Obudziłam się w dziwnej sali. Była ona cała złota z różnymi obrazami. Na środku stało łoże z baldachimem, na którym było ułożonych mnóstwo poduszek. Kiedy się obudziłam byłam właśnie w tym łożu, ubrana w tunikę z przeźroczystego materiału. W komnacie były dwa wielkie okna ze złotymi zasłonami. Za oknami rozpościerał się najpiękniejszy widok jaki kiedykolwiek widziałam. Wielkie, stare drzewa rosły tak jak im się podobało. Wśród drzew znajdowało się małe jeziorko. Otoczone było krzakami róż. Tylko, że te róże miały złoty odcień i tafla jeziora skrzyła się złotem. Na drzewach zamiast normalnych owoców były złote jabłka, a na rabatach lśniły złote kwiaty. Musiałam usiąść i wszystko przemyśleć. Przecież wszystko nie mogło być ZŁOTE. Postanowiłam pójść na przechadzkę lecz kiedy przypomniałam sobie o złotych roślinach zrezygnowałam ze spaceru. Powoli wstałam, udałam się do drzwi i nacisnęłam klamkę. Drzwi były otwarte. Niepewnymi krokami wyszłam z pokoju i rozejrzałam się wokoło. Niestety tutaj też przeważał kolor złoty. Szybko ruszyłam przed siebie nie zważając na to, że stąpam po złotym dywanie i mijam złote rzeźby. Idąc byłam zajęta tylko jedną myślą: czy znajdę tu ludzi?, a jeśli znajdę to w jakim stanie. Doszłam do schodów po paru minutach i tak jak się domyślałam one też były złote. Widząc tylko ten kolor narastało we mnie przekonanie o tym, że nienawidzę złota! Weszłam do ogromnego salonu ze złotymi sofami. Kiedy to ujrzałam zastanowiłam się czy istnieją jeszcze jakieś kolory oprócz tego nieszczęsnego. W salonie było dużo sprzętów: sofy, fotele, kwiaty, książki, lampy, obrazy, rzeźby itp., a wszystko to w kolorze....nie mogę już tego słowa wypowiadać. Nie chce mi przejść przez gardło. Ciekawe dlaczego? Z salonu poszłam do kuchni, a ze mną poszły resztki nadziei na ujrzenie niebieskiego, zielonego lub innego NORMALNEGO koloru. Kuchnia była złocista i moje nadzieje legły w gruzach gdy zobaczyłam ten widok. Nie wiedziałam co mam robić. Byłam w jakimś upiornym miejscu bez ludzi. Byłam sama. Kiedy to sobie uświadomiłam usłyszałam śpiew. Dźwięk rozbrzmiewał nie daleko mnie. Jak go usłyszałam bardzo szybko pobiegłam w stronę tego cudownego głosu. Biegnąc dotarłam do (złotej) stajni. I widok, który ujrzałam byłby najpiękniejszy gdyby nie jeden szczegół. Szóstka śpiewających ludzi była złota. Tego już nie wytrzymałam, odwróciłam się i z krzykiem poleciałam do kuchni (widziałam tam siekiery). Wzięłam do ręki największą siekierę którą mogłam udźwignąć. I tak obładowana chodziłam po domu rozwalając wszystko co znalazło się w moim zasięgu. Gdy już skończyłam załatwiać sprawy w domu udałam się na podwórze. Zbliżając się do śpiewaków myślałam tylko o chwili kiedy ujrzę kolor czerwony, a mianowicie ich krew. Wieśniacy byli tak zajęci śpiewaniem , że nie widzieli mnie lub nie chcieli mnie widzieć. W chwili kiedy uniosłam siekierę nad głową pierwszej ofiary śpiew jakby ucichł by po chwili znowu się wzmocnić. Uderzyłam, odcięłam głowę po czym ręce i nogi. Przelotnie spojrzałam na resztę i zobaczyłam panikę na ich twarzach. Na ich złotych twarzach. To tylko wzbudziło mój gniew i wściekle zaatakowałam. Nie patrzyłam gdzie uderzam, nie chciałam tego widzieć. Czułam jak łzy bezsilności spływają po mojej twarzy. Odcinałam głowy, ręce i nogi. Tłukłam ich martwe ciała. Podrzucałam do góry ich martwe organy i płakałam. Chciałam uciec z tego złotego świata. Myślałam, że ludzie powinni mieć krew. Nawet złoci. Niestety rozczarowałam się bo choć mieli oni krew to nie czerwoną tylko złotą...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
ridareta15 · dnia 10.07.2008 19:03 · Czytań: 788 · Średnia ocena: 1 · Komentarzy: 14
Inne artykuły tego autora: