Głośne szarpnięcie drzwi sprawiło, że Bruno momentalnie otworzył oczy, jego serce zaczęło bić szybciej, a każdy włos na jego ciele podniósł się do góry. Podniósł się z ziemi i oparł o wygaszony już kominek. Odruchowo chwycił za broń, ale jego ręka napotkała przerażająca pustkę. Wystraszony spojrzał w kierunku drzwi i dojrzał tam trzech barczystych i wyraźnie nietrzeźwych mężczyzn. Największy z nich, ubrany w podszytą futrem kurtkę, trzymał w ręku zapaloną pochodnię i jako pierwszy chwiejnym krokiem wszedł do domu. Za nim z głośnym rumorem wtoczyło się dwóch pozostałych, od których śmierdziało wódką i papierosowym dymem. Bruno próbował szybko ocenić sytuację, w której się znalazł i szanse swojej ucieczki, ale do jego głowy napływało tak wiele bodźców, że jedyne, co robił to rozglądał się nerwowo po całym pomieszczeniu. Niestety postać młodego i wystraszonego chłopaka szybko została zauważona.
- Patrzcie kogo tu mamy! - Gardłowy śmiech rozszedł się po całym pomieszczeniu. Największy z nich, przysuną pochodnię do twarzy Bruna, z której biła panika. Szybko mrugał oczyma, ponieważ żar z pochodni parzył jego skórę.
- Co tu robisz chłoptasiu?? – Mężczyzna przydeptywał Bruna po bosych stopach prowokując go do pójścia w głąb pomieszczenia. Pozostała dwójka przyglądała się temu z rozbawieniem nie ruszając się z miejsca.
- Maaru! Chyba nie chcesz zrobić krzywdy naszemu gościowi? – Zaśmiał się najmniejszy z nich ukazując widoczne braki w uzębieniu. Na głowie miał pilotkę zakrywającą uszy i zupełnie niepasującą do całości bordową, pikowaną kurtkę.
- Nigdy w życiu!- Maaru po dziecinnemu poklepywał Bruna w policzek, ale robił to na tyle mocno, że na skórze zostawił czerwony, pulsujący ślad.- Pokażemy mu naszą gościnność!
Bruno odskoczył w bok i chwytając za oparcie stojącego niedaleko krzesła podniósł je do góry w taki sposób, aby nogi mogły mu posłużyć za obronę:
- Zostawcie mnie! Nic wam nie zrobiłem!- Bruno wystraszony machał krzesłem w ich kierunku! Szeroko otworzył oczy próbując ogarnąć jak największe pole widzenia. Adrenalina, która krążyła w jego żyłach sprawiła, że policzki miał rozpalone a palce w dłoniach lekko mu drgały.
- Ooo! Nasz kogucik potrafi mówić!- Maaru wrzucił pochodnię do kominka a potem z wysokiej cholewki buta wyciągną nieduży nóż i skierował ostrze wprost ku Brunowi- Tak nam się odpłacasz za gościnność?! Andres! Gibon! Brać go!- Mężczyźni wyciągnęli swoje noże i wszyscy trzej podchodzili do niego powoli. Bruno przylgnął do ściany i przyjął pozę do ataku wychylając się trochę do przodu, marszcząc brwi i machając krzesłem w kierunku swoich oprawców. Gdyby udało mu się powalić jednego miałby szansę ucieczki w kierunku drzwi. Przyglądał się mężczyznom oceniając ich siłę fizyczną i stan upojenia alkoholowego. Musiał szybko podjąć decyzję, ponieważ nie utrzyma długo swojej pozycji grożąc krzesłem trzem napastnikom z nożami. Największy odpada, wahał się między średnim i najmniejszym. Zwinnym ruchem wskoczył na stół, który stał obok niego i czekał na ich reakcje. Podbiegł do niego średniego wzrostu mężczyzna, cichy, ale z obłąkańczym błyskiem w oczach. Uśmiechał się krzywo i wymachując nożem próbował dosięgnąć jego łydek. Bruno wziął duży zamach i w chwili, gdy tamten ponowił atak uderzył go z całej siły krzesłem w głowę. Napastnik pochylił się w obronnym geście a Bruno korzystając z okazji wskoczył na jego bark i odbijając się od niego pobiegł w kierunku wyjścia. Pozostali dwaj rzucili się za nim w pogoń. Był trzeźwy, młody i szybki. Musiało mu się udać. Potknął się o leżący na podłodze materac, ale szybko odzyskał równowagę i w mgnieniu oka dobiegł do drzwi, które nie stawiały oporu. Wybiegł na dwór słysząc za sobą miotane siarczyście przekleństwa. Uciekał przez niewielki zagajnik nie rozgarniając dłońmi gałęzi a w kulminacyjnych momentach po prostu zaciskał mocno oczy żeby je ochronić. Mimo że przekleństwa dawno już ustały Bruno nie przerywał biegu, kalecząc stopy o twarde, wystające gałęzie. Zatrzymał się dopiero przy dużym, powalonym drzewie, którego nie dał rady przeskoczyć. Oparł ręce o chłodną korę i zamykając oczy próbował ustabilizować swój przyspieszony oddech. Kiedy serce zwolniło swój rytm, do jego mózgu zaczęły napływać różnego rodzaju bodźce, które jeszcze przed chwilą nie miały szansy przebić się przez ogarniętą paniką świadomość. Oprócz pulsującego bólu w stopach i palących szram na twarzy poczuł powiew mroźnego powietrza, które ciągle wdychał ustami. Czując zimno przypomniał sobie, w jaki sposób stracił swoją kurtkę, broń i buty i kręcąc głową nie mógł wybaczyć sobie swojej głupoty. Palcami w dłoniach wytrzepał z włosów suche liście, gałęzie i pobudzone ludzkim zapachem kleszcze. Rozglądał się wokoło szukając jakiegoś punktu orientacyjnego, ale w nieznanej okolicy i całkowitych ciemnościach szybko się poddał. Postanowił zaufać swojemu doskonałemu słuchowi i zamykając oczy wyłapywał dźwięki, których wcześniej nie słyszał. Nocna cisza doskonale przekazywała odgłosy z dużej odległości, więc oprócz tajemniczych trzasków gałęzi i ruchów w górnej partii drzew usłyszał głos szczekającego psa. Mimo, że miał już dość spotkań z ludźmi wiedział, że musi znaleźć jakieś schronienie i napełniony nowymi siłami poszedł w kierunku zamieszkałych siedzib.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt