Sylwek jak zawsze - sergio
Proza » Obyczajowe » Sylwek jak zawsze
A A A

Całkiem sprawnie to wszystko się zaczęło. Dziesięć, dziewięć i tak aż do jednego a potem darcie ryja ile wlezie. Spieniony szampan, nigdy nie wypijany w całości. Zawsze go uleci zbyt wiele tam gdzie nie trzeba. Nie do gardła. Na kurtkę kumpla, jakiejś typiarze obok na odpicowane włosy, specjalnie na tę okazję. Na trzydziestego pierwszego/pierwszego.

Swąd lontu, trotylu, dymu - wszystko jeden pies. Chodzi o petardy. Jak zwykle były bardzo głośne. Gdy zbyt blisko stałem takiej eksplozji to zawsze hałas wybuchu wydawał mi się być przerażająco zaskakujący. Wyrażony sprzeciw mój, wcale nie na głos, tylko w duchu, w środku, jakoś nie komponował z późniejszymi poczynaniami, bo jakoś wybuch petardy nigdy nie przeszkadzał mi gdy petardę ową sam odpaliłem.

Lecz nie tym razem. W zasadzie to chyba już od kilkunastu lat nie zdarzyło mi się odpalić petardy w Sylwestra. Jakoś tak potoczyło mi się życie, że sylwka obchodzę co tydzień. Sobotę i Niedzielę mam wolną, więc trwa on dwa dni. Tyle że nie ma petard. Jest znośniej. Ciszej to odpowiedniejsze słowo, bo niekoniecznie znośniej.

Chmara ludzi robiąca zakupy dużo wcześniej przed północą. Sklepy czynne w ten dzień trzaskają sporą kasę i mają kupę roboty, bo właśnie wcześniej ludzie zdążyli już się zaopatrzyć i jeżeli przyłażą po jeszcze to znaczy, że sklepikarze mają co robić. Nie żebym sam nie przychodził do sklepu po północy po jeszcze ale ja trzymam fason. Świetnie oszukuję. Wymowa i zachowanie wydaje się być naturalne i potwierdziło to już parę osób.

No tak. Zacząłem od tego, że poszło całkiem sprawnie. No i tak było. Ceremonia odbyła się jak co roku identycznie. Nic nie zaskoczyło, nie było żadnego opóźnienia. Normalnie po pięćdziesiątej dziewiątej sekundzie godziny dwudziestej trzeciej pięćdziesiąt dziewięć nastała godzina zero zero a tym samym nowy rok! Organizator imprezy czuł się dumny z siebie, gdyż wszystko przebiegało zgodnie z planem. Bardzo pilnował tego, żeby odpowiednio wcześniej muzyka przestała nawalać a hołota odziana w przepocone już kiecki i pseudo-garnitury zaczęła odliczać.

Patrzałem na to wszystko z boku. Jako obserwator. Nie jako celebrujący pajac. Nie odpalałem też petard, bo tamci odpalali. Wyleźli na zewnątrz i wypieprzyli w niebo parę śmierdzących petard.

Organizator podszedł do mnie gdy stałem na zewnątrz i się temu przyglądałem. Był otyłym człowiekiem. Już wcześniej chciałem mu zwrócić na to uwagę bo odnosiłem wrażenie, że w ogóle nie zdaje on sobie z tego sprawy.

- Sylwester co tu jeszcze robisz? Miałeś być w kuchni. Przecież ci to tłumaczyłem tyle razy!

 - Już idę panie organizatorze.

- Co? Co to za ton? Kpisz ze mnie?

- Nie.

- Przecież wiedzę i słyszę. Za kogo mnie masz?

- Już idę do kuchni. Tam gdzie pan najczęściej przebywa.

- Co proszę?

- Chodzi mi o pana wagę. Nie myślał pan o siłowni albo o jakiejś diecie?

- Ty, ty... Ty kmiotku parszywy, czekaj no.. Ach! - organizator uniósł rękę jakby mi chciał walnąć ale nie zrobił tego. Stałem tępo i tak samo się na niego gapiłem a on zaraz wycofał łapsko, żeby przetrzeć nim usta.

- Spokojnie. Dobrze wiemy, że mnie pan potrzebuje i nie może mnie pan zwolnić.

- Jeszcze się doigrasz. Zobaczysz! Tak długo bezczelnym gówniarzom nigdy nie ujdzie na sucho ta bezczelność! A teraz spadaj do kuchni.

Poszedłem do kuchni.

Organizator bujał się w mojej matce. Byli w podobnym wieku. Ona trochę starsza, wdowa a on trochę młodszy kawaler. Grubas nie mógł mnie zwolnić bo moja matka by się pewnie na niego obraziła. Pracowała w administracji, siedziała po osiem godzin w biurze i sączyła kawę a on przypałętał się kiedyś i zaczął ją wyrywać. Oczywiście nie ma żadnych szans u mojej matki a póki co ona go znosi a ja z tego korzystam i mam robotę.

W kuchni było gorąco i cuchnęło żarciem. Nigdy nie wnikałem w pochodzenie i skład żarcia, które podawałem gościom ale wnioskując po smrodzie jaki niósł się z kuchni aż na korytarz i na główną salę - gdzie te pijane matoły niczego nie czuły prócz swego potu i szampana - to żarcie musiało leżeć kupę czasu w jakichś zapyziałych spichlerzach na zapuszczonym zadupiu albo w piwnicy u organizatora, który składował tam mnóstwo dziwnych rzeczy.

Raz musiałem pomóc mu przytargać jakiegoś rupiecia do tej jego nory  na minus jeden piętro (minus jeden piętro żeby nie powtarzać ciągle piwnica a nie chce mi się włączać e-słownika synonimów ). Organizator dostał skądś tłustą i lepiącą się zmywarkę, którą kazał sobie zanieść do tej piwnicy i razem z kumplem z kuchni targałem grubasowi ten złom, myśląc jaki to on jest poryty.

Ale teraz musiałem iść do kuchni i przesiąknięty tym wszystkim co przyrządzają młodzi kucharze z tatuażami na przedramionach, wnosiłem odpowiednie talerze, sztućce, kieliszki na salę, gdzie powoli zaczęło znowu zbierać się to całe spite towarzystwo, witające chwilę wcześniej nowy rok na zewnątrz budynku, który należał do administracji, w której robiła moja matka.

- Sylwek kurde nie wziąłeś wszystkich przekąsek. Czemu się zawsze obijasz? Bierz te przekąski i dymaj na salę. Co to za bałagan? Kurde! - kucharz. Łysy też z nadwagą, oczywiście parę tatuaży na łapach i młody wiek. To dopiero był bezczelny gnój. Nienawidził mnie bo on tyrał na zmiany siedem dni w tygodniu a ja robiłem tylko od poniedziałku do piątku. Jako jedyny z ekipy. Oczywiście nikt nie usłyszał od organizatora, naszego szefa logicznego wytłumaczenia tej jakże drażniącej sytuacji ale każdy się domyślał co jest grane.

Faktycznie trochę się opóźniałem z tymi przekąskami ale przecież tego nikt nie jadł a łysemu chodziło tylko o to, żeby się do mnie przysrać.

Pognałem jednak z tymi śmiesznymi talerzykami w kształcie elipsy i położyłem na stole, tam gdzie siedziała ruda kobieta i lampiła się na mnie już od początku imprezy.

Zrobiłem swoje, ułożyłem przekąski a ona uśmiechnęła się i jako jedyna wzięła kawałek przekąski, która była jakąś wędliną, przeplataną z warzywem o kształcie owczego oka a całość przebita wykałaczką. Taki mini szaszłyk. Wzięła to coś do ust i cały czas się uśmiechała.

Podszedłem do niej i zagadałem. Była ruda i ładna a muzyka jeszcze nie rujnowała moich uszu i jakiejkolwiek sensownej rozmowy, która raczej nie może mieć miejsca podczas rujnującej muzyki. Cholera dziewczyna naprawdę była ładna.

- Smakuje ci to? - spytałem i obserwowałem wyraz jej twarzy, który wydawał się udzielić zupełnie innej odpowiedzi niż jej odpowiedź słowna, którą udzieliła:

- Tak, pyszne. Naprawdę bardzo dobre macie przekąski. Sam robiłeś?

- Nie. Przekąski i resztę jedzenia robią kucharze. Ja to tylko przynoszę. Jestem kelnerem. Ewentualnie mogę polać szampana, choć widzę, że świetnie radzisz sobie sama - rausz to ona miała już spory. Siedziała oparta wygodnie na niewygodnym krześle, noga założona na nogę, sukienka jasna, chyba jasnobrązowa, nie wiem dokładnie bo było zbyt ciemno. W każdym razie odłożyła patyczek od szaszłyka i zaczęła kręcić palcami swe rude włosy uśmiechając się coraz bardziej wyzywająco.

- Sylwester jest przecież! Trzeba się bawić. A ty? Pijesz coś?

- Dziś nie mogę. Ale odbiję sobie po pracy. Wszyscy będą jutro zdychać a ja świeżutki odpalę sobie jakiegoś browarka albo gorzałę. Nie wiem jeszcze.

- Chodź usiądź koło mnie. Chyba nie zabieram ci czasu?

- Zabierasz. Ale cieszę się z tego powodu - usiadłem, koło rudej. Nogi miała długie i bardzo opalone. Krzesło było niewygodne i trzeszczało. Już wcześniej to zauważyłem, kiedy nie było co robić i odpoczywałem na jednym z tych krzeseł.

- Nie męczą cię te krzesła? - spytałem się rudej, która zrobiła mimowolny grymas udręki, spowodowany twardym krzesłem, ale odpowiedziała inaczej niż się spodziewałem.

- Nie czemu? Są bardzo wygodne. Lubię ten lokal. Wszystko mi tu pasuje. Muzyka jest świetna, jedzenie, kelnerzy - mówiąc kelnerzy uśmiechnęła się i patrzyła mi w oczy a ja na szczęście nie zauważyłem, żadnego grymasu świadczącego o tym, że jest inaczej.

- Podoba mi się kolor twoich włosów. Jest rudy - nie wysiliłem się zbytnio...

- Bystry jesteś - niestety nie wychwyciłem czy przyjęła to jako żart czy faktycznie myślała, że zgadując jaki kolor włosów zdobi jej głowę, oznacza moją bystrość. Nigdy się nie dowiedziałem. Od razu mówię, że z gadki nic nie wyszło.

- A jak masz na imię?

- Żaneta - wyciągnęła dłoń, a ja ją lekko uścisnąłem. Rękę miała spoconą i trochę pulchną. Nie była gruba. Po prostu taka pulchna, miękka.

- Sylwester - odpowiedziałem domyślając się jej reakcji i skojarzenia tego z imprezą, na której była ale...

- O, ciekawe imię. Podoba mi się. Długo tu już pracujesz?

- Z pół roku. Nie cierpię tej pracy. Muszę znosić różnych pajaców i jeszcze się do nich uśmiechać. Czasem znajdę chwilę wytchnienia to sobie posiedzę na zewnątrz .

- No ale mnie to chyba ścierpisz?

- Ścierpię bo muszę być przecież miły. Taki zawód - powiedziałem zupełnie szczerze choć Żaneta roześmiała się głośno, przyjmując to jako żart. Nagle przestała mi się podobać. Zacząłem dostrzegać coraz więcej niedoskonałości w jej ciele. Na przykład jeden szczegół bardzo mi nie dawał spokoju. Miała krzywe zęby. Dwa przednie zbyt duże a reszta nie do końca białe.

Zacząłem się rozglądać za szefem. Pragnąłem żeby przyłapał mnie na obijaniu się i zbeształ właśnie przy nowej koleżance, każąc mi wracać do kuchni. Ale jak na złość, nie było go. Nie miałem też pomysłu na dyplomatyczne wyjście z sytuacji. Co jej miałem powiedzieć? Że muszę iść polerować kielichy? Konsternacja owa nie trwała zbyt długo. Wyjście z sytuacji podeszło do stolika i chwyciło mnie za bark w sposób niedyplomatyczny.

- Czegoś szukasz kolego? Zgubiłeś muszkę? - duży mężczyzna, krótko ścięty o spoconym czole stał nade mną i wyglądał jak ktoś kto jest facetem rudej Żanety.

- Oj Marek bądź miły. To jest kelner. On jest bardzo miły. Wiesz jaką pyszną przekąskę mi przyniósł? Masz spróbuj - Żaneta wzięła kija nadzianego na wędlinę i wcisnęła to do ust sporego kolesia, który cały czas trzymał mnie za bark. Facet ledwo co skosztował przysmaku po czym wypluł go wzdrygając się, ale cały czas nie puszczał mojego barku.

- Co to za syf? Ty! Kelner. To smakuje jak gówno wiesz?

- Nie wiem. Nigdy nie jadłem gówna.

- Taki wyszczekany kelner! - duży Marek podźwignął mnie od stołu. Szarpał mnie za kamizelkę a ja usłyszałem jak materiał drze się gdzieś pod pachami. Facet był już wstawiony ostro. Jego dziewucha próbowała nas rozdzielić a właściwie to przekonać Mareczka, żeby nie robił mi nic złego, że to nie ja robię te smakołyki, że to kucharze. Ale jakoś pacan nie chciał mnie puścić.

- Bierz to do pyska i jedz. Powiesz mi czy tak ma smakować przekąska. No już! Na co czekasz? Żryj to! - facet Żanety zwolnił uścisk by sięgnąć po mini szaszłyka a ja nie czekałem na to aż zacznie mi wpychać te gówniane żarcie do mordy. Kopnąłem go z całej siły w jaja. Koleś wył i skulił się a ja złapałem jego wielki spocony łeb i jakże silnie cisnąłem nim o stół, w który uderzył głośno. Żaneta zaczęła krzyczeć i tłuc mnie otwartą dłonią ale tak jakoś niewyraźnie. Jak gdyby markowała cios żeby tylko zademonstrować wszystkim, że należy mi się lanie. 

Marek kwiczał na ziemi bo osunął się z obrusu. Leciało mu dużo krwi z nosa. Do stołu podeszło kilku spitych gości otaczając Marka i jego rudą Żanetę a ja czmychnąłem stamtąd prosto do kuchni.

- Gdzie żeś był? Szykujemy drugą potrawę a ty się znowu obijasz? - organizator darł się pełną buzią bo oczywiście musiał spróbować czy danie jest dobre.

Nic nie mówiąc otworzyłem lodówkę i wyjąłem butelkę wódki. Wyszedłem zdecydowanie z kuchni, prosto do szatni, żeby zmienić kelnerskie łachy. Gdy zadbałem o lichy kamuflaż, i niezauważony przebiegłem przez korytarz, na którym kilku gościu dyskutowało o zajściu przy stoliku z rudą dziewczyną, wyważyłem niemal drzwi wyjściowe chociaż wcale nie były zamknięte.

Wróciłem do domu późno opróżniając butelkę wódki po drodze. Urżnąłem się jak wszyscy w tą noc ale wcale tego nie chciałem. Na pewno tego nie miałem w planach. 

Organizator nie zwolnił mnie a ja nigdy nie lubiłem Sylwestra.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
sergio · dnia 08.01.2014 11:53 · Czytań: 364 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
05/05/2024 10:34
Jestem idealną kobietą:) »
valeria
05/05/2024 10:32
Bzy szybko więdną, a mam na nie sposób:) piękne są, już tak… »
Zbigniew Szczypek
05/05/2024 10:24
Januszu Ja z rewizytą - podobało mi się ale nie wszystko.… »
Zbigniew Szczypek
05/05/2024 09:57
Janusz Ależ to ja Ci bardzo dziękuję za wizytę i… »
Janusz Rosek
05/05/2024 08:35
Ten tekst przypomina mi moje lata dziecięce. Wtedy wszystko… »
Kazjuno
05/05/2024 07:27
Gabrielu, dziękuję za wizytę, miłe słowa i super cenzurkę.… »
Dar
04/05/2024 21:07
Kórwa to najstarszy zawód świata i też lubi dla pieniędzy »
mike17
04/05/2024 19:31
Bo dotykać piersi to dla kobiety sama radość, wiele w tym… »
mike17
04/05/2024 19:13
W buszu bzów najlepiej się całować :) Bo czyż nie ma… »
tetu
04/05/2024 17:03
Przeczytałam i moim zdaniem jest tutaj trochę drobnych… »
tetu
04/05/2024 16:53
Zbyś, dzięki za ponowny wgląd. Mam zapłon, nie ma co:D Tak… »
tetu
04/05/2024 16:49
Kazjuno, bardzo pięknie dziękuję Ci za komplement, ale gdzie… »
Zdzislaw
04/05/2024 14:55
Zbigniewie - też nie jadłem węża, ale mam relację "z… »
Zdzislaw
04/05/2024 14:51
...i jak wyszło, Ozon? ;) »
Gabriel G.
04/05/2024 09:56
Patent z "łebkami" dobry:) Akcja z nietrzymającym… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 02/05/2024 06:22
  • "Mierni, bierni ale wierni", zamieńmy na "wierni nie są wcale mierni, gdy przestali bywać bierni!" I co wy na to? ;-}
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
Ostatnio widziani
Gości online:29
Najnowszy:dompol.2024