Miałem dość mego kochanego miasta, wsiadłem w busa jak Stachura wyjechałem. Na wsi pewnego dnia rano budzę się i czuję, że jak nie
przestanę palić, to koniec. Resztką sił szedłem wiejską drogą do punktu
aptecznego, żeby kupić szybko plastry antynikotynowe. Nie było. Wracam i
ogarnia mnie rozpacz. Myślę: idę do domu i spać, niech się dzieje, co
chce. Idąc tak nagle widzę, że zatr
zymuje się srebrny samochód z czarnymi szybami. Cofa na awaryjnych i
poznaję wujka. Pyta, czy podwieźć mnie czy idę sam. Chcę powiedzieć, że
nie, ale zmieniam zdanie i wsiadam. Nagle czuję, jak wszystko przechodzi - wszystko. Jakby ktoś mi wrócił życie. jedziemy do marketu, zostaję w aucie, z tyłu pies wujka, on sam poszedł do sklepu po papierosy. Czekam i palę. Wraca. Wtedy zaprasza mnie na herbatę. Pijemy i rozmawiamy o dawnych czasach i fiordach norweskich oraz Kopenhadze. Potem zapraszają mnie na obiad i wracam do Krakowa. Po wczorajszej próbie chóru kolejna akcja. Tym razem pralka. Jedziemy ze znajomą na Siemomysła, kupujemy używaną pralkę z gwarancją na 1 miesiąc, koleś pomaga załadować do bagażnika, mieści się. Kurs: Bielsko-Biała. Jedziemy zakopianką,
Kalwaria, Wadowice, Andrychów, Kęty i Bielsko. Bez problemu znajmujemy ulicę Grażyny, blok z nr 17, mieszkanie, otwiera nam miły chłopak. Pomaga wnieść pralkę, w pewnym momencie czuję, że spocone dłonie nie utrzymają
pralki. Udało się. Montujemy, działa, woda, prąd, i te de. Dostaję od
żony chłopaka szklankę wody mineralnej, widzę zdjęcie ślubne, są niedawno razem. Dwa rowery w przedpokoju, na półce "Zanim powiesz kocham".
Opowiadają nam o podróży do Albanii. Kraj biedny, ale zamiast mieszkań
wolą mieć samochody warte dwa polskie mieszkania. Poza tym uprzejmi, jeszcze przed kapitalizmem, kandydują dopiero do Unii, gdzie wejdą 1 lipca 2013. Kiedy ktoś nie ma noclegu, nagle spod ziemi wyrasta Albańczyk i nocleg się znajduje w try-miga. Jacyś tacy...inni. I można mieć za 600 zł niezłe wakacje, tylko jedzenie po swojemu. Żegnamy się, pewnie na
zawsze, choć chciałoby się jeszcze kiedyś zobaczyć. Jedziemy ulicą 1-go Maja, potem Krakowską. Koło Kalwarii skręcamy w dróżkę i odwiedzamy działkę, przepiękną, w pięknym miejscu, z widokiem na wieże klasztoru w tle. Trawa rośnie wysoko, oferuję skoszenie, trzeba będzie użyć kosy, kosiarka nie wjedzie. Pośrodku działki drzewa, kilkadziesiąt lat, i zrobiony przez Irenę stolik, gdzie można zagrać w brydża. Cały chór jest w tym momencie zaproszony na ognisko. Trzeba je będzie zrobić z polnych lub rzecznych kamieni. Jak na Pytlówce...W Krakowie żegnamy się pod Carrefourem w miejscu dawnego Solvayu. Idę na tramwaj linii 8 i...spotykam Stefana z basów. Okazuje się, że nie mam drobnych do automatu, lecz dostaję dwa złote. Oddam z procentem. Jedziemy, rozmawiamy. Umawiamy się, że oddam na dworcu 25.07.12 na peronie, kiedy będziemy wyjeżdżać do Malborka. Wysiadam na Kalwaryjskiej. To były niezwykłe dni.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Rafal Sulikowski · dnia 18.09.2012 11:34 · Czytań: 669 · Średnia ocena: 1 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora: