- Piotruś, mógłbyś już ściszyć muzykę? – głos szefa był miły i przyjazny.
- Nie ma sprawy – odparł chłopak.
- A, i jak już się przebierzesz, to zechciałbyś wpaść do mnie na chwilę. Mam do ciebie sprawę.
- Jaką sprawę – spytał zaniepokojony.
- Taką, o której dowiesz się po przebraniu – dwa ostatnie wyrazy powiedział z naciskiem.
Dzień minął Piotrkowi przyjemnie i bez przeszkód. Sprzedał nawet trzy pełne garnitury o łącznej wartości ponad siedmiu tysięcy złotych. Nie było więc mowy o zwolnieniu. Tylko, że szef zawsze może znaleźć coś, co mu się w Piotrku nie podoba. Taka domena szefów na całym świecie.
Światła zostały przygaszone, a muzyka była prawie niesłyszalna. Wszystko po to, by klienci, których i tak nie było już w sklepie wiedzieli, że powinni się pomału dematerializować.
Wszyscy współpracownicy Piotrka, czyli wiecznie nadąsany homoseksualista Alex (tak naprawdę miał na imię Jarek), zabiedzony biseksualista Krzysiek i gburowaty heteroseksualista Marcin byli w jego ocenie skończonymi idiotami. Po pierwsze dlatego, że udawali kogoś, kim nie byli. Żyli w filmie, w którym obsadza się tylko pięknych i bogatych ludzi, a byli przecież pachołkami w ekskluzywnym sklepie odzieżowym. Po drugie, nie zdając sobie sprawy ze swojej żałosnej pozycji, snobowali się jak członkowie rodziny królewskiej z Monako. Po trzecie stanowili najgorszy gatunek ludzi, czyli debili nieświadomych swego debilizmu. Tak przynajmniej odpowiedziałby Piotrek, gdyby spytać go o stosunek do nich.
Tak więc trójka jego „kolegów” kończyła właśnie układać ciuchy przed zamknięciem. Szef uznał bowiem, że lepiej skończyć wszystko tego samego dnia, niż nadrabiać rano. Nikt z nich nie przyszedłby zresztą przed czasem, o czym szef doskonale zdawał sobie sprawę. Tamtego dnia uznał jednak, że czas na odstępstwo od reguły.
- Dobra chłopaki – rzekł z uśmiechem – idźcie się przebrać. A ty Piotrek – spojrzał na niego – pamiętaj, że masz do mnie przyjść. Po krótkim, znaczącym spojrzeniu, odwrócił się na pięcie i wrócił na zaplecze.
- Uważaj na niego Piotruś – rzekł Alex. Ja się na tym znam. Ma na ciebie chrapkę.
- A co mógłby mi zrobić? Przecież mnie nie zgwałci.
- Może dać ci propozycję nie do odrzucenia – uśmiechnął się Krzysiek – gała, albo do widzenia.
- Słyszałem, że tacy jak on wolą dominację. Może nie skończyć się tylko na lasce. A dupę ma się jedną i o jej wylot trzeba dbać – skwitował Marcin
- Zajmijcie się lepiej swoimi odbytami. Ja do swojego nie mam zastrzeżeń.
- Tylko potem nie mów, że cię nie ostrzegaliśmy – powiedział Alex.
Dziesięć minut później, kiedy „koledzy” Piotrka opuścili już sklep, a jeden z nich nawet puścił mu oczko życząc miłej zabawy, szef wyszedł z zaplecza i skinieniem głowy zaprosił go do siebie.
- Był tu jakiś czas temu pewien mężczyzna i zostawił dla ciebie karteczkę. Przepraszam cię bardzo, ale z ciekawości przeczytałem ją. Jest na niej napisane, że jutro masz na stawić się o dwudziestej na dwudziestym drugim piętrze Mariottu. Wyraźnie zaznaczył, że masz powiedzieć portierowi, że chcesz jechać na dwudzieste drugie piętro. Jak myślisz, co to może znaczyć?
- Że dostałem zaproszenie na jakieś tajemnicze spotkanie, czy coś.
- Zamierzasz z niego skorzystać?
- Raczej tak – Piotrek zdobył się na uśmiech.
- Oszalałeś chyba – szef był wyraźnie wstrząśnięty.
- Dlaczego? Nie sądzę, żeby ktoś chciał wyciąć ze mnie organy. Nie mam też żadnych wrogów, czy choćby zaległych podatków. Nie byłem świadkiem żadnego morderstwa… Nie mam się chyba czego obawiać.
- Jak sobie chcesz – szef posmutniał – ja ci przekazałem informację. Ostrzegłem cię. Zrobisz, co uważasz. Tylko jakbyś nie dotarł tutaj w sobotę rano, wiedz, że podejmę odpowiednie kroki.
- Dziękuję – odparł chłopak.
- Masz – wręczył Piotrkowi notatkę.
- To wszystko?
- Tak. Jutro masz wolne, ale w sobotę widzę cię tu punktualnie, a jakbyś, powiedzmy, zachorował – to słówko szef wypowiedział z przekąsem – to masz koniecznie zadzwonić, jasne?
- Jasne – Piotrek był wyraźnie zakłopotany tą nadmierną troską.
- No to leć się przebrać.
Poluźnił krawat, po czym usiadł i spojrzał na żółtą samoprzylepną karteczkę. Połowa była zapełniona niezrozumiałymi drobnymi hieroglifami. Piotrek był w stanie wyodrębnić jedynie słowo Marriott i liczby 20 oraz 22. Czyżby szef studiował grafologię? A może kilkadziesiąt razy wczytywał się w treść notki, aż w końcu udało mu się zgłębić jej treść?
Drzwi od zaplecza były lekko uchylone i rzucały jasne pasmo światła na wygaszony sklep. Piotr zrzucił z siebie garnitur i stojąc w samych bokserkach wciągał na siebie białą podkoszulkę. Gdyby odwrócił się, zobaczyłby lewe oko szefa bacznie obserwujące jego poczynania. Gdyby spojrzał jeszcze głębiej, poza strukturę drzwi, dostrzegłby rozluźnioną twarz szefa, na której nie odmalowywały się żadne emocje.
- Zbierasz się – szef wkroczył, gdy Piotrek był już kompletnie ubrany.
- Yhym – przytaknął niewerbalnie.
- No to widzimy się w sobotę.
- Tak jest – odparł wymijając szefa.
Chwilę potem szef został sam. Usiadł przy swoim szefowskim biurku mieszczącym się w drugim pomieszczeniu służbowym i wyciągnął z szuflady gruby plik dokumentów.
„ Zażalenia, zamówienia, pierdzenia, glikemia” – pomyślał i mechanicznie przeczesał palcami swoje długie kręcone włosy.
Szef Piotrka nazywał się Jacek i miał trzydzieści jeden lat. Jego twarz była pociągła i wzorowo przystojna. Z powodzeniem mógłby być jednym z wymuskanych modeli fotografowanych na plaży w Saint - Tropez.
Sterty papierów, którymi był zawalony, dotyczyły czysto prozaicznych spraw. Dla Jacka były jednak czymś obcym i niezrozumiałym.
Co na przykład zrobić miał z coraz niższym popytem na luksusową odzież? Zamknięcie sklepu oznaczałoby nieudolność i hańbę. Nie mógłby tego powiedzieć swojemu ojcu, któremu zawdzięczał posiadanie sklepu. Obniżenie cen było natomiast jednoznaczne z rychłym bankructwem. Co z tego, że każdy kosztorys apelował o promocje. O trzy rzeczy w cenie dwóch, o środy bez podatku VAT. Jacek był głuchy na banalne chwyty marketingowe. Specjalizował się głównie w piciu białego półwytrawnego wina, uprawianiu przygodnego seksu z przedstawicielami obojga płci i wciąganiu kokainy z różnego rodzaju powierzchni.
Poza tym, był po prostu smutnym człowiekiem rzuconym w świat wielkich pieniędzy i szemranych interesów swojego ojca. Sam nie wiedział jednak, że nosi w sobie smutek. Po prostu nieustannie prześladowało go przeświadczenie, że czegoś mu brak. Dobrze, że kokaina doskonale radzi sobie z podobnymi dolegliwościami…
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt