Sanitariuszka cz. 14 - lina_91
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Sanitariuszka cz. 14
A A A
-Nie - przyznał. -Dostałem twoje zdjęcie. Tak na wszelki wypadek. Tutaj nie traktują zbyt uprzejmie Polaków współpracujących z Ruskimi.

-Jak zawsze - mruknęła Karina. Nie poprawiała mężczyzny. Bez względu na rzekome pochodzenie jej rodziców, była wciąż Polką.

-Pofarbowałaś włosy - stwierdził odkrywczo. -Dobry pomysł.

-Cholera - osłupiały Marcin spojrzał jej z bliska w twarz. -Karina.

-Karina - powtórzyła kwaśno dziewczyna. -Zaciąłeś się?

-Sory za to - wykonał nieokreślony ruch głową. -Mogę coś dla ciebie zrobić?

-Rozwiązać mnie - zasugerowała wściekle.

Pokiwał głową i błyskawicznie spełnił polecenie.

-Dlaczego nie zostawiłaś nieśmiertelnika? - mężczyzna nie był zachwycony. I wcale mu się nie dziwiła. O mały włos nie zakończyła swojej akcji już tutaj, w lesie.

-Muszę iść.

-Jakbyś czegoś potrzebowała... Zostaw gryps w kościele Jacka. W trzeciej ławce od drzwi jest szczelina.

Karina zawahała się, po czym spojrzała Marcinowi prosto w oczy.

-Nie zaryzykuję po raz drugi.

-No co ty, gniewasz się?

-Popełniłam błąd, zabierając nieśmiertelnik, ale ty popełniłeś jeszcze większy. Nie gniewam się. Znam prawa wojny. Ale przyjmij do wiadomości, że gdyby nie moja głupota, zabiłbyś niewinnego człowieka.

Pierwszy strzał padł gdzieś z lewej. Był daleki, zbyt daleki, żeby do nich dolecieć, ale mężczyźni odruchowo przykleili się do pni drzew. Karina przyklękła i sięgnęła do paska. Niestety. Po raz kolejny zapomniała, że nie nosi już broni.

-Uciekaj! - krzyknął Marcin. Wiedziała, że to jedyne wyjście.

-Ruscy?

-Na pewno.

Błyskawicznie podjęła decyzję.

-Dokąd możecie uciec?

Po chwili wahania mężczyzna machnął ręką na prawo. Ruscy nadchodzili gdzieś zza ich pleców.

-Okej. Ja się tym zajmę. Spadajcie.

Nie myśląc, nie zastanawiając się nad konsekwencjami i nie oglądając za siebie, pobiegła w stronę strzałów. Wzywając pomocy w języku Miedwiediewa, pędziła jakby gonił ją sam diabeł. Strzały umilkły, za to wybuchł gwar głosów.
Potknęła się o korzeń i runęła na ziemię. Raczej wyczuła niż usłyszała zbliżające się postacie.

-Kto ty jesteś? - łamany polski, mocny akcent.

Odpowiedziała po rosyjsku, trzepiąc tak szybko, by ewentualnie zatuszować błędy. Rosyjski niby znała dobrze, miała nawet maturę w tym języku, ale nie uwzględniało to strachu i dłuższej przerwy w użyciu. Plotła, że na imię jej Nadia, że przyjechała do koleżanki, że spacer, że nie wiedziała, że polscy bandyci...

To ich zainteresowało. Korzystając z tego, że zaczęli zadawać kilkadziesiąt pytań naraz, rozejrzała się. Grupka była niewielka, jakieś dwanaście osób. Młodzi faceci, kilku na oko tuż po trzydziestce. Mocne, czyste ubrania, ciężkie buty, kałasznikowy. Poczuła nagły zastrzyk energii.

-Tam pobiegli - machnęła ręką w przeciwną stronę do tej, którą wskazał jej partyzant. -Dziękuję - dodała miękcej, wyciągając rękę do młodego bruneta w czerwonym berecie.

Uśmiechnął się wesoło.

-Rosjanka?

-Wychowałam się w Polsce - zawahała się. -Ale jestem Rosjanką.

Skinął głową i przeciągle spojrzał jej w twarz, jakby sprawdzając, czy mówi prawdę.

-Chodź z nami.

Wolno wypuściła powietrze. Wiedziała, że to dopiero początek. Ale od czegoś trzeba zacząć.

Kolejne dni mijały szybko, podobne do siebie jak dwie krople wody. Nocowała w obozowisku huzarów. Z Julią widywała się rzadko, co drugi dzień, gdy usprawiedliwiając się obowiązkiem pracy dla Rosji, pomagała w szpitalu. Raz w tygodniu zostawiała meldunek w koszu na śmieci przy Czołgistów. Z Olą nie spotykała się ani razu, choć widywała ją często z daleka, jak nosi naręcza ubrań albo sprząta.

W którymś momencie, sama nie wiedząc dlaczego, zdała sobie sprawę, że minął już miesiąc. Był późny wieczór. Wymówiła się nocnym dyżurem w szpitalu i poszła do kościoła. Bynajmniej nie chciała się modlić. Potrzebowała cichego miejsca, żeby pomyśleć. Oleg, lider huzarów, oznajmił już tydzień temu, że zabierają się z Lęborka, bo wyczyścili go do cna i ruszają dalej. Może nad morze, może na Mazury. Choć spodziewała się takiej wiadomości od początku, teraz zwątpiła. Spędziła tu cztery tygodnie, a nie dowiedziała się niczego ważnego. Jedynym jej sukcesem było udaremnienie napadu na pociąg z zaopatrzeniem. Teraz czekała na odpowiedź Maciejewskiego. Wiadomości z frontu prawie nie dochodziły, a jeśli nawet, zawsze przepuszczone przez propagandowe sito Rosjan. Nieoficjalnie tylko usłyszała, że wojsko polskie spychane jest coraz bardziej na południe, że dekują się w górach, ale długo tam nie wytrzymają. Nadeszło lato, to prawda, ale bez żywności i zaopatrzenia nawet Janosik nie dałby sobie rady.

Siedziała w ławce sztywno, jakby na siłę wciśnięta do nie swojego ubrania. W którymś momencie pod palcami wyczuła ostre drzazgi i szparę. Wróciły do niej słowa partyzanta. Maciejewski milczał na temat Nika, choć wielokrotnie go o to pytała. Oblizała spieczone wargi.

Wiedziała, że nie powinna przeciwstawiać się rozkazowi dowódcy, ale wycierpiała zbyt dużo, zbyt długo czekała. Udając, że pogrążyła się w modlitwie, nabazgrała krótką wiadomość na skrawku papieru, wydartego z opakowania po lekach i wsunęła w szczelinę.

I naraz ją olśniło. Omal nie krzyknęła. Przypomniała sobie, jak Nik wpadł tamtego słonecznego dnia do zacienionego pokoju, jak wsunął jej do ręki pistolet z tłumikiem. Ten sam pistolet, który ona mu później oddała. A przecież, uciekając, wyraźnie słyszała strzał. A więc strzał, który wzięła niewątpliwie za oznakę śmierci Nika, mógł nie oznaczać zupełnie nic!
Nie wahając się dłużej, wymknęła się z kościoła.

Następnego dnia, gdy cerowała małą dziurkę w płaszczu, przeznaczonym dla rosyjskiego oficera, podszedł do niej młody chłopak. Zdziwiła się, bo nie dość, że widziała go po raz pierwszy w życiu, był w wieku poborowym. A w mieście niewielu już takich zostało.

Przysiadł do niej i zblazowanym ruchem sięgnął po jedwabną bluzkę. Rozejrzał się krótko.

-Co ty, do cholery, wyprawiasz?! - warknął. Osłupiała.

-Słucham?

-Przecież Maciek obiecał ci, że dowie się o Nika.

-Maciek? - powtórzyła, nie rozumiejąc. Chłopak sapnał niecierpliwie.

-Pseudonim Maciejewskiego. Żołnierzy zostało już niewiele, przybrali sobie pseudonimy. Ty swoją drogą też powinnaś. Ale nie o to chodzi.

Przez chwilę przetrawiała to, co powiedział. Zaraz po przyjeździe chciała sobie wymyślić jakieś przezwisko, ale dała sobie spokój. Żołnierzy było za dużo, a ją i tak wszyscy znali pod jej prawdziwym imieniem.

-Obiecał. Minął miesiąc i co? - nierozważnie wdała się w dyskusję.

-Nie wiem. Słuchaj, Maciek powiedział, żebyś sama podjęła decyzję. Jeśli zdecydujesz się wrócić do oddziału, kieruj się w Bieszczady, pod Brzozów. Izdebki, te okolice.

-Dzięki - powiedziała. -Czekaj - zatrzymała go, bo chciał już odejść. -Jak masz na imię?

-Czarny.

Pokiwała głową. Może być i tak.

-Okej.

Kiedy znikł za drzwiami, wstała. Momentalnie tak zakręciło jej się w głowie, że omal nie upadła. Kurczowo chwyciła się oparcia krzesła. Od kilku dni miała mdłości, ale złożyła to na karb jedzenia. Jadła więcej niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich miesięcy. I z pewnością lepiej. Jej dieta nie składała się już z suchego chleba, kiełbasy, sera i ziół.

-Co ci? - spytała niedbale Julia, rzucając na podłogę komplet pościeli.

-Nie wiem, rzygać mi się chce.

-W ciąży jesteś? - parsknęła wesoło blondynka. Karina zmartwiała. Blada jak ściana, spojrzała kuzynce w oczy i osunęła się na kolana.

-Co ty?! - Julia spanikowała. Klęknęła przy koleżance. -Możesz być w ciąży? - powtórzyła szeptem.

Karina pokręciła gwałtownie głową. Nie, nie, Boże, nie, nie pozwól. Z trudem się opanowała, rzuciła kuzynce jakieś nic nie znaczące kłamstwo i popędziła do szpitalnej apteki. Ludzie pokradli z niej to, co było im potrzebne. Pozostałe lekarstwa stosami zalegały podłogę. Rzuciła się na nie jak umierający z głodu na chleb, szukając jednego, małego pudełeczka. Z testem ciążowym następnie powędrowała do toalety.

Naraz wszystko nabrało innego kształtu, realności. Teraz wszystko miało sens. I wszystko było tak przerażające.

Piętnaście minut później spokojnie odczytała wyrok i równie spokojnie zemdlała. Jeszcze tego samego wieczoru przez skrzynkę, która miała być używana tylko w razie niebezpieczeństwa, wysłała wiadomość do Maciejewskiego. Krótko, treściwie.

Jestem w ciąży. To dziecko Kornakova. Zabierz mnie stąd.

Pisząc, sama nie wiedziała, co mógłby zrobić Maciejewski, otoczony przez kordon wrogiego wojska na drugim końcu Polski. Czekała jednak na jego odpowiedź jak na zbawienie. Po raz pierwszy tak boleśnie zatęskniła do mamy, do kogoś, kto mógłby ukoić strach i ból.

Olegowi oznajmiła, że mama wzywa ją do siebie, do Rzeszowa. Nie robił z tego problemu. Pożegnali się serdecznie, jak dobrzy koledzy.

Niestety, następnego dnia przekonała się, że nieszczęścia chodzą parami. Ola przekazała jej w szpitalnych papierach bilet na pociąg do Rzeszowa. Karina zdążyła się spakować i dojść na stację, kiedy Ola przybiegła do niej, rozhisteryzowana, zapłakana, w podartym ubraniu.

-Czarny zginął pod Miastkiem - wykrztusiła tylko tyle. -Jadę tam. Przekaż Maćkowi.

-Poczekaj! - Karina prawie krzyknęła, łapiąc dziewczynę za ramię i potrząsając nią, bo wzbudzały i tak już za dużo zainteresowania. -Mam pieniądze, kup bilet. W Kołtkach powinnaś znaleźć księdza Pawła Cichego. Załatwi ci pozwolenie na pogrzeb.

-Pewny człowiek? - Ola nawet w tej sytuacji nie ufała byle komu.

-O tyle, o ile może być teraz pewny cywil, w dodatku duchowny - powiedziała zgryźliwie Karina. Wszystko ją bolało, od kiedy odczytała wyrok na wąskim pasku testowym jej ciało dokumentnie się zbuntowało przeciwko wszelkiemu wysiłkowi.

-Dzięki - tylko tyle, ostatnie spojrzenie podkrążonych oczu, szybkie otarcie łez, wciśnięcie drżących dłoni do kieszeni.

-Powodzenia - rzuciła jeszcze za nią Karina, ale Ola nawet nie usłyszała.

Co robiła przez cały dzień, jak dotelepała się do Rzeszowa, nie wiedziała. Tam kupiła bilet do Brzozowa. Na dworcu wpadła w ramiona Mariusza. Był po cywilnemu, w jasnych dżinsach i śmiesznej koszulce.

-Mariusz - jęknęła z ulgi. Obrzucił ją szybkim spojrzeniem, stwierdził, że jest cała i zdrowa, wziął torbę.

-Teraz Wilk.

-Wilk? - omal nie parsknęła śmiechem. -Dlaczego tak?

Wzruszył ramionami, po czym wrzucił jej torbę na tył karetki.

-Jedziemy karetką?

-Tak najbezpieczniej - pokiwał głową. -Tylko pojazdy służby zdrowia jeszcze respektują. Zresztą tu ich czujek nie ma. Jeszcze.

-To chyba dobrze.

-Niby. Ale jesteśmy już na wykończeniu. Wszystkie oddziały zdziesiątkowane. Ochotnicy nadchodzą, dołączają, ale wiesz, bez wykształcenia, przeszkolenia... - podsadził ją na miejsce obok kierowcy i sam wskoczył za kółko.

-A zaopatrzenie?

-Są zrzuty, z Czechosłowacji czasami coś przerzucą, ale ogólnie niewiele tego jest. Naboje robią nam wieśniacy, ale niewiele tego jest. W końcu pójdziemy z kijami walczyć. A co u ciebie?

-Powiedz mi lepiej, co u Nika.

Mariusz zawahał się, westchnął i pokręcił głową.

-Karina, słuchaj...

-Chatul - przerwała mu.

-Co to znaczy?

-Kot. Po hebrajsku.

-Dlaczego kot?

-Bo my jesteśmy Amia Kotów. Mamy po kilka żyć. I wciąż idziemy do przodu.

-Niezły pomysł na książkę - uśmiechnął się smutno.

-Więc ją napisz - warknęła. -Ale najpierw powiedz mi, co jest z Nikiem.

-Maciek wciąż się dowiadywał. Jedno, co wiem na pewno, to to, że faktycznie dostał się do niewoli żywy.

-Ale...

-Przesłuchiwali go - teraz on jej przerwał. -Miałaś rację. Nie złamał się. Ale nie wiem, co działo się dalej.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
lina_91 · dnia 23.11.2008 19:21 · Czytań: 633 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 4
Komentarze
Hyper dnia 23.11.2008 19:54 Ocena: Bardzo dobre
Ładnie posunęłaś akcję. Ciekawa jestem co się stanie z ciążą, chyba jej raczej nie donosi? Spodziewałam się, że akcja u rusków przyniesie trochę więcej emocji. Poszło z płatka. Kiedy dalsza część? :smilewinkgrin:
lina_91 dnia 24.11.2008 09:59
Dzieki :). Na razie wydaje mi sie, ze donosi, urodzi, tyle ze za granica. Tak po spoilersku Ci jeszcze dodam, ze do tej swojej akcji szpiegowskiej jeszcze wroci ;). Pozdrawiam.
A kolejna czesc... Najpewniej gdzies przy weekendzie, cierpliwosci :D.
pani jeziora dnia 24.11.2008 17:01 Ocena: Bardzo dobre
oj ;)
ciąży się nie spodziewałam, ale to w sumie ciekawe, nawet bardzo....

nie moge sie doczekać czasu gdzieś przy weekendzie ;p ;)
lina_91 dnia 26.11.2008 11:58
Ja tez sie nie spodziewalam, jak zaczelam pisac ;). Ale teraz inaczej nie moglabym tego ciagnac. Wpasowala mi sie ta ciaza w ogolny koncept ;). Dziekuje za komenty i pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
28/04/2024 16:30
Mnie też miło Pięknooka, że zauważyłaś. »
ajw
28/04/2024 10:25
Kajzunio- bardzo mi miło. Dziękuję za Twój komentarz :) »
ajw
28/04/2024 10:23
mede_o - jak miło, że wciąż jesteś. Wzruszyłaś mnie :)»
Kazjuno
28/04/2024 08:51
Duży szacun OWSIANKO! Opowiadanie przesycone humanitaryzmem… »
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
ShoutBox
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty