To jest oczywiście pastisz. Przykro mi, jeśli do Ciebie nie przemawia.
Sam Hamlet również mówi "językiem, jakiego na ulicy nie słychać" i trąci kanonem (szczególnie mocno przywodzi na myśl jedno z dzieł pana Williama Shakespeare'a).
Hamlet ma taką nawijkę:
"Być albo nie być- oto jest pytanie.
Kto postępuje godniej: ten, kto biernie
stoi pod gradem zajadłych strzał losu,
Czy ten, kto stawia opór morzu nieszczęść
I w walce kładzie im kres?
Umrzeć- usnąć- i nic poza tym- i przyjąć,
że śmierć uśmierza boleść serca i tysiące
Tych wstrząsów, które dostają się ciału
W spadku natury. O tak, taki koniec
Byłby czymś upragnionym. Umrzeć- usnąć-"
Moim bardzo nieskromnym, ale za to szczerym, zdaniem ani to mądrzejsze, ani lepsze w stylu (akurat przy tym, że wcale nie mądrzejsze, to nawet mocno bym się upierał). Chodzi przecież w obu przypadkach o najpospolitszy Weltschmerz, czyli po naszemu "ból dup(sz)y". Ja tylko chciałem tego biednego Hamleta odbrązowić właśnie. Bo cierpi każdy. Nie tylko Hamlet. Co jest oczywistą oczywistością, ale z tych nieoczywistych.
Dobra, a tak na poważnie. Ja podważam słowa Hamleta. Moim zdaniem przed tym, co przynosi świat, można obronić się tylko na dwa sposoby - albo wódką, albo śmiechem. A najlepiej jednym i drugim.
Po co walczyć? To nie przyniesie nikomu szczęścia. Może właśnie wszystkie wojny biorą się stąd, że nie potrafimy odpuszczać. Że nas te niespokojne duchy, te Hamlety, wciąż wiodą na śmierć w imię swoich wewnętrznych ambicji i swego błędnego - moim zdaniem - przekonania, że walka z losem jest odważna i sprawiedliwa.
Nauczmy się też odpuszczać, niech nie zżerają nas pycha i ambicja, bo i tak wszyscy skończymy jako smaczna, bogata w kalorie, witaminy i składniki mineralne, pożywka dla robactwa.