.
Usiadł zrezygnowany. Ta dyskusja wykończyła go. Takich rozmów przeradzających się w awantury mieli w swoim życiu coraz więcej, co najmniej dwa razy, może trzy razy w tygodniu. Z utęsknieniem wspominał chwile, kiedy to wracał do domu, a w nim czekała na niego żona. Pierwsze, co robili to kochali się, jedli w łóżku, a potem znów uprawiali miłość. Ale to już mieli za sobą, to już nie wróci.
Zastanawiał, co było przyczyną ich małżeńskiej katastrofy, bo tylko tak można nazwać to, co się dzieje w ich życiu teraz. Brak dziecka? Nie brał tego pod uwagę. A może praca? Tak. Ilość godzin i pory wykonywanych obowiązków służbowych. To mogło stać się przyczyną ich wspólnej porażki. Może to zmienić? Tylko jak? Siedział i myślał, co chwilę spoglądając na drzwi, za którymi znajdowała Katarzyna.
Sięgnął po saszetkę leżącą na komodzie. Z jej wnętrza wyjął komórkę.
Zadzwonić? - zadał sobie pytanie. - Nie. Piotr z pewnością w szpitalu zajęty jest na zmianie. Nie będę mu zawracał głowy. Zresztą jesteśmy umówieni na piwo w najbliższym czasie.
Odłożył telefon na bok. Kontem oka zauważył coś leżącego na stole. Małe zawiniątko, które wypadło z jednej z kieszeni opakowania na dokumenty: zwinięta lniana szmatka. Rozwinął materiał, a na nim ujrzał kosmyk włosów. Przypomniał sobie. Niegdyś należący do jego żony, ściął je w trakcie nocy poślubnej, biorąc sobie na wieczną pamiątkę, jako talizman szczęścia. Przyłożył zwitek blond loków do nosa i wciągnął powietrze. Aromat zapachów przywiódł w pamięci nie tyle wspomnienia, co poczucie bezpieczeństwa, spokoju, którego nie doznawał od lat. Czuł tęsknotę za czymś straconym, za Katarzyną, której już tak naprawdę nie posiadał. Kosmyk włosów, który stał się jedynym łącznikiem z utraconym dniem wczorajszym, zagubionymi marzeniami po chwili zawinął i włożył do saszetki. Schował jak najcenniejszy skarb.
Wiedział, że dziś jego żona nie wyjdzie z pokoju. Ten wieczór należał do jego samotności. Otworzył butelkę szampana, mocując sie z korkiem. Nalał do szklanki czerwony płyn, po czym wypił toast, kierując go w stronę ciemnego ekranu komputera. I wtedy wróciły pytania. Kim jest ta kobieta? Tak osobiste wyznanie „Ja nie żyję. Umarłam kilka lat temu” zbiło go z tropu wtedy. Nie miał chwili żeby się zastanowić, pomyśleć nad tym wszystkim, aż do teraz. Z czym miał do czynienia? Kim naprawdę jest NIEZNAJOMA 10, osoba pisząca po drugiej stronie ekranu? Po raz pierwszy o to pytał. Dlaczego dopiero teraz?
Myśli rodzące się w jego głowie rozpalały jego wyobraźnię, napędzały do dalszych rozmów w sieci, jak słodki narkotyk z rozmówczynią tak szaloną i nieokiełznaną, z którą można byłoby iść nawet do piekła. Popijając alkohol śnił na jawie, nie zwracając uwagi na płacz dobiegający za drzwi.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
czarek100 · dnia 24.03.2012 19:35 · Czytań: 768 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: