– Akurat miałem po drodze – wyjaśnił beztrosko pan Ważka, rozplątując uprząż. – To Eni i Ślimak, podróżnicy. A to Flisak – oznajmił, machnąwszy skrzydłem w kierunku Bobra, który natychmiast uniósł do pyszczka harmonijkę i zagrał krótką fanfarę.
– Znacie jakieś piosenki? – zapytał, gdy ostatnie tony melodii rozpłynęły się w mroku.
Eni pokręciła przecząco głową.
– A ty? – Bober skierował wzrok na Ślimaka. – Bo nie wiem, czy Ważka wam powiedział, że każdy, kto chce podróżować tratwą, musi coś zaśpiewać. Taki już jestem – dorzucił wesoło. – Zbieram piosenki i tyle.
Ślimak popatrzył na Ważkę z wyrzutem. – Nie mogłeś nas uprzedzić?
– Oj, tam – zareagował owad. – Po prostu wypadło mi z głowy. Ale przecież coś wymyślicie. Prawda? – I mrugnął jednym okiem.
– Podobno najlepiej śpiewa się przy ognisku – zaczęła Eni z wahaniem – ale na tratwie chyba trudno je rozpalić…
– Na pewno trudno – wtrącił z ulgą Ślimak, który jakoś nie potrafił sobie wyobrazić, że mógłby cokolwiek zaśpiewać.
– Próbujecie się wymigać? – zapytał ze śmiechem Bober. – Nic z tego. Mam ognisko. – I wskazał na duży gliniany gar z żarzącymi się węgielkami. – Ale najpierw was ugoszczę – dorzucił, wyciągając z najbliższej skrzyneczki pękatą butelkę z jakimś liliowym płynem. – Bzowa lemoniada Babci Bobrzycy. Z miodem – wyjaśnił i nalał wszystkim do garnuszków, a potem sięgnął po instrument i natychmiast tratwę spowiły dźwięki różnych wesołych melodii.
– Szkoda, że na mnie już czas – powiedział pan Ważka, otrzepał skrzydła i wystartował.
– Nie rozbij się o drzewo! – krzyknął za nim Bober, wytrząsając harmonijkę.
– Nie wiedziałem, że muzyka może być taka… taka… – zaczął Ślimak i zająknął się, bo wyraźnie zabrakło mu określenia.
– Taka piękna? – zapytała Eni, a Ślimak przytaknął i westchnął: – Aż samemu by się chciało… – po czym urwał w połowie, ale było już za późno, bo Flisak wybuchnął śmiechem. – Widzisz, jakie to zaraźliwe? Więc może jednak spróbujesz? – zaproponował.
Ślimak zadumał się.
– Tylko to przychodzi mi na myśl… – powiedział, podniósł łepek i zaczął nieśmiało:
ślimaczy los
w dół rzeki gna
wokoło noc
a z boku wiatr
– Nieźle – powiedział Bober i zagrał parę tonów.
Ślimak chrząknął.
i choćbym chciał
nie mogę nic
więc tylko żal
straconych dni
– Dawaj dalej! – Bober wykonał krótką solówkę, a ośmielony tym Ślimak zaśpiewał kolejną zwrotkę:
popijam płyn
w kolorze bzu
a czas jak dym
ucieka znów
– No, no… – wtrącił z podziwem Flisak i sięgnął po instrument.
ślimacze sny
za marny grosz
kto powie mi
jak zmienić los – wydarł się Ślimak i niemal zaszlochał z przejęcia.
– Czemu tak smutno? – zdziwiła się Eni.
Ślimak westchnął. – Sam nie wiem…
– To może ja spróbuję? – I Eni zaśpiewała:
przyjaciół masz
a wśród nich mnie
i lato trwa
więc nie jest źle
– O, właśnie! – podsumował Flisak i już chciał zagrać na zakończenie Wesołego Marsza Bobrów, gdy Ślimak podjął:
i co tam prąd
czy w oczy piach
gdy wokół wciąż
szeroki świat
– To rozumiem! – Bober podniósł kciuk.
– Płyniesz aż do morza? – zapytał z nadzieją Ślimak, któremu wyraźnie spodobała się możliwość spędzania podobnych wieczorów.
Ale Flisak pokręcił przecząco głową. – Tylko do Osady Bobrów. Wysadzę was po drodze…
– Będzie mi brakowało muzyki – stwierdził Ślimak ze smutkiem, lecz ku jego zdziwieniu Flisak się uśmiechnął. – Muzyka jest wszędzie. Posłuchaj choćby jak rzeka śpiewa…
– Las także? – wtrąciła Eni.
– Wszystko. Nawet cisza…
– A ja mam już dość ciszy! – Z końca tratwy przyczłapał Kornik z drągiem w łapie. – Miałeś mnie zmienić na wachcie! – Popatrzył z wyrzutem na Bobra. – Też bym sobie chętnie pogadał.
Flisak nalał duży kubek bzowej lemoniady. – No, dobrze, już dobrze… zaraz cię zmienię. – I dźwignął się z miejsca, podając go Kornikowi. – Służba nie drużba… – westchnął jeszcze i pomaszerował na dziób tratwy, podpierając się drągiem.
– Dokąd wędrujecie? – spytał ciekawie Kornik i dorzucił do żaru parę szczapek drewna.
– Chcemy zobaczyć morze – wyjaśniła Eni.
– Ech, morze… – rozmarzył się ich nowy rozmówca. – Słyszałem, słyszałem. Jest ogromne i błękitne… Ale nie rosną w nim drzewa – stwierdził trzeźwo i podjął długą opowieść o życiu w lasach oraz podróżach z Flisakiem po rzece, przy której Eni powoli zaczęły zamykać się oczy.
I wtedy w szumie wody usłyszała cichutką piosenkę.
Rzeka śpiewała…
zmierzam wciąż zmierzam
w dal aż do morza
chcąc się zagubić
w bezkresnych wodach
wracam chmurami
i spadam deszczem
by płynąć nadal
przez czas i przestrzeń
Eni ostrożnie przebrnęła przez kolejne pnie, żeby dotrzeć do brzegu tratwy, potem położyła się na brzuchu, zanurzając rękę w wodzie, a nurt łagodnie opłynął jej palce.
– Śpiewaj dalej – szepnęła prosząco.
płynę wciąż płynę
i wracam echem
jestem początkiem
miejsca i kresem
domem przystanią
drogą do celu
wystarczy tylko
stanąć u steru
Odwróciwszy się na plecy, Eni podniosła dłoń z lekko złączonymi palcami, a Wielki Niebieski Ślimak przesączył przez nie srebrne promienie, zdając się mówić, że on też, tak jak rzeka, jest wiecznym wędrowcem w czasie i przestrzeni. Lecz wszystko trwało zaledwie chwilę, gdyż wiatr wydął żagle chmur i księżyc odpłynął w mlecznej poświacie, a rzeka zszarzała i zgasła, i tylko pojedyncze iskierki gwiazd tańczyły na powierzchni jak srebrzyste rybki, podpływając niekiedy do Eni.
Ciekawe, czy dałyby się złapać – pomyślała dziewczynka i wyciągnęła rękę, nabierając nieco wody, a wtedy w zagłębieniu dłoni zalśnił okruch światła…
Ślimak przeciągnął się przy dogasającym żarze.
– Ciekawe, o czym śni… – Popatrzył na buzię Eni i ziewnął.
– Ja to zawsze śnię o drzewach – powiedział Kornik, otulając się starą kapotą. – A Bober o rzece...
– Pst… – uciszył go Ślimak. – Sny to płochliwe stworzenia.
A potem zwinął się w kłębek i zasnął.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt