Zaprowadziła mnie do salonu i posadziła w fotelu. Romek przyniósł z samochodu moją teczkę, kosz z kwiatami i pakunek z butelką dla Johna. Na razie nikogo tutaj nie było. Tylko my, we trójkę.
- Możecie mi powiedzieć co się stało? – Lidka porzuciła kpiący ton, spoglądając na Romka. Ten jednak pokręcił głową i oczami pokazał na mnie.
- Tomek… ja mogę poczekać, ale im wcześniej, tym lepiej dla ciebie…
Spojrzałem na Romka.
- Opowiedz, ja już nie daję rady.
Skinął głową i przedstawił Lidce sytuację. Tyle, ile znał ode mnie. Lidka wysłuchała uważnie i nawet się nie uśmiechnęła.
- Tomek, możesz mi pokazać te papiery?
Skinąłem głową. Romek podał mi teczkę, ale poprosiłem żeby sam wyjął kopertę. Zrobił to i po chwili jej zawartość wylądowała na ławie. Obydwoje oglądali wszystko z dużym zainteresowaniem.
- Tak… – westchnęła Lidka. – Kto to jest?
- Lena… – odpowiedziałem podobnym westchnieniem.
- Ach, jasne! Rozumiem, że to nie wszystkie argumenty twojej żony? Pewnie jakąś część fotografii zostawiła dopiero dla sądu?
- Dobrze myślisz. Kasety wideo też.
- Przepięknie! – skomentowała, patrząc na mnie. – A czy teraz rozumiesz dlaczego Dorota nie zostawiła ci wtedy żadnego swojego zdjęcia? Po co to trzymałeś? Bombę z opóźnionym zapłonem? Na cholerę ci to było?
- Przestań mnie dobijać! – warknąłem.
- Dobrze, już nie będę! – złagodniała nagle. – Wiesz, że czuję do ciebie słabość i gdyby nie obecność Romka, to może nawet bym cię utuliła… – łypnęła w jego stronę. – Jak się czujesz, potrzebujesz czegoś?
- Nie, jestem osłabiony faktami i to wszystko.
- Romek, zrób nam kawy, dobrze? Proszę!
- Myślisz, że kawa pomoże?
- Nie zaszkodzi. Tomek, weź się w garść!
- Nie potrafię.
- Dlaczego?
Nie wiem jak to się stało, ale jakoś się przed nią otworzyłem.
- Lidka, widzisz zdjęcie i pozew. Rozumiesz, że Marta ma swoje powody. Ale dlaczego zrobiła to tak bezwzględnie? Sprzedała nasze mieszkanie i wymeldowała mnie z niego, korzystając z tego, że kiedyś zostawiłem jej pełnomocnictwo. Kupiła nowe, ale tylko na siebie. Miała upoważnienie do korzystania z moich kont i wyczyściła je dokładnie. Ja zostałem bez adresu, bez pieniędzy, przyjeżdżam do domu, a domu nie ma! Nie mam się nawet w co przebrać, bo nie mam dostępu do swoich osobistych rzeczy. Zamknięte i pod kontrolą adwokata. Uważasz, że to jest w porządku? Cywilizowany sposób rozwiązywania problemów? Kurwa, potraktowała mnie gorzej niż śmiecia! Nawet śmieciom należy się odpowiedni worek, żeby trafiły tam gdzie należy. A ja kim teraz jestem? Bezdomnym żebrakiem, nawet worka mi nie przydzieliła…
- Wyluzuj! I przestań się podniecać! – mitygowała. – Za kilka dni będziesz na to wszystko spoglądał zupełnie inaczej. Ja ci to mówię, bo chociaż sama takich spraw nie przeżyłam, to już kilka podobnych obserwowałam.
- Jakbyś nie miała drugich majtek na zmianę, twoja pewność by cię opuściła!
- Zawsze można się podmyć i pochodzić z gołą dupą. Niczego nie będzie czuć. A poza tym nie próbuj mnie drażnić. Nie masz szans. Od dawna ci mówię, że to ja jestem twoim największym sprzymierzeńcem i nie mam zamiaru rezygnować z tej funkcji. Łączy nas dawny sojusz, zapomniałeś już?
- Nie, ale to ciebie Marta uznała wtedy za moją kochankę i pewnie dlatego zaczęła grzebać w prywatnych rzeczach…
- Mnie to nawet teraz rajcuje! Ja twoją kochanką… fajne wieści! Ale wróćmy z futurystki do codzienności. Nie byłam twoją kochanką i nie jestem. Tym niemniej mam dla ciebie propozycję.
- Jaką? Nie rozumiem…
- A po co masz rozumieć? – roześmiała się. – Ty to wykonaj i tyle.
- Niby co?
- Spokojnie… Widzisz tamte drzwi? To osobisty teren Doroty. Wprawdzie śpi i zapowiedziała wszystkie plagi egipskie dla każdego kto ośmieli się ją zbudzić, ale myślę, że ciebie to nie dotyczy. Idź do jej sypialni, drugie drzwi na lewo. Nie pomylisz się. Jasne?
- Nie! Nie zrobię tego – przestraszyłem się. A jeśli ona też wścieknie się na mnie?
- Kurwa mać! Albo mnie słuchasz, albo…
Schowałem głowę w ramiona.
- Lidka… nie pójdę! Kim ja jestem?
- Dupa! Przestaniesz? Rób co mówię, cholero!
- Tomek! – odezwał się Romek. – Ja też uważam, że powinieneś porozmawiać z Dorotą. Lidka dobrze ci radzi. Idź! Dawaj!
Wstał i niemal wywlókł mnie z salonu, wpychając za wskazane przez Lidkę drzwi.
Grube i wygłuszone. Za nimi panowała cisza. To była strefa wyraźnie oddzielona od reszty domu. Spojrzałem na lewo. Pierwsze drzwi prowadziły do toalety. Zdradzały to otwory w ich dolnej części. Drugie były pełne. Ostrożnie uchyliłem je…
Sypialnia wyglądała bajecznie. Dorotka spała na wielkim łożu, ubrana w delikatną, dość przezroczystą koszulę, ale tylko jej ramiona wystawały spod okrycia. Podszedłem bliżej i przez chwilę patrzyłem na twarz. Posapywała cichutko, tak jak ostatnio w Moskwie, kiedy spała, wtulona we mnie plecami. Jak kiedyś w Pokrzywnie…
Klęknąłem przy łożu i wsparłem głowę na pościeli obok. Nie śmiałem nawet jej dotykać. Wszelka odwaga mnie opuściła, a przecież niedawno spaliśmy razem i wtedy nie wahałem się z tego korzystać…
Jednak wyczuła moją obecność, a może niechcący dotknąłem ją w którymś momencie, bo nagle otwarła oczy, a kiedy mnie zobaczyła, uniosła na chwilę brwi, a potem uśmiechnęła się i opadła na pościel, odprężona i rozluźniona.
- Tomek… witaj! Skąd ty się wziąłeś? Nie pojechałeś do domu? Tylko mi nie mów, że spałam do poniedziałku…
Kręciłem głową przecząco, ale w gardle stanęła mi jakaś kanciasta ość tak, że nie mogłem wypowiedzieć ani słowa. Dorota zamknęła oczy i przeciągała się w pościeli, pomrukując cichutko z wesolutką miną i uśmiechem na twarzy. Była taka piękna…
Zagryzłem wargi, ale moje milczenie coś jej powiedziało. Zamarła nagle, otwarła oczy, po czym natychmiast usiadła na łóżku. Uśmiech zniknął z jej twarzy, a oczy miała szeroko otwarte i całkiem przytomne.
- Stop! Co się stało? Mów!
Spuściłem głowę, ale milczałem. Wtedy podniosła się, odrzucając nakrycie.
- Dowiem się czegoś? – ponowiła pytanie, tym razem bardziej oschle.
- Marta wniosła pozew o rozwód – wyjaśniłem krótko.
Znieruchomiała. Po chwili milczenia padło krótkie pytanie.
- Z jakiego powodu?
- Znalazła moje dawne fotografie z Leną. I kasety wideo.
- Tylko to?
- Niczego więcej nie wiem.
- Jak się dowiedziałeś?
- Spotkałem się z Damianem. Adwokat Marty zostawił mu materiały dla mnie.
- Masz to ze sobą?
- Mam. Marta sprzedała nasze mieszkanie, wyczyściła mi konta, nawet to, które założyłaś dla niej. Jestem bezdomny, bez pieniędzy i nawet nie mam się w co przebrać, bo zamknęła moje rzeczy w jakimś magazynie…
- Uspokój się! – padły proste słowa.
Sięgnęła po szlafrok, ziewnęła i otuliła się nim.
- Chodź ze mną! – poprosiła łagodnie. – To jeszcze nie jest koniec świata.
W salonie usiadła na sofie, otulając się szlafrokiem i bez skrępowania ziewając. Poprosiła Lidkę o dużą kawę, a mnie o papiery. Podałem jej wtedy całą kopertę. Nie było sensu niczego ukrywać.
Wyjęła je sama i każdy dokument długo studiowała, o nic nie pytając. Następnie zajęła się fotografiami, oglądając je wnikliwie, aż wreszcie złożyła wszystko z powrotem do koperty.
- Czegoś tu nie rozumiem – odezwała się. – Dlaczego powiedziałeś, że nie masz dostępu do swoich rzeczy osobistych?
W kilku słowach wyjaśniłem jej zamysł adwokata Marty, żeby mimo braku adresu zameldowania, zmusić mnie do odbierania sądowych wezwań.
- Nieźle wymyślił – skomentowała krótko moje wyjaśnienia. – I co teraz zamierzasz z tym zrobić? – zapytała, spoglądając mi w oczy.
Nie odpowiedziałem. Spuściłem tylko głowę i pokręciłem nią przecząco.
- Ja pytam poważnie! – usłyszałem.
- Dlaczego chcesz ode mnie jasnych deklaracji wtedy, kiedy ziemia usunęła mi się spod nóg? Ja nie wiem co zrobię! Na razie spadam w przepaść! Lecę i jestem głęboko pod ziemią! Duszę się tutaj, więc dajcie mi wszyscy święty spokój! Wracam do Moskwy! Chciałem tylko ciebie przeprosić, bo nie będę mógł być tutaj w poniedziałek. Mam nadzieję, że mi wybaczysz ze względu na sytuację…
- Ja ci mogę wybaczyć, ale nie wiem jak chłopcy. Już im zapowiedziałam, że odwiedzi nas tatuś, już wiedzą, że to ty nim jesteś. Przypomniałam im twoją wizytę w Pokrzywnie, naszą wycieczkę do lasu i wasze zabawy… Oni tak czekają na ciebie, tak się nie mogą ciebie doczekać…
Dobiła mnie. Poczułem zimny pot na całym ciele. Kim ja w takim razie będę dla tych chłopców? Kupą nieszczęścia?
- Nie wiem… nie mogę! Dorotko, ja nie mogę! – próbowałem określić mój stan psychiczny. – Jak mam im się pokazać w takim stanie? Jak sobie mnie zapamiętają? Śmierdzącego faceta? Nie mam nawet bielizny na zmianę!
- To u ciebie tradycja – zauważyła. W sumie miała rację. Już tak było, że nie miałem się w co przebrać.
- Nie brałem ze sobą niczego, bo po co obciążać się bagażami? – próbowałem tłumaczyć. – Mam, a właściwie to miałem… – roześmiałem się gorzko – wszystko w domu. Staram się niczego nie wozić bez potrzeby. Tak jest wygodniej. I teraz zostałem z ręką w nocniku… Nie mam wyjścia, muszę tam wrócić. A poza tym…
- Co poza tym? – zapytała spokojnie.
- Poza tym nie mam nawet gdzie spać! – wybuchnąłem. – Damian wyjechał do Austrii, Joasia jeszcze wcześniej do Maćka, a ja mam w kieszeni parę groszy i to wszystko. Może starczy mi na tanie gacie i bilet na miejską komunikację…
- Czy ciebie ktoś stąd wypędza? – przerwała mi beznamiętnym tonem. – Czy ja może powiedziałam, że masz się wynosić i wrócić dopiero w poniedziałek na obiad? Ja sobie nie przypominam takich słów! I mogę cię zapewnić, że wolne prześcieradło mam, chleba też kawałek znajdę. Nie zabraknie ci! Głodny przez święta nie będziesz!
- Dorotko… wiesz, że cię kocham, więc dlaczego mnie dręczysz? Ja nie potrafię oglądać szczęśliwych ludzi, kiedy sam doszedłem do dna! – wypaliłem. – Mam tu siedzieć i oglądać twoje szczebioty z Johnem? Jego litość nade mną? Może cygaro ze mną wypali? A może mam się zamknąć w jakimś pokoju i czekać do poniedziałku? Daruj, ale takich hecy już nie zobaczysz! W Pokrzywnie miałem przedsmak tego, kiedy pokazałaś mi moje miejsce na mapie. Teraz czuję się podobnie, albo jeszcze gorzej, mimo że nie ty jesteś tego autorką. Jednak skrzydła mam podcięte i muszę rany wylizać sam. Dam radę, albo i nie dam… Nie wiem… jednak nie mogę tu zostać.
- Ciebie chyba coś popierdoliło! – Lidka, siedząca dotąd cicho, dała upust swoim emocjom. – A wyglądałeś dotąd na inteligentnego faceta! Kurwa, ale mylne wrażenie! Ty jesteś ciemny jak tabaka w rogu! Dureń, normalny dureń!
Krew zalała mi oczy.
- Dorotko… – wystękałem. – Muszę już iść!
- Gdzie! – wrzasnęła Lidka, podnosząc się gwałtownie z fotela. Podeszła bliżej, chwytając mnie za rękę, po czym boleśnie wykręciła ją do tyłu, zmuszając w ten sposób do powstania..
- A ty co siedzisz sobie, niczym basza! – wołała. – Na kolana! – wzmocniła uścisk. Nie chcąc używać wobec niej rękoczynów, musiałem uklęknąć przed fotelem Doroty.
- Ty głupku, nawet kwiatów dziewczynie nie wręczyłeś …
Chyba oblałem się rumieńcem. To była prawda. Kosz z kwiatami czekał dotąd spokojnie na podłodze… Spróbowałem wstać.
- Gdzie! – warknęła, wzmacniając bolesny uścisk. – Romek, bądź uprzejmy i podaj te badyle!
Romek błyskawicznie spełnił jej życzenie, a Lidka nieco zwolniła ucisk.
- Bierz kwiaty do ręki! I powtarzaj za mną. Będziesz mówił? – zapytała, obserwując moją twarz.
Skinąłem, potakująco.
- Dorotko… mów! – wrzasnęła.
- Dorotko…
- Kocham cię nad życie…
- Kocham cię nad życie…
- I marzę…
- I marzę…
- Żebyś została moją żoną…
Osłupiałem.
- Mów, cholero! – Lidka szarpnęła mi rękę.
- Byś została moją żoną…
Dorota siedziała w fotelu, otulona w szlafrok i z zupełnym spokojem przyglądała się całej sytuacji. Kiedy padła moja deklaracja, nawet jeden mięsień nie drgnął na jej twarzy. Patrzyła na nas uważnie jeszcze przez chwilę, po czym zwyczajnym głosem zapytała.
- Powtarzasz tylko za Lidką, czy naprawdę byś tego chciał?
Byłem tak zdezorientowany jej spokojem oraz całą wynikłą sytuacją, że nie spuściłem wzroku i bezwiednie oznajmiłem. – Słoneczko, ja ciebie kocham! Przecież wiesz o tym!
I wtedy… Gdyby ziemia się rozstąpiła, byłbym mniej zdumiony.
Dorota podniosła się z fotela i padła obok na kolana, zarzucając mi ręce na szyję. Poczułem jak uścisk Lidki zelżał. Obydwie ręce miałem już wolne.
- Ja ciebie też kocham! – mówiła, całując mnie chaotycznie. – Od dawna cię kocham! I będę twoją żoną! Od dzisiaj będę traktować ciebie tak jak żona męża, a ten dom jest również twoim domem. Formalności natomiast dopełnimy wtedy, kiedy będzie to możliwe. Chcę być twoją oficjalną żoną, potwierdzoną urzędowo, zgadzasz się na to?
Odjęło mi mowę. Nie byłem w stanie nawet drgnąć.
- Tomeczku… nie chcesz? – Dorota nie zdejmując rąk z szyi, wpatrywała się w moje oczy.
- Słoneczko… ja… ja… ja o tym nawet nie śmiem marzyć… – objąłem ją i uściskałem z całych sił. – Kiedyś marzyłem, że będziemy żyć razem…
- Więc całe życie przed nami. Wstańmy teraz! – poleciła.
Kiedy podnieśliśmy się z kolan, podniosła kosz, zanurzyła nos w kwiatach i wzdychając namiętnie, spojrzała na mnie.
- Dziękuję ci, kochany! Są przepiękne! Bardzo lubię kwiaty!
Znowu zarzuciła mi ręce na szyję. Znowu obdarzając namiętnymi pocałunkami. I swoim promienistym uśmiechem. Tym razem na stojąco.
- Tomek, rozchmurz się już! – przekonywała. – Na twoje problemy znajdziemy lekarstwo. I to zaraz! Nie ma z tym najmniejszych trudności!
Coś mi się jednak nie zgadzało.
- Nie bardzo ciebie rozumiem… – pozostawałem sceptyczny. Dorota wpatrzyła się we mnie.
- Mów!
- Dorotko… co mi powiedziałaś na spacerze w Moskwie? Że nie mam szans, że mam zawsze trwać przy Marcie, a jeśli ją porzucę, to nie chcesz mnie znać…
- I co ci się nie zgadza?
- No… wszystko!
- Jakie wszystko? Mówiłam, że nie zaakceptuję tego, jeśli ty byś Martę porzucił. Obydwoje ją skrzywdziliśmy, ja próbowałam chociaż troszeczkę osłodzić jej życie finansami, bo miałam takie możliwości. I zapewniam cię, że nie żałuję ani złotówki. Po to uruchomiłam tamto konto. A na co wydała pieniądze, to już jest jej prywatna sprawa. Mogła zrobić co zechce. Natomiast ty jej nie rzuciłeś. Sama cię wypchnęła i to nie z mojego powodu. Więc nie mam już wobec niej żadnych zobowiązań. Nie zabieram jej ciebie.
- No a… John?
Pokręciła głową.
- Johna nie ma już w moim życiu. Nie ma od dnia balu. Ale nie chcę teraz o tym mówić. Później ci wszystko opowiem. Na razie skoncentrujmy się na sprawach bieżących. Wracając do Marty, jestem gotowa dołożyć jej nawet sto tysięcy dolarów jeśli rozwód da ci szybko. We wtorek znajdziemy adwokata i zlecimy mu załatwienie tych spraw, dobrze?
- Na wtorek mam zabukowany lot do Moskwy – przypomniałem sobie.
- A bilet masz przy sobie? – zapytała całkiem zwyczajnie.
- Mam.
- Pokaż mi go! – poprosiła, zabierając ręce z mojej szyi.
Wyjąłem blankiet z teczki i podałem jej, niczego nie przeczuwając. Wtedy, cały czas patrząc mi w oczy, podarła go na drobne kawałki, które spokojniutko upuściła na parkiet.
- Jesteś zwolniony z pracy i nigdzie nie polecisz! – oświadczyła dobitnie. – Ja nie mam zamiaru mieć męża dla Rosjanek. Ja chcę mieć go w domu! Twoje delegacje właśnie się zakończyły.
- Brawo Dorka! – rozległ się głośny śmiech Lidki, która w dodatku zaczęła klaskać w dłonie. A ja stałem osłupiały i milczący, spoglądając w pogodną twarz Dorotki.
- Dorota, ale Tomek mógłby zabrać chociaż swoje rzeczy – zauważył przytomnie Romek.
- Zabierze! – odparła. – Ale polecimy tam razem. Na dzień lub dwa. Jak tylko sytuacja trochę się wyklaruje, bo na razie terminarz mam mocno niepewny.
Ochłonąłem w międzyczasie, chociaż myśli kłębiły mi się w głowie, niczym woda u podnóża wodospadu.
- A jak mam utrzymać rodzinę, skoro wyrzuciłaś mnie z pracy? – zapytałem ostrożnie. Dorota roześmiała się, a Lidka podeszła i podała mi rękę.
- Właśnie uratowałeś swoją reputację w moich oczach – chichotała. – Tak powinien myśleć mężczyzna w każdej sytuacji. Rodzina na pierwszym miejscu. Bo już się bałam, żeś całkiem skapcaniał w tej Moskwie i zrobił się z ciebie trwały ciamajda.
- Lidka! – Dorota podniosła głos. – Nikomu nie pozwolę obrażać mojego męża w jego własnym domu! Nawet tobie! Więc ukróć trochę język, bo może zostać odcięty.
- No co? Przecież ja Tomka wcale nie obrażam! – tłumaczyła się Lidka. – Jak wcześniej obrzucałam go wyzwiskami, to nie reagowałaś…
- Wtedy jeszcze nie był mężem – Dorota demonstracyjnie przytuliła się do mnie. – A teraz…
- Dobrze już, dobrze! – Lidka uniosła ręce do góry w geście rezygnacji. – Wiem, grożą mi latające talerze, bliskie spotkania z nimi i te inne sprawy…
- Właśnie! – zgodziła się Dorota. – A ty się nie martw o swoją pracę – zwróciła się do mnie. – Nie zabraknie ci jej.
- Ja myślałem o pracy zarobkowej…
- Tej również – śmiała się. – Coś wymyślimy. Nie będę o tym tutaj mówić bo wypadałoby, żebyś ty pierwszy poznał moje zamierzenia, ale zaraz pójdziemy do sypialni to się dowiesz. Wcześniej jednak chciałabym załatwić inny temat. Romek, bądź tak miły i poproś panią Helenę, dobrze?
- Oczywiście! – podniósł się z fotela i wyszedł z salonu.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt