Obudziła się za wcześnie, przetarła zaspane nocy, rozsunęła zasłony, nastawiła czajnik na wodę i wróciła do łóżka. Miała przed sobą cudowny dzień - uwielbiała zrywać jabłka, czuć wszechotaczający zapach, a potem smażyć pyszną konfiturę. Tak, to będzie piękny dzień. Uśmiechnęła się pod nosem. On tak lubi szarlotkę właśnie z tych owoców. I jak ją pałaszuje, tak śmiesznie ruszają mu się uszy.
Zdecydowanym ruchem odrzuciła kołdrę i wyskoczyła z łóżka. Kilka przysiadów, zimny prysznic i dzień można zaczynać. Zabrała duży kosz i dziarskim krokiem skierowała się w stronę ogrodu. Bez kłopotu wdrapała się na najstarsze drzewo w sadzie i sięgnęła po owoc. Przypomniała sobie jego śmiech, gdy pół roku temu przyniosła mu sześć kociaków, by znalazł im dom. W policzkach miał takie cudowne dołeczki. To wtedy się w nim zakochała. Tak nie bała się tego słowa. Była dojrzałą kobietą i wiedziała, że tego uczucia nie da się pomylić z żadnym innym. Te przelotnie wymieniane spojrzenia, wymyślane powody kolejnych spotkań. Tak, nie tylko jej zależało. Była i jest tego pewna. Jego wyjazd odchorowała. Musiał jechać, wiedziała, że nie mógł zostać. Ale zanim narwała kosz pełen czerwonych jabłek w jej głowie zrodził się szalony plan.
Starannie osuszyła największe jabłko. Rajskie jabłko? Oby tylko lepiej to się zakończyło niż za pierwszym razem, pomyślała napełniając kosz wyłożony chustą w kratę. Wiedziała, co musi zrobić.
Założyła kolorową bluzkę, długie kasztanowe włosy związała w koński ogon. Starannie zawiązała sznurówki zielonych tenisówek. Dwukrotnie sprawdziła czy wzięła duże ciemne okulary. Musiała je mieć.
Zaparkowała z tyłu budynku, wzięła przepełniony kosz i po cichu zamknęła drzwi auta. Zbliżyła się do furtki, ale wystraszyła ją para staruszek. Musiała przejść na drugą stronę. Nerwowo poprawiła okulary. Nikt nie mógł jej rozpoznać. Wiedziała, jak jest to niebezpieczne. Jak bardzo przekracza granice. I nagle usłyszała jego głos, śpiewał, otulało ją zewsząd ciepło. Czuła się szczęśliwa. Stanęła za filarem, żeby jej nie zobaczył, wystarczyło, że może przez ułamki sekund na niego patrzeć. Wystarczyło, ze może go słuchać. Wiedziała zbyt dobrze, że może nie być zadowolony, że za nim przyjechała aż tutaj. Pewnie nie przypuszczał, jak bardzo jej zależy. Na nim. Nie musi od razu z nim być, wystarczy, jak teraz, posłuchać jego głosu i marzyć na jawie o nich, razem, na łące lub w sadzie. Po cichu, na palcach odchodziła. Na progu zostawiła kosz z kartką- „Dla Pawła”.
Tydzień później udała się w taką samą podróż. Tym razem go nie zobaczyła ani nie usłyszała. Ale dowiedziała się, że wyjeżdża na tydzień w góry. Wystarczyło tylko zarezerwować schronisko. Następnego dnia spakowany plecak czekał już przy drzwiach. Szczegółowo zaplanowała podróż, wiedziała, że nie może sobie pozwolić na najmniejszy błąd.
Szła za nim już pół godziny. Nie widział jej, otoczony grupą młodzieży. Słyszała ich śmiechy i była bardzo, ale to bardzo zazdrosna. Nienawidziła tych smarkul. Bo są tam, gdzie ona powinna być. Zabierają jej czas. Nagle wszyscy pobiegli w stronę najbliższego sklepu. Został sam. Teraz albo nigdy. Podbiegła i dotknęła jego ramienia. Odwrócił się i uśmiech zamarła na jego twarzy. Widziała to przerażenie.
- Alicja?! Co tutaj robisz?
- Nie mogłam wytrzymać, musiałam Cie zobaczyć, porozmawiać, przecież wiesz, że ja cię kocham. Po twoim wyjeździe nie umiałam żyć, chciałam się zabić, ale myśl, ze Cię już nigdy nie zobaczę powstrzymywała mnie od tego…
- Co ty mówisz? My przecież…
- Co chcesz powiedzieć?
- Alicja, my się tylko przyjaźniliśmy, przecież wiesz, że ja nie mogę… Lubię cię, może nie powinienem poświęcać ci tyle czasu, może to i moja wina, że źle mnie zrozumiałaś… ja…
- Chcesz powiedzieć, że to wszystko było fikcją, że sobie wymyśliłam to, że mnie całowałeś tamtego wieczoru przed Twoim wyjazdem, że mówiłeś mi, jak żałujesz swojej decyzji. Wymyśliłam to sobie..????To ja przez dwa lata mówiłam, jak ważna jest miłość, jak trzeba o nią walczyć? Ja???? To ja pisałam wiersze, odwiedzałam niby przypadkiem??? Jesteś podłym, żałosnym tchórzem, obyś nigdy nie zapomniał, co mi zrobiłeś, świętoszku za trzy grosze! Nienawidzę cię, nienawidzę, nienawidzę!
Wybiegła na drogę. Nie zdążył jej zatrzymać. Usłyszał pisk opon i głuche uderzenie. Na jezdnię potoczyly się jabłka. W krew, jej krew.
- Alicja! Słyszysz mnie, Alicja!
- Niech ksiądz ja zostawi, nie wolno jej podnosić..
-Alicja!
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Maciejka · dnia 29.09.2012 08:26 · Czytań: 643 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora: