I ty możesz zostać Bogiem! - Bernierdh
Proza » Fantastyka / Science Fiction » I ty możesz zostać Bogiem!
A A A

Pustynia rozciągała się aż po horyzont, dalej niż sięgało ludzkie oko i gdybym nie wiedział, że kilka rzutów myślą dalej znajduje się jej kres, z pewnością uwierzyłbym, że nie kończy się nigdy. Rzuciłem więc myślą, by zobaczyć to, co znajduje się dalej. Kilku smutnych urzędników w czerni i siedzący w samochodzie syn, który ubłagał u mnie wagary. Norma.

Odwróciłem się w stronę Stwórcy o puściutkiej twarzy. Na jego czole pojawiły się oczy, żeby mógł odwzajemnić spojrzenie. Zaś nieco niżej wyrosły nagle usta.

- Denerwujesz się. - Bardziej stwierdził niż zapytał..

Miał spokojny, kojący głos.

- Trochę - przyznałem.

- Wszyscy się denerwują.

- To mój pierwszy raz.

- Jestem pewien, że spróbujesz ponownie. Wszyscy próbują.

Nie wierzyłem. Wątpiłem. Kolejny raz? Nie wierzę, że dokończę ten. Rzuciłem myślą.

Była bardzo niepewna. Poszybowała i spadła.

- Nie uwierzysz mi, ale jesteś gotów - odezwał się Stwórca. Jego oczy zniknęły.

- Nie... Nie wydaje mi się.

- Nie zwracamy zaliczki, jeśli się wycofasz.

Nie wycofam. Nie po tylu wydatkach. Nie po tym, jak sprzedałem oddech żony, aby było mnie stać na wynajęcie pustyni.

- Co mam robić? - zapytałem.

- Po prostu oddaj mi się w każdym aspekcie.

Oddać mu się. To chyba nie mogło zabrzmieć gorzej. Ale podobno jestem gotów, prawda?

Kiwnąłem lekko głową i spuściłem umysł ze smyczy.

W mojej głowie pojawiły się obrazy, piękne i prawdziwe, pełne ekspresji i czystej radości tworzenia. Widziałem każde drzewo, które powstało z mojej woli. Nurt każdego strumienia, koryto rzeki wypełniane wodą, a nawet budowę ogromnych, strzelistych gór, kamień po kamieniu, ziarnko piasku na kolejnym.

Widziałem jak maleńkie atomy łączą się, by stworzyć liść, by nadać samemu sobie kształt i stać się jedną całością. Jak liście przyczepiają się do drzew, a te wrastają w ziemię, jako pierwsze żywe istoty w świecie mojego autorstwa. Do nich dołączyła trawa, kwiaty, krzewy i grzyby, a niedługo potem bakterie, roztocza i wreszcie: zwierzęta.

Nie istniał piękniejszy widok niż powołana z twojej własnej woli sarna.

Żałowałem, że moja rodzina tego nie widzi. Syn. Żona.

Ale chłopak musiał poczekać w samochodzie, a małżonka... Małżonka nie może wiedzieć. Nie może odkryć co sprzedałem, by mieć środki na zrealizowanie swojego marzenia.

Zabiłaby najpierw mnie, a potem siebie.

 

***

 

Na początku starałem się odwiedzać swoje nowe dziecko jak najczęściej, przy każdej okazji, podczas przerwy na lunch, kłótni małżeńskiej, najkrótszej wolnej chwili. Kilka razy wziąłem nawet chorobowe, by zobaczyć, jak rozwija się mój mały, osobisty wszechświat.

Potem jednak... Zabrakło czasu. Albo ochoty.

Początkowo było nawet ciekawie. Mogłem obserwować jak jeden z gatunków wybija się ponad przeciętność, sięga po narzędzia, chodzi na dwóch nogach, staje się naczelnym. Odkryłem, że moje śliczne sarny tak naprawdę nimi nie są, a na drodze do nadania im tej nazwy stoi bardzo wiele przystanków zwanych ewolucją.

Patrzyłem jak jeden gatunek zabija pozostałe, jak żywi się na nich i staje ich władcą.

To było ciekawe.

A potem nauczyli się rolnictwa i całą ciekawość szlag trafił.

Wszystkie ich problemy ograniczały się do temperatury. Jeśli było im zbyt zimno, nakłaniałem podopiecznych do wyruszenia na południe. Jeśli było zbyt gorąco, przez co brakowało wody, posyłałem ich na północ. I tak w kółko. Nieustannie. Do znudzenia.

Powoli zaczynałem mieć tego dość, choć całkiem bawiły mnie sytuacje, gdy oprawiali jakieś szkielety w skóry i twierdzili, że to ja. Albo rysowali mnie na ścianie.

W ich mniemaniu byłem zwykle słońcem albo grubą babą z ogromnymi, workowatymi cyckami. Urocze, nawet jeśli niepokojące.

Pewnego dnia odkryłem, że dzikusy, powołane do życia za pomocą mojej przecież ręki, wcale nie potrzebują jej, by znaleźć właściwą drogę. Po jakimś czasie same odkrywały, że na południe stąd jest odrobinę cieplej.

Przestałem więc ich odwiedzać.

Gdy przybyłem znów, po bardzo długim okresie szarego życia, zauważyłem, że moich podopiecznych nieco ubyło. Zadzwoniłem więc do Stwórcy, a on opowiedział mi o przerażającym zlodowaceniu, które dotknęło cały mój świat i zakończyło istnienie tak wielu gatunków, że tylko cud sprawił, że moje dzikusy przetrwały.

Pokiwałem więc głową i pomyślałem: "do czego ja wam jestem potrzebny?"

Odwiedzałem ich więc coraz rzadziej, a oni tworzyli cywilizacje, budowali miasta, wynajdywali broń i machiny oblężnicze i, co najważniejsze, kochali mnie ponad wszystko.

Byłem zadowolony. I tylko mój syn narzekał czasem, żeby do nich zajrzeć.

 

***

 

- Jak było dziś w szkole?

- Zwyczajnie.

- Pamiętaj, że edukacja jest ważna. Najważniejsza.

Gdyby nie edukacja, nie osiągnąłbym nic. Nie miałbym wspaniałego stanowiska, nie kupiłbym domu, samochodu. Nie zbudowałbym świata.

Łyżki szurały o dna misek. Ten dźwięk wypełniał ciszę.

Moja żona patrzyła na nas niepewnie, z uniesioną brwią. Być może jej mina była komentarzem do moich pogarszających się relacji z synem. A być może jej kobieca intuicja wykryła, że mamy przed nią pewien sekret.

Prawdopodobnie myślała wtedy, że ją zdradzam. I dobrze. Takie wyobrażenie było lepsze od prawdy. Od faktu, że zapłaciłem Stwórcy jej oddechem.

Rzuciłem myślą. Była wolna. Spokojna.

- Nie pracujesz jutro, prawda? - spytał syn, podczas gdy żona zmywała naczynia, a szum wody postawił gruby, nieprzekraczalny mur, pomiędzy nami a nią. - Pojedziemy tam?

- Masz szkołę - odpowiedziałem sucho.

Ta suchość zmienia nas w rodzinę. Zmywa skazy luźnych relacji. Nadaje szacunek.

Ja jestem panem, on jest poddanym. A przynajmniej lubię sobie tak wmawiać.

- Zerwę się - odparł. Szlag trafił moje starania.

Nie zgadzaj się. Nie zgadzaj się. Nie zgadzaj.

- Niech ci będzie - westchnąłem - Ale ani słowa matce.

 

***

 

Dojechaliśmy na moją pustynię z samego rana, gdy niebo wciąż nie stało się jeszcze niebieskie. Dojrzałem przez wszechobecną szarość jak wiele się tu ostatnio zmieniło.

Otworzyłem świat kluczykiem. Zajrzałem. Przetarłem z niedowierzaniem oczy.

Mój ocean dzikiej przyrody zamienił się w metropolię.

Wolnej przestrzeni było coraz mniej. Tam gdzie jeszcze niedawno rozciągały się zielone puszcze, teraz stały budynki, niektóre sięgające chmur. Tam gdzie utworzone moją myślą zwierzęta wydeptywały sobie ścieżki, można było dojrzeć brukowane drogi. Tam gdzie jeszcze całkiem niedawno zwierzeta schodziły z całej okolicy, by się napoić... było teraz pusto. Przerażone stworzenia bały się unieść wzrok.

A liczba moich dzieci przekroczyła najśmielsze oczekiwania. Były wszędzie, podróżowały na dziesiątki różnych sposobów, rozmnażały się i zajmowały kolejne tereny, udowadniając tym samym, że są najpotężniejszym z istniejących gatunków.

I wtedy nagle zobaczyłem trupy. Setki, tysiące trupów.  Usypanych do masowych grobów.

Niedaleko zaś stał kościsty mężczyzna w czerni, z wyjątkowo bladą i ponurą twarzą. Liczył coś uparcie na kalkulatorze, raz na jakiś czas przerywając, by zapisać kilka słów w podręcznym notesiku. Gdy podszedłem, uśmiechnął się zimno.

- Jak rozumiem, ten świat należy do pana? - spytał, a ja zauważyłem, że jedno z jego oczu lśni jaskrawą czerwienią.

- Tak... - odparłem niepewnie. - Przepraszam bardzo, ale kim pan jest?

- Śmiercią. - Uśmiech na jego twarzy z każdą chwilą stawał się szerszy. Z uniżonego przeszedł w jakby złowieszczy. - Ogromnie się cieszę, że los pozwolił mi w końcu pana poznać. Pech chciał, że dotychczas nieustannie się wymijaliśmy, ponieważ nadmiar obowiązków pozwala mi przychodzić do pana tylko w ostatnie czwartki miesięcy parzystych, a tak się nieszczęśliwie składa, że pan przychodzi... - Jego czerwone oko błysnęło niepokojąco. - Różnie. Bardzo różnie.

- Nadmiar obowiązków. - Wzruszam ramionami.

- Niewątpliwie.

- Czy może mi pan powiedzieć, co się tutaj stało?

- To co zwykle, proszę pana. Wojna. Wojna zbiera żniwo.

Rozejrzałem się po stosach ciał, czasem zmasakrowanych, a czasem wychudzonych, jakby śmierć dopadła ich po miesiącach głodówki.

- Wojna - mruknąłem. - O mnie?

- Nie tym razem. - Gdy znów skierowałem wzrok na mojego rozmówcę, odniosłem wrażenie, że jeszcze chwila i uśmiech przepołowi mu głowę. - Głównym powodem awantury były różnice w kwestiach światopoglądowych, wśród których jedynie niezbyt znaczącym elementem była kwestia, czy pan istnieje, czy wręcz przeciwnie. Bardziej interesowały ich przyziemne wartości, jak ziemia, pierwszeństwo ewolucyjne (cokolwiek to znaczy) lub niższość bliźnich niedarzonych w tym momencie uczuciem.

- Woleli się bić o ziemię, niż o mnie?

Uśmiech zniknął z twarzy Śmierci.

- A czy... bardzo proszę, niech pan odpowie szczerze... Czy uważa się pan za osobę wartą przelewania za nią krwi?

Pożegnałem się z tym ponurakiem i odszedłem.

 

***

 

Potem jeszcze przez długi czas nie odwiedzałem swojego świata. Bo i po co? Nie pamiętali o mnie. Nie interesowali się mną. Stworzyli swoje własne wartości, filozofię, inteligencję, wykształcenie. Woleli się rozwijać, niż mnie chwalić.

Ich błąd.

Zostanę tutaj, w fotelu, popijając herbatę, podczas gdy śmierć przelicza ich nagie ciała, poobdzierane z życia i godności.

 

***

 

Wyzbywszy się tego brzemienia, zacząłem odczuwać ulgę. Spędzałem więcej czasu z rodziną, bez nieustannej nerwówki i ciążącego na sercu losu małych ludzików.

Aż do pewnego momentu, kiedy to czytałem sobie książkę, wspólnie z moją żoną, która siedziała mi wtedy na kolanach i komentowała wesoło wszystkie opisane przez autora wydarzenia. Nagle przerwała w pół słowa. Zaczęła harczeć.

Nie reagowałem, bo wiedziałem co się dzieje. I nic nie mogłem na to poradzić.

- Sprzedałem twój oddech - oznajmiłem, zaskakując samego siebie spokojem. - Wybacz.

Sądząc po wyrazie jej sinej twarzy, nie wybaczyła mi.

Patrzyłem na nią, aż miałem pewność, że umarła, po czym zawołałem syna.

 

***

 

W tej chwili nie potrafiłbym powiedzieć, co kierowało mną, gdy wsiadłem w pośpiechu do samochodu i popędziłem w stronę swojego świata. Wściekłość? Chęć zemsty?

A może po prostu czyste szaleństwo, które widziałem w swoich oczach, kiedy mój wzrok spoczął na wstecznym lusterku?

Syn nie odezwał się nawet słowem. Był na to zbyt inteligentny.

Gdy dojechaliśmy na miejsce, wybiegłem z samochodu. A potem równie nagle się zatrzymałem. Dzieciak złapał mnie za rękę.

Mojego świata nie było. Pozostały tylko brudne, skażone pustkowia, zabijające nie tylko rosliny, ale nawet samą ziemię. A pośrodku tego wszystkiego stał Stwórca.

Podszedłem do niego. Zapytałem co się właściwie stało.

Na jego gładkiej twarzy pojawiły się usta.

- Przypomnieli sobie o twoim istnieniu - oznajmiły. - Tak jak chciałeś.

- Ale jak...?

Stwórca wzruszył ramionami.

- Nie osiągnęli porozumienia w kilku szczegółach. Takich jak na przykład twoje imię.

Rzuciłem myślą. Była smutna, samotna i drżała z przerażenia.

- Ale nie łudź się, że wszyscy zginęli z tobą w głowie i tobą na ustach. Niektórzy tak, owszem. Ale dla większości byłeś tylko najprostszym z możliwych pretekstem.

- Czy ktoś...?

- Nie. Wszyscy. Co do jednego.

Staliśmy tak jeszcze długo, dumając w milczeniu nad ogromem zniszczeń. Patrzyliśmy na pustkowie, na ruiny i na wszechobecną śmierć.

A potem mój syn podszedł do Stwórcy i wsunął dłoń pomiędzy jego idealnie równe palce. Wsiąknął w niego, tak jak woda wsiąka w ziemię. Stali się jednością, prawdziwą i wszechpotężną.

Skinęli tylko głową i wszystko odżyło. Znów były rośliny, oceany i zwierzęta. Powróciły lasy, a przy wodopojach znów roiło się do stworzeń. Powrócili nawet ludzie.

Chwyciłem syna za rękę, ponieważ też chciałem mieć w tym swój udział. Chciałem pomóc. Nie być już panem, tylko ojcem.

I tak właśnie się stało. Ledwie o kilka chwil za późno.

 

11.01.2015

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Bernierdh · dnia 30.01.2015 22:55 · Czytań: 1491 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 8
Komentarze
Heisenberg dnia 30.01.2015 22:55
Mam wrażenie, że nie starałeś się za bardzo, pisząc ten tekst. Kogo jak kogo, ale Ciebie nie podejrzewałbym o tak nieporadne zdania, jak niektóre tutaj :uhoh: Interpunkcja kuleje (choć akurat z tym nie jest najgorzej), powtórzenia, literówki, niepotrzebne zaimki. Miejscami tekst zgrzyta przy czytaniu.
No szkoda, bo pomysł na opowiadanie niezły. Bardzo niezły. Pod względem treści się podobało.

Podsumowując: niechlujne i niedopracowane, jednak na pewno warte przeczytania.

Pozdro

PS.
"Charczeć" pisze się przez ce ha ;)
Bernierdh dnia 31.01.2015 13:01
Wstyd mi :(
Być może problemem jest czas pisania (zacząłem opko w listopadzie, drugi fragment w grudniu, dokończyłem w styczniu) choć nic nie usprawiedliwia błędów. Powinno więcej odleżeć.
Dziękuję i pozdrawiam :)
euterpe dnia 31.01.2015 14:47 Ocena: Bardzo dobre
Bernierdh, choć nie przepadam za fantastyką, muszę powiedzieć, że nieźle się wciągnęłam w Twój świat. Przeczytałam jednym tchem. Świetny pomysł, myślę że mógłby być podstawą do napisania książki, gdyż tematyka obszerna i można by poruszyć wiele kwestii, nie tylko boskiej, ale i ludzkiej. Krucho byłoby z nami, gdyby to Bóg rozdawał władzę za czyjeś tchnienie. Co innego, gdyby rzekł do żony, "Twój mąż zostanie Bogiem, jeśli oddasz mi życie", wtedy podejrzewam, że zbyt wielu ich nie było na świecie. Nie jesteśmy zbyt chętni, ofiarowywać własnego życia, nawet Bogu, a co powiedzieć człowiekowi.
Pozdrawiam serdecznie, :)
Ewa
Bernierdh dnia 31.01.2015 21:43
Bardzo ci dziekuję, Ewo :)
W ramach powieści pomysł wydaje mi się troszkę za prosty. Co innego, gdyby przeciętny człowiek objąłby władzę nad światem, w którym żyje, a nie tworzył nowy. Być może napiszę wkrótce coś takiego, bo boska tematyka zawsze mnie fascynowała.
Racja. Znacznie skłonniejsi jesteśmy do oddawania Bogu cudzego życia, czego dowodem wiele wydarzeń z historii dawnej i najnowszej.
Również pozdrawiam :)
Olowiany Zolnierzyk dnia 04.02.2015 03:15
Twoje opowiadanie, można nazwać ogłoszeniem, albo powiadomieniem o czymś ważnym dla Ciebie: Potrzebuję wszystkiego, co ratuje życie. Może być alkohol.

Przykro mi, ale to bełkot.
Bernierdh dnia 04.02.2015 20:27
Przykro mi, że tak uważasz.
Indyphar dnia 11.02.2015 19:35 Ocena: Bardzo dobre
Świetny komentarz do historii Ziemi i naszej cywilizacji. Nie wiem, czy bardziej by mi się podobało, gdybyś nieco zaszalał, gdyby zakupiony świat był kompletnie inny od naszego, bo chyba właśnie przez te odniesienia (celowe, lub nie) do ludzkości, jaką znam z historii i wiadomości, tekst tak mnie urzekł.
Kilka zgrzytów jest, ale ani trochę mi nie przeszkadzały. Nad twoim opowiadaniem leciało się lekko i z przyjemnością, a przy tym, gdzieś z tyłu czaszki tliła się mała refleksja nad naszym człowieczeństwem. Może tejże właśnie refleksji było odrobinę za mało, może tekst jest za grzeczny, za lekko uderza w tył głowy, za cicho mówi "obudź się", ale i tak jest dobry i, jak zauważył Heisenberg, wart uwagi czytelnika.

Pozdrawiam i do przeczytania
Bernierdh dnia 13.02.2015 19:58
Bardzo dziekuję i również pozdrawiam :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
15/05/2024 08:32
Należy Ci się Ivonno duża pochwała za wygenerowanie komizmu… »
ivonna
14/05/2024 23:07
Zbysiu, sprawa przecinka czy kropki jest kwestią drugo, a… »
Dar
14/05/2024 21:43
Najbardziej podoba mi się w pani poezji: wyważone budowanie… »
Zbigniew Szczypek
14/05/2024 19:01
Ivonko(tak będzie prościej, jeśli oczywiście pozwolisz)… »
dach64
14/05/2024 18:25
Dziękuję za komentarze. Zawsze czytam, nie zawsze… »
jeden
14/05/2024 17:48
Poczułem tę parną, czerwcową noc. Potwierdzam powyższe:… »
mike17
14/05/2024 16:56
Iwonko, żeby tak pisać o kochaniu trzeba być permanentnie… »
Darcon
14/05/2024 16:26
Dobre, Owsianko, można już powiedzieć - jak zawsze. :)»
ajw
14/05/2024 15:13
Ależ nie potrzeba żadnego odwdzięczania się. Jestem tu co… »
ajw
14/05/2024 15:11
Kazjuno - wprawiasz mnie w zakłopotanie. Jest mi bardzo… »
Kazjuno
14/05/2024 14:28
Znakomity erotyk. Zareagowałem uśmiechem, bo pomyślałem, że… »
Kazjuno
14/05/2024 14:04
Ajw, ucieszyłem się z ponownego ujrzenia twojej pięknej buzi… »
ajw
14/05/2024 12:28
Nie pierwszy raz czytam Twój wiersz, więc nie jestem… »
ajw
14/05/2024 12:26
Niezła retrospekcja w zamierzchłe czasy, które wciąż… »
ajw
14/05/2024 12:22
Przewrotna końcówka, ale bardzo przemyślana. Szczególnie gdy… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 14/05/2024 17:56
  • No nie może być, gwar jak dawniej! Warto było, tylko niech już tak zostanie!
  • Wiktor Orzel
  • 08/05/2024 15:19
  • To tylko przechowalnia dawno nieużywanych piór, nie jest tak źle ;)
  • Zbigniew Szczypek
  • 08/05/2024 10:00
  • Ufff! Kamień z serca... Myślałem, że znów w kostnicy leżę
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/05/2024 20:47
  • Hallo! Czy są tu jeszcze jacyś żywi piszący? Czy tylko spadkobiercy umieszczają tu teksty, znalezione w szufladach (bo szkoda wyrzucić)? Niczym nadbagaż, zalega teraz w "przechowalni"!
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/05/2024 18:38
  • Dla przykładu, że tylko krowa nie zmienia poglądów, chciałbym polecić do przeczytania "Stołówkę", autorstwa Owsianki. A kiedyś go krytykowałem
  • Zbigniew Szczypek
  • 02/05/2024 06:22
  • "Mierni, bierni ale wierni", zamieńmy na "wierni nie są wcale mierni, gdy przestali bywać bierni!" I co wy na to? ;-}
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
Ostatnio widziani
Gości online:73
Najnowszy:Ewa Zdunek