Drugi raz-przeprawa
Upał, cholerny upałpomieszany z wilgocią. Pędzimy jak oszalali przez podlaskie wioski. Pierwszy raz samochodem, a wszystkie plany diabli wzięli. Jedziemy we trzech, punkt zbiórki Białystok, ale jesteśmy z różnych miast, tylko Paweł tutejszy. Stojące na poboczu tiry zwiastują bliskość granicy, lecimy za białoruską osobówką lewym pasem, który w penym momencie się kończy, wpadamy na przeciwległy pas, mając nadzieję, że nie zaliczymy czołówki z tirem. Pierwszy wpadnie pod koła białoruski rzęch a zaraz potem my. ruski dał po hamulcach, droga rozdzieliła się na kilka pasów zajebanych przez Białorusinów. Wysiadłem z samochodu i nogi mi się ugieły, zza gęstwy samochdów nie było nawet widać granicznych budynków.
Ludzie wschodu, siedzieli pokornie i pocili się w upale, coś tam jedli, pili, palili papierosy. Zero stresu, wkurwienia na ten cały pograniczny bajzel. Zycie jest życiem, a swoje trzeba odstać, władzy się pokłonić, że puści dalej. Paweł też wysiadł.
- Kurwa mać!, na sześć godzin stania, mogliśmy flaszkę kupić.
- Ej Paliaki wy nie stójcie zdies- brodacz w samochodzie obok krzyczał w dziwnym polsko-ruskim slangu-Dla was druga droga, ot tam, tam awtamisziny z jewropejskiego sojuza.
- Ale jak tam dojechać- poczułem przypływ nadziei.
- Nu dawaj-gwałtownie cofnął samochód by można było skręcić. Samochody stojące na drugim pasie też się rozsunęły. Na centymetry, złożone lusterka docisnęliśmy się do upragnionej drogi dla wybrańców Europy.
Naszą nadzieję na szybkie przejście zmył błyskawicznie burzowy deszcz. Stało przed nami tylko kilka samochodów, ale sześć pasów po polskiej stronie zbiegało się w jeden. Mniej więcej co pół godziny znudzony polski pogranicznik wychodził na srodek placu i leniwym gestem pozwalał ruszyć do przodu dwóm samochodom z każdego pasa. Po dwóch godzinach wyrwaliśmy do przodu i dojechaliśmy do gościa w paradnym mundurze z wielką plackowatą czapą.. Chciałem mu podać poszporty, ale spojrzał na mnie, jak na idiotę. Nabazgrał naszą rejestrację na kwicie, jak z pralni, podał mi go i kazał jechać dalej. Zrozumiałem, że z misiem jest tylko gra wstępna, a prawdziwa jazda zacznie się za chwilę.
Po przejechaniu stu metrów jeden pas rozszerzył się do czterech i wjechaliśmy na własciwe przejście. Kręciło się tam mnóstwo mundurowych, latali pomiedzy samochodami, jak stado wilków szukające nstepnej ofiary. Pierwsi byli pogranicznicy, z nimi było najłatwiej, chociaż pierwsze co chcieli, to nie paszporty a właśnie ten cholerny kwit z pralni, nazywany przez nich talonem. Zanim wziął od nas dokumenty i wydał migracyjne kwity do wypełnienia, uroczyście postawił na nim wielką pieczęć.
To była najłatwiejsza część. Podszedł do nas starszy celnik z przepięknym złotym garniturem w gębie. Oświadczył tonem towarzyskiej rozmowy, że właśnie zmieniły się przepisy i musimy wypełnić celną deklarację na samochód. Gość usmiechał się lekko rozbawiony, ale gały miał stalowe, jak prawdziwy czekista, nie było sensu dyskutować, pokornie poszedłem w stronę szarego budynku.
W środku było kilka okienek, w jednym z nich blond laska z krwawą krechą na wargach, jebała precyzyjnie spoconego starszego gościa. Z rozmowy wynikało, że wpisał w deklarację laptopa, a ona domagała się fabrycznych numerów. Facet tłumaczył się gęsto, że jedzie autobusem, a laptop jest w walizce w luku bagażowym, ale cipa była niewzruszona, ma go przynieść, przy niej wpisać numery i gówno ją obchodzi ile to będzie trwało. Ja też dostałem deklarację i lekko zdębiałem, nieźle znam rosyjski, ale to były dwie strony zapisane urzędniczą nowomową. Stanąłem sobie z boku i zacząłem się wgryzać w tekst, na czuja stawiałem krzyżyki w kratkach i po skończeniu podsunąłem nieśmiało swoje dzieło krwawej Mery.
- Nieprawilno-zabrzmiało jak wyrok.
Wziąłem pokornie czsty druczek i zacząłem od nowa. W dwóch miejscach faktycznie się pomyliłem, przepisałem wszystko na czysto i podsunąłem jej pod nos.
- Nieprawilno- pogarda dla głupiego Polaczka wylewała się z krwawego pyska. Zakląłem w duchu, ale na zewnatrz przybrałem minę zbitego psa i poprosiłem nieśmiało, żeby pokazała moje durne błędy.Prześwietliła mnie wzrokiem, czy aby pysk mój szczerą pokorę wykazuje. Test wypadł chyba pomyślnie, bo wzięła do reki długopis i pokazała gdzie nie trafiłem z krzyżykami. Podziękowałem pokornie i przepisałem wszystko jeszcze raz.
- Dawaj talon- zabrzmiało jak wyznanie miłości, zamiast orgazmu był stuk pieczątki. Pobiegłem do samochodu jak na skrzydłach i stanąłem karnie przed celnikiem, grzebiącym w naszym bagażniku. Wyprostował się z godnością, spojrzał pogardliwie na talon a następnie wskazał kolejny budynek.
- A szto eta- zapytałem hardo.
- Awtomobilnaja inspekcja- warknął groźnie.
Stanąłem w kolejce podobnie przgranych jak ja. Trochę to trwało, ale przynajmniej dowiedziałem się, że muszę przygotować dowód rejestracyjny i zieloną kartę.. Oczywiście najważniejszy był talon. Wpatrywałem sie w ten ordynarny świstek papieru, czyżby miał jakąś tajemniczą moc, mimo intelektualnego wysiłku, moja wyobraźnia nie sięgała tak daleko.
- Dawaj talon i dokumenty- głos wyrwał mnie z zadumy. Grzecznie wsunąłem wszystko przez szparę w okienku. Kwity były w porządku, pieczątka nad talonem uniosła się w powietrzu i znieruchomiała nagle.
- Tamożnik zabył postawić pieczaci- talon wrócił w moje ręce. Pierdolony złotoustny celnik. Zacząłem biegac po przejściu razem z chłopakami, wcieło gościa na amen. Poszedłem do innego celnika i zapytałem nieśmiało.
- Izwienicie, wasz kaliega zabył pastawic pieczać- podsunąłem mu pod nos talon. Obejrzał uważnie i westchnął ciężko.
- On tiepet imiejet pierieriwku w rabocie, budiet za dwadcać minut.
- A wy by nie mogli- uśmiechnąłem się przymilnie.
- Niet!- warknął groźnie i odwrócił się na pięcie.
Cóż było robić, czekanie to najpopularniejsza czynność człowieka wschodu. Tutaj czekało się od zawsze na wszystko, na list, kawałek mięsa w sklepie, na łaskawe skinienie urzędnika albo na przydział państwowej trumny dla sztywnej babci.. Oparłem się o samochód i zapaliłem papierosa.
- Kurić nie nada- krzyknął jakiś pacan w czarnym mundurze, pokazując tabliczkę z zakazem palenia, a sam smakowicie zaciągał sie petem. Ech Białoruś, poczułem nagle, że zaczynam kochać ten kraj. Już w myślach zaczynałem się rozwodzić nad szerokimi przestrzeniami pełnymi kołchozów i brzozowych lasków, gdy w polu widzenia zamajaczył nasz złotousty. Podskoczyłem do niego i pokazałem talon.
- Papraszu pieczać- pokora przeszła gładko przez krtań. Popatrzył się uważnie i z łaskawym uśmiechem przyłożył stempel. Jeszcze tylko ponowna kolejka w samochodowej inspekcji, ostatnia pieczątka i można było jechać. Położyłem talon na samochodowym kokpicie, pomyslałem sobie, że jak wrócę, to oprawię go w ramki i powieszę nad łóżkiem, jalk największe trofeum biurokratycznego absurdu.
Przed nami wyrósł kolejny szlaban. Gość podobny do tego który dawał nam ten nieszczęsny kwit kazał opuścić szybę.
- Dawaj talon- czyżby jeszcze jedna pieczątka do kolekcji, podnieciłem się niezdrowo. Wziął ode mnie kwit, naddarł go w połowie i wrzucił do brunego kosza.
- Nu pajechali- podniósł szlaban. Mieli rację, ci co tu byli wcześniej, nie da się tego objąć rozumem.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt