Wynalazek nie był sam w sobie nadzwyczajny, a jego pomysł narodził się niespodziewanie w głowie Jorusa podczas połowu ryb. Był jak olśnienie, spłynęła na niego łaska pańska, lecz mimo to Przeor spoglądał krzywym okiem, gdy z niejakim trudem zdołał namówić parunastu krzepkich braci, aby razem przekopać kanał i w ten sposób napełnić naturalną nieckę po lewej stronie pól wodą z pobliskiej rzeki. Dzikie barany nie potrafiły pływać. Ze względu na swoje ogromne cielska nie były w stanie przedrzeć się przez gęstą dżunglę - pola, warzywniaki i sady miały w ten sposób ochronę ze wszystkich stron. Jorusa rozpierała grzeszna duma, gdyż zdawał sobie sprawę, że dzięki niemu uda się zgromadzić wystarczające zapasy żywności nie tylko na użytek własny, ale także pomóc nadwyżką klasztorom sąsiednim.
Co prawda, w bezpośrednim sąsiedztwie znajdowały się tylko dwa, ale Przeor niejednokrotnie opowiadał, że za Wielką Przepaścią musi ich być znacznie więcej, gdyż zamiarem Zbawiciela musiało być podklasztorowanie całej ziemi - inaczej w ogóle nie nastąpiłby początek Końca Świata.
Od niego bowiem wszystko się zaczęło. Od tej pierwszej chwili, gdy powstał czas, a pierwszy brat wygrzebał z jamy siebie i pierwszą siostrę .
Świat był wtedy jeszcze półpusty, zryty siłami tworzenia, rozgrzany ich oddechem, ziemia pociła się brązowymi, maziowatymi kałużami i dygotała pod stopami w niekończących się, konwulsyjnych dreszczach. Dopiero pierwszy deszcz wygładził nieco jej oblicze, a niedługo potem nieobliczalna dżungla zaczęła rozrastać się w zastraszającym tempie, zachłannie zapełniać wszystkie puste miejsca tak bardzo, że zmuszała ludzi do ustawicznej z nią walki.
Trzeba przyznać, że na początku dostarczała także pożywienia. Owoce, jaja zamieszkujących ją ptaków, czasami uwięziony w gęstych lianach baran, który ku uciesze wszystkich lądował w ognisku i zamieniał posiłek w radosną ucztę przerywaną naprędce tworzoną pieśnią lub pierwszym, prostym kazaniem głoszonym przez kogokolwiek, gdyż w tamtych czasach nie było jeszcze przeorów.
Wraz z pomysłem siania kukurydzy rozpoczęto w piątym pokoleniu karczowanie dżungli i okazało się to zadaniem prawie ponad siły. Ostre i twarde baranie rogi tępiły się nadzwyczaj szybko, łamały na dziwacznie poskręcanych korzeniach, które, albo rozpadały się w brązowy pył, albo, przekłuwając na wylot ogromne kamienie, ginęły głęboko w ziemi i już wtedy zaczęto opowiadać, że łączą świat z Bezpowrotnym Tunelem.
Ciężka praca opłaciła się jednak podwójnie. Powiększano coraz to bardziej obszar siewów, a pewnego dnia stał się cud, gdyż paru braci odkopało pierwszy klasztor. Jeden z nich zapadł się nagle pod ziemię i zginał śmiercią męczennika, ale ci, którzy chcieli go ratować odkryli pochylnię. Idąc w dół dotarli do korytarzy, pomieszczeń, a także do Przybytku - świętego miejsca, którego jedna ściana w cudowny sposób powielała wszystko, cokolwiek się w nim znajdowało. Wszystkie pomieszczenia pełne były szczątków prapoczątku Końca Świata, szorstkiego kurzu i rozpadających się pod najlżejszym dotknięciem pęków cienkich lian.
I właśnie w tym dniu, jak głosiło przekazywane z pokolenia na pokolenie kazanie, w jednym z korytarzy objawiła się Relikwia Zbawiciela.
Relikwia była płaska, z jednej strony opatrzona małymi wypukłościami i niewielka, tak, że z łatwością mieściła się w dłoni. W niczym nie przypominała czegokolwiek na świecie, dlatego musiała pochodzić z innego. Brat, który jako pierwszy jej dotknął, doznał Cudownego Olśnienia i nieziemsko nawiedzony rozpoczął prawdziwe kazanie, co nakazało wszystkim uznać go za Przeora. To właśnie on zadecydował, aby zamieszkać w klasztorze, gdzie byli bezpieczni przed dzikimi zwierzętami, deszczem i gromami z nieba, a gdy nadszedł jego czas, przekazał swoje Olśnienie najstarszemu synowi, a ten swojemu i w ten sposób, już na wieki wieków, Zgromadzenie miało nawiedzonego, wszystkowiedzącego mędrca. Jednakże w ostatnich czasach i szczególnie po tym, gdy relikwia przestała pokazywać Znaki Nieba, a jeden z klasztorów zapadł się sam w sobie, zaczęło pojawiać się zwątpienie w prawdziwość niektórych nauk.
Siostra Jantara zaczęła zastanawiać się któregoś dnia, czy rzeczywiście to Pan stworzył dla człowieka klasztory, bo gdyby były one dziełem Najwyższego, to nie mogłyby być takie nietrwałe.
Przeor tłumaczył początkowo, że nikt inny nie mógł ich stworzyć, gdyż przed Końcem Świata istniała tylko pustka zmieszana z grzmotem i ogniem, ale gdy Jantara nie dała się przekonać wystawił ją na pośmiewisko, a po wychłostaniu do krwi skazał na wieczyste wygnanie. Nikt nie stanął w jej obronie, gdyż równałoby to się z grzechem śmiertelnym, ale coraz więcej braci i sióstr dostrzegało w otaczającym ich świecie rzeczy, których nie sposób było wytłumaczyć prawdami nauki, wręcz przeciwnie, zdawało się im zaprzeczać.
Grzmoty z nieba uderzały tak samo w miejsca nieczyste jak i święte, choroby gnębiły wszystkich i nie pomijały rodu przeorów, pomimo że z racji ich pozycji, przysługiwała im wyjątkowa opieka pańska, żadna modlitwa w intencji ochrony pól uprawnych nie odniosła skutku i coraz większe stada dzikich baranów niszczyły plony. Jednakże nie każdy miał odwagę o tym mówić, gdyż zawsze znalazł się ktoś, kto chętnie doniósł Przeorowi, chociażby po to, aby rodzina otrzymała nieco większy przydział kukurydzy, lub aby odsunąć podejrzenia od własnej osoby, a nawet dostąpić zaszczytu i awansować na Dygnitarza, co już parokrotnie się zdarzyło.
Dygnitarzami byli wszyscy z rodu Przeora, gdyż już od dnia narodzin mieli w sobie część Olśnienia, dlatego też zabronione im było kalanie rąk pracą, każda z rodzin posiadała celę tylko dla siebie, to oni nosili kolczaste rózgi do chłostania bluźnierców i tylko oni potrafili, niezrozumiałymi dla zwykłych ludzi, świętym słowami wypowiedzieć nad głową winowajcy straszliwą Klątwę Grozy. Chłosty, wygnania i całkowite odmowy przyznania racji żywnościowych, co było jednoznaczne z karą śmierci głodowej, mnożyły się szczególnie w okresach katastrofalnych plonów i jak to często Przeor podkreślał, były miłosierną wolą Pana, gdyż zapobiegały przeludnieniu i umożliwiały Zgromadzeniu trwanie w stanie łaski.
Jorus nie zgadzał się z tym. Dobrze pamiętał ropiejące rany swojego wychłostanego przez jednego z Dygnitarzy najstarszego brata. Juster odchodził z tego świata w straszliwych męczarniach tylko dlatego, że ujął się za bluźniercą, który w jego mniemaniu nie zrobił nic złego. Najgorsze, że jako grzesznik nie zasługiwał na Przeistoczenie i przez to skazany był na wieczne potępienie w Bezpowrotnym Tunelu.
Przerażone głosy braci i sióstr wyrwały Jorusa z głębokiego zamyślenia. Spojrzał tak jak i inni do góry i znieruchomiał ze strachu.
Po niebie płynęła ogromna kula.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt