Niestety, nie potrafiłbym inaczej. Do tradycyjnego haiku to trzeba mieć tę japońską melancholię w duszy. Ja zdecydowanie tego nie mam. Dla mnie ocean nie szumi, tylko huczy, wiatr nie gładzi, tylko smaga, a człowiek rzadko medytuje, za to często się brandzluje.
Najbardziej mnie fascynuje pogranicze poezji i dosadności. Chciałbym nauczyć się po nim poruszać pewnie, bez obawy przed spadnięciem przy tym w przepaść kiczu.
Wydaje mi się, że w tradycyjnym ujęciu zostało haiku dość dogłębnie wyeksploatowane. Dlatego chciałem dodać do tej formy taki swój mały przewrót. Ale właśnie w takim ujęciu, moim zdaniem, jeszcze lepiej sprawdza się to "cięcie", podstawowa cecha haiku.
Cieszę się, że efekt "yin & yang" został przez Ciebie odczytany, bo na tym mi najbardziej zależało.
To moje pierwsze haiku i jedno jest dla mnie pewne - to wbrew pozorom najtrudniejsza z form, to balansowanie na krawędzi, ale właśnie z tych powodów tak mocno wciąga. Pozwala naprawdę w pełni poczuć siłę i znaczenie słowa jako wehikułu wyobraźni.
Kłaniam się.