W policyjnej kostnicy mrok zalągł się na dobre; czuć było fetor konserwantów i lekki, szczypiący w nos powiew grozy, wywołany świadomością, że gdzieś tam opakowane w czarne worki leżą ciała, czekające na ostatnią papierkową robotę – stwierdzenie przyczyny zgonu. Po tym tylko hop do grobu i requiestant in pace, w drewnianej skrzynce, po wieki wieków.
Marek, praktykant a zarazem asystent policyjnego patologa patrzył w ową ciemność, klnąc pod nosem. Niby naoglądał się trupów, niby sekcja już niejedna wywróciła jego żołądek ale fakt, że jest się sam na sam, otoczony grobową (nomen omen) ciszą budziła, co tu dużo mówić, dyskomfort.
Zapalił światło, primo, że po omacku nie chciał chodzić, sekundo – ażeby odgonić strach, prymitywny i niedojrzały.
Stało się tak, że tego strachu najadł się podwójnie. Gdy zimny blask jarzeniówek rozlał się po Sali ujrzał szefa leżącego na wznak, w kałuży krwi. Oczy wybałuszone, twarz zastygła w wyrazie bezbrzeżnego zdumienia, jakby śmierć była do samiuteńkiego końca niczym innym, jak tylko kiepskim dowcipem.
Student nie wiele myśląc poleciał po telefon. Po drodze, o mało co nie zaliczył karkołomnego salta, wbiegając po schodach. W końcu dopadł słuchawkę i drżącymi dłońmi wystukał numer.
- Czego męczycie człowieka o tak nieludzkiej porze? – Dobiegł głos ochrypły i rozeźlony.
- Jest dziewiąta, detektywie… -
- Coś jeszcze? – wtrącił naburmuszony.
- Właściwie to tak… - Z trudem przełknął ślinę – Jest jeszcze trup. –
- Trup w prosektorium? A to ci dopiero – Albo rozmówca ciężko myślał, albo cierpiał na chroniczną niedomyślność.
Student postanowił zagrać w otwarte karty.
- Tylko, że ten nasz trup jest świeży. Bardzo, ale to bardzo świeży –
Po drugiej stronie zapadła wymowna cisza.
- Zaraz u was będę – oznajmił i sygnał się urwał gwałtownie.
- Proszę spojrzeć, o tutaj! Widzi pan? Bananowy miąższ, ciągnie się na czterdzieści centów w przód, jak nic. No i denat naturalnie. Tak to białe, wystające mu z ust to banan. I wszystko jasne! –
- Co jest jasne? –
- Franciszek jadł banana, zgłodniał biedak. A że, skórkę niedbale rzucił, to jak później się cofał, to noga się wymcknęła i bum! Orła takiego wygrzmocił, głową zahaczył o kant stołu, bęc…
- Zgon w wyniku pęknięcia czaszki… - pogłówkował student. – Tylko, gdzie jest nasz sprawca? –
Detektyw rozejrzał się po sali i podrapał się po brodzie.
- A ten tutaj, to kto? – wskazał na ciało, leżące na stole sekcyjnym.
- Obiekt – Wzruszył ramionami.
- Długo tak… - przerwał, szukając odpowiedniego słowa - …się wietrzy? –
- Ciężko powiedzieć. Pracowaliśmy z nim, kleszczami klatkę mu otworzyłem. –
- Zobaczmy co tam ciekawego się kryje… -
Detektyw rzucił okiem, między śledzioną a żołądkiem wystawał czarny zdrajca.
- Ha! Tu cie mam – I wyciągnął skórkę, z głośny plaśnięciem zużytych organów.
W tym samym czasie do pomieszczenia wkroczyło dwóch panów. Przerwali policyjne taśmy, po czym poświecili dokumentami.
- Sanepid wita szanownych państwa. Akurat przechodziliśmy, po inspekcji w włoskiej restauracji.. to myśmy tak pomyśleli, że wpadniemy i sprawdzimy czy higienicznie…dzieje się – dodał z niesmakiem, wpatrzony w pokrwawionego banana.
- A tu już na wstępie; brak rękawiczek, obuwia ochronnego, masek, toaleta bez papieru, denat nie na ławie, plama ketchupu koło niego. Oj, panowie, będziecie mieć duuuuże kłopoty – dodał z dziką satysfakcją.
- Chwila, a co to w ogóle jest? – Zainteresował się student. Wszyscy popatrzyli w jego stronę.
Obok patologa leżała karta osobowa. Marek dopadł ją i przeczytał pod nosem.
Denat nr.12 J. Kowalski.
Przyczyna śmierci; przedawkowanie celulozy. Do karty załączony raport z interwencji.
Przewrócił kartkę. Na następnej stronie ujrzał krzywe, policyjne pismo
„…Według opinii Psycholog. Anny k, Kowalski prowadził aspołeczne życie. Jako samotnik, nie nawiązywał więzi, nie utrzymywał starych, nie korzystał nawet z internetu jako środka komunikacji. Kowalski ukończył matematykę z wyróżnieniem, i pośród studentów uznawany był za prawdziwego geniusza, skrzywionego na jej punkcie. Swoją aktywność ograniczył do rozwiązywania skomplikowanych równań. To go zgubiło. Wpadł w paranoję na punkcie obliczeń, i jeśli wierzyć plotkom, obsesyjnie próbował stworzyć wzory opisujące rzeczywistość…
Później pismo zakryła plama krwi, z wielkim trudem odczytał ostatnie linijki.
…chciał pokonać samotność. Zaczął więć pracować nad matematycznym modelem partnerki idealnej. Sądząc po stanie pokoju, pracował długo i zapamiętale. Pomieszczenie dosłownie zasypał stos zapisanej gęsto makulatury. Samego Kowalskiego znaleziono na krześle, już martwego. Zadławił się papierową kulką. Przypuszczalnie, usiłował skonsumować efekt swoich obliczeń. Psycholog sugeruje, że tym czynem pragnął ożywić aksjomaty matematyczne. Powołać do życia kochankę doskonałą.”
Student oderwał się od lektury.
- Smutne. – Stwierdził
- No tak… przez żołądek do serca – potwierdził hipotezę detektyw.
Do dyskusji wtrącił się inspektorat dwu-osobowy.
- Hola! Hola! Hola! Panowie! Dajmy sobie na wstrzymanie. Obawiam się, że macie, wybaczcie za mało apetyczne określenie, przesrane. Takie uchylenia, że aż wstyd! Szykujcie lepiej dobrych prawników. Inspektorze Alekowski, proszę ściągnąć inspektora kulinarnego! On już doprowadzi sprawę do końca.-
-Oczywiście, Inspektorze Wieczkowski. – Wyciągnął komórkę i przyłożył ją do ucha..- Halo? Szefie? Pan wybaczy telefon. Jesteśmy teraz na komendzie… tak, na tej komendzie.. proszę zjawić się szybko… dlaczego? A bo mamy tutaj banana, nadtrawioną celulozę i ketchup w miejscu pracy!
Jednym słowem niezły bigos!
Dziwnym trafem, nikt się nie śmiał.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt