On wtedy wspiął się tutaj do mnie i bez słowa objął, przycisnął me ciało mocno do swojego. Stanął i spojrzał głęboko w oczy. Nie miał brody a ciało było młode. Mogłem go dotknąć lecz nie chciałem. Nie mówił nic, pozwolił jednak wiedzieć wszystko. Łzy nie były wymowne, krzyk niczego nie oddawał i ciało nic nie mogło powiedzieć. Staliśmy nad przepaścią i łączyła nas tylko prawda… Bo on nie został stworzony a ja od teraz tak. Wciąż mogłem myśleć i wciąż byłem człowiekiem, ale innym, ani gorszym ani lepszym – nieznanym. On patrzył na mnie zawzięcie, lecz ciepło, w końcu krótkim ruchem ręki pozwolił mi wybrać drogę. Jakby jasne stało się to że istnieją tylko 2, jakby logiczne okazało się to że jedna prowadzi w przepaść, druga wysoko ponad nią… decyzja należała do mnie. Ja oświecony i znający wybrałem więc górę, wybrałem szczyt bo myślałem… bo wierzyłem że to raj może być moim domem. Wtedy on podszedł do mnie przewrócił natychmiast i posłał głębiej niż mógłbym przypuszczać - w szczelinę przepaści. Po drodze straciłem swoje przymioty, zapomniałem swego imienia i ciało opuściłem. Ale wciąż czułem, nawet inaczej niż zwykle jakby lepiej i pełniej. Byłem kłębkiem wnętrza nieogarniętego cząstką. Bez komórek, bez narządów. Czułem się pełen, miałem oczy lepsze i słuch sprawniejszy lecz żadnych podstaw ani dowodów. Nie pytałem jednak, nie dziwiłem się wcale, to było proste i znane. W locie widziałem jego twarz ponurą teraz i smutną u celu pokazała mi się jeszcze raz, teraz jednak chciała mi wiele powiedzieć i powiedziała aż za dużo – była zwilżona pojedynczymi łzami. I jak piorun pośród Słońca blasku, jak błyskawica bez grzmotu, jak gwiazda pozbawiona oklasków… To na mnie zeszło to we mnie weszło i nade mną dojrzało a później w mroku znów się rozeszło lecz nie odeszło a przy mnie na wieki pozostało. Wiedziałem to czego wiedzieć nawet się nie da, prawda jawiła mi się w kanciastym lustrze. Miałem pojęcie i potęgę niewysłowioną, ale tylko w jednym celu mnie nią obdarowano. Tylko on jeden mógł to sprawić tylko on pozwolił mi się zbawić. By osiągnąć cel odwrotny i udowodnić parę fenomenów. To nie był starzec, ani symbol, teraz nie wiem nawet czy to mężczyzna. On jednak był prawdziwym światłem, to Słońce było jego promieniem. Ubrany tylko w siebie, w ogromie przepychu i tak zbędnie… Miał mnie pod sobą, jednak czcił i wielbił… Ja tego nie widziałem, ja tego nie przyjmowałem, ja przecież żyłem, miałem przecież innych… U samego progu bramy wiecznej odebrał mi wszystko to czym wcześniej obdarował, zostawił jedynie świadomość i obraz swej siły w miłości. Pozwolił mi tylko patrzeć na swą twarz zawiedzioną i ciało jakby strudzone. Wtedy brama się otworzyła, ja przez nią bezwładnie wszedłem do środka. Nic się więcej nie wydarzyło, nie było ognia ani siarki, nie było biczów ani batów, nie było jęków i płaczów. Znalazłem jeden tylko schludnie urządzony pokoik i tablicę korkową. To wszystko z czym pozostawił tę moją część. Z umysłu jednak nigdy nie wymazał swojej smutnej twarzy, a w myślach mych nigdy nie pozwolił zapomnieć o sumieniu i idei – idei sprawiedliwości… takiej pierwotnej i niezłomnej… takiej etycznej i rycerskiej… takiej jakiej można było kiedyś szukać lub w nią wierzyć…
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt