Rozdział 29 Walcząc o czyste sumienie
Propozycja wystąpienia na akademii z okazji komunistycznej rewolucji przeraziła mnie. „Chyba będą zadawali szczegółowe pytania. Znajdę się w potrzasku jak w tramwaju z biochemikiem. Przecież był blisko zdemaskowania oszustwa. Znowu się spocę ze strachu, tylko teraz na oczach pełnej widowni”. Zacząłem myśleć, czy nie zrezygnować z publicznego występu, wykręcić się chorobą.
Kiedy przed dwoma tygodniami powiedziałem ojcu o wygraniu Wielkiej Gry, spojrzał na mnie podejrzliwie.
– Wiesz? Przestań mi tu opowiadać bajki. Znowu jakaś mitomania?
– Ojciec jak zawsze mi nie dowierza. – Machnąłem ręką.
– Chyba że brałeś udział w ukartowanym oszustwie? – zapytał groźnym tonem.
Nie chciałem się przyznawać do szwindlu.
* * *
Po telewizyjnej emisji i otrzymaniu zaproszenia od studentów do wzięcia udziału w akademii zaskoczyła mnie reakcja ojca. Wrócił z pracy, kiedy siedziałem przy biurku w salonie domu rodziców, obłożony książkami dotyczącymi historii ZSRR. Rodzic był w świetnym humorze.
– Kazieńku, myślałem, że pęknę ze śmiechu. Wyobraź sobie, że do mojego gabinetu przyszła delegacja, a na jej czele przewodniczący Zakładowej Organizacji Partyjnej, ten tępy żłób Konopko. Wręczyli mi kwiaty z czekoladkami i gratulowali, że tak wspaniale wychowałem syna. Ha, ha, ha... – Śmiał się jak po świetnym dowcipie.
– Dobre. – Uśmiechnąłem się, przypominając sobie ojca pretensje. Parokrotnie w przeszłości mi wypominał, że te „męty” (tak nazywał partyjnych aktywistów) zarzucały mu hodowanie mnie jako społecznego pasożyta.
Chciałem opowiedzieć rodzicowi o detalach przekrętu. Poprosiłem o pełną dyskrecję.
– Kaziu. – Przerwał mi gwałtownie. – Ja nic o tym nie chcę wiedzieć.
Zainteresowało ojca biurko obłożone książkami i gdy powiedziałem o czekającym mnie występie na akademii w Wyższej Szkole Pedagogicznej, zadeklarował pomoc. Wstawiał zakładki przy rozdziałach dotyczących rewolucji. Opowiadał też o pobycie Lenina w Poroninie.
Wizytę w willi Harenda ojciec złożył w czasie urlopu spędzanego na wędrówkach po Tatrach. Jest to zbudowany w stylu zakopiańskim dom, zamieniony na muzeum po słynnym poecie Janie Kasprowiczu. Tam odbył długą rozmowę z wdową po młodopolskim wieszczu, z panią Marią. Opowiadała o okresie, gdy regularnym gościem w jej domu bywał Lenin. Trwała wówczas Pierwsza Wojna Światowa, kiedy przyszłego wodza rewolucji wypuszczono z więzienia w Nowym Targu. Lenina zaaresztowano parę miesięcy wcześniej jako podejrzanego o szpiegostwo na rzecz carskiej Rosji. Władze austriackie uwolniły go w wyniku interwencji polskich intelektualistów, przychylnych ideom socjalizmu, w czym uczestniczył Kasprowicz. W Poroninie Lenin mieszkał wypędzony z Rosji przez carską ochranę.1 jako groźny terrorysta.
– Był niechlujnie ubranym brudasem leczącym zaawansowane stadium syfilisa2 – Cytował ojciec słowa Marii Kasprowiczowej. – Miał radykalne poglądy i żywy umysł. Często musiał się meldować na przesłuchaniach u władz austriackich.
Ten okres życia Lenina przykuł moją uwagę i wzbudził podejrzenia. Okazało się, że z Podhala wyjechał do Szwajcarii. „To ciekawe”! – Zacząłem snuć domysły. „Skąd miał pieniądze na kosztowne, było nie było, podróże? Leczenie tej najcięższej w tamtych czasach choroby wenerycznej, w bogatej Szwajcarii, gdzie kurowały się światowe elity, także musiało być kosztowne”?
Interesowałem się szpiegowskimi działaniami wojskowych wywiadów. Bardzo prężny w okresie Wielkiej Wojny3 był współpracujący z wywiadem austriackim Abteilung III sztabu generalnego cesarskiej armii – czyli wywiad wojskowy Niemiec. „Czyżby więc Lenina finansowali Niemcy? Przecież Szwajcaria zarówno w pierwszej, jak i drugiej Wojnie Światowej była mekką światowego szpiegostwa. „To przecież logiczne! – Rozjaśniło mi się w głowie. – Niemcy wdarli się w głąb Rosji, zbliżali się do Piotrogrodu, front utknął w miejscu. Ile jeszcze ofiar i kosztów w materiałach wojennych musiałaby ponieść cesarska armia, chcąc zadać śmiertelny cios na froncie wschodnim? Czy nie byłoby korzystne wzniecenie na tyłach wroga rewolucji? Przecież Lenina przerzucono ze stolicy Szwajcarii Berna, przez Niemcy, Szwecję i Finlandię do Piotrogrodu. Tam stanął na czele bolszewickiej rewolucji. Więc komunista i syfilityk, oszczędzając siły niemieckie, niszczył Rosję od wewnątrz”.
Snułem plan własnego moralnego odkupienia. Zmazania z siebie winy, jakobym w obliczu politycznego mordu na księdzu Popiełuszce, miał promować komunizm. „Powiem prawdę o rewolucji przed obowiązkowo spędzonymi na akademię studentami. Udowodnię młodym ludziom, że Lenin był szpiegiem i w istocie zdrajcą własnego narodu”! Przypomniałem sobie audycję z Głosu Ameryki sprzed kilku lat. „Tak! Padały wobec Lenina podobne zarzuty, wtedy nie miały dla mnie dużego znaczenia”.
Teraz miałem argument, by obrzucić błotem rewolucję. To dodało mi skrzydeł. Już nie zważałem na mogącą mnie spotkać zemstę esbeków. „Oczyszczę się z zarzutów, że mógłbym z nimi kolaborować! Przecież nie mogę pozostać z przyklejoną łatką nędznej kreatury, włażącej w tyłek komunie”.
* * *
Kiedyś w obecnej Wyższej Szkole Pedagogicznej mieściło się liceum pedagogiczne, do którego uczęszczała moja pierwsza miłość Stenia Świst. Przed laty w dużej auli szkoły podpierałem ścianę, a dziewczyna, dla której tu przyszedłem na zabawę, nie zwracała na mnie uwagi. Tym razem miałem się stać atrakcją uroczystej akademii. Od razu rozpoznało mnie kilku studentów, przyglądali mi się, jakbym był okazem dziwnego zwierza. Musiano wiedzieć o moim przyjściu, bo przy wejściu do wypełnionej auli wzięła mnie pod rękę dziewczyna. Było to przyjemne. Poczułem zapach kosmetyków i przyciągnięty przez ładną studentkę, doznałem miłego dotyku jej biustu. Rozpoznałem tą, która towarzysząc koledze, zaprosiła mnie na akademię, pojawiając się w drzwiach mojego mieszkania.
– Ładnie się pan ubrał. – Wpatrywała się w drogi jedwabny krawat. – Jednak pan przyszedł, to fajnie, pewnie coś nam pan opowie?
– Przecież mówiłem, że przyjdę.
– No ale pamiętam, jak niewyraźną miał pan minę.
Aula nie przypominała pomieszczenia, w którym jako zakochany uczniak podpierałem ścianę. Rzędy krzeseł wypełniali młodzi ludzie. Panowało ożywienie. To mnie zaskoczyło. Zwykle na obowiązkowych zgromadzeniach z okazji komunistycznych świąt panowała nuda. Widziało się wymuszone uśmiechy. Większość spędzanego na takie okazje audytorium nie przepadała za wysłuchiwaniem naciąganych banałów o dobrodziejstwie Związku Radzieckiego. Tym razem na mój widok rozległy się pierwsze oklaski, potem ich burza.
Większość studentek była w białych bluzkach. Scenę, której kiedyś nie było, udekorowano czerwonymi flagami, a pod stojącym na postumencie gipsowym popiersiem Lenina, na czerwonej draperii umieszczono wycięte z bristolu cyfry 1917 – 1984.
– Zapraszamy naszego wybitnego gościa, który zaszczycił nas obecnością – przemówił do mikrofonu młodzieniec wyelegantowany jak na dyplomowy egzamin. Poznałem go. To on towarzyszył prowadzącej mnie teraz super lasce, kiedy pojawili się przy drzwiach mojego mieszkania.
Po wejściu na scenę podałem picusiowi rękę, umilkły oklaski.
– Nie muszę przedstawiać Kazimierza Junoszę Piotrowskiego – uroczyście wygłosił. – Chyba wszyscy widzieli pana w telewizji, gdzie w porywającym stylu wykazał się niesamowitą wiedzą.
Ponownie zagrzmiały brawa. Odsunąłem się od elegancika, bo poczułem mdłości od intensywnego zapachu wody po goleniu Brutal. Picuś wylał na siebie chyba pół flakonika, wydzielał zapach męskiej dziwki.
– To może przekażę mikrofon, zaszczycającemu nas swoją obecnością, wspaniałemu znawcy bohaterskiej radzieckiej rewolucji – dodał.
Spojrzałem na siedzące w pierwszym rzędzie grono wykładowców. Wszyscy patrzyli na mnie z przymilnymi uśmieszkami. Siedzący w środku rumiany grubasek był chyba dziekanem. Rozdziawił uśmiechniętą gębę, jakby chciał się pochwalić wstawionym ze złota siekaczem. (Złote zęby stanowiły kanon elegancji u wyższych rangą radzieckich oficerów). Dmuchnąłem w mikrofon i zacząłem monolog:
– Otóż szanowni państwo. – Przeleciałem wzrokiem po sali, w której zaległa taka cisza, że gdakający gdzieś za budynkiem traktor Ursus, grzmiał jak złośliwe walenie w bęben. – Pewnie zdajecie sobie sprawę, że aby rozumieć historię, należy ją analizować pod kątem przyczyn i skutków. Carska Rosja, po paru latach Pierwszej Wojny Światowej stała się krajem, który popadał w ruinę gospodarczą.
Opowiadałem jak zmagania wojenne Rosji, prowadzone przeciw Cesarstwu Niemieckiemu i Austro-Węgrom, obnażyły jej słabość. Rosja dysponowała przestarzałym technicznie przemysłem, miała zacofane rolnictwo. Mówiłem o przesadnie rozbudowanej i dysfunkcyjnej rosyjskiej kaście urzędniczej, co już dawno wyśmiewali Gogol z Czechowem. Wreszcie powiedziałem o tworzącej się radykalnej opozycji, na której czoło wysunął się Lenin z partią bolszewicką.
Zerknąłem na grubaska (chyba dziekana), który dalej susząc złotego siekacza, kiwał głową, potakując z uznaniem.
– Lenin, szanowni państwo, był klasycznym przykładem populisty. – wreszcie zacząłem retorykę, którą zamierzałem się oczyszczać z zarzutu bycia lizusem komuny. – Wódz rewolucji mamił tłumy marksistowskimi hasłami o uczynieniu z robotników właścicieli fabryk, także obietnicami o rozdaniu chłopom ziemi.
Na kilka sekund wstrzymałem oddech.
– Proszę szanownego audytorium – podjąłem ponownie temat. – Zadawałem sobie pytanie, czy obietnice Lenina bardzo się różniły od obiecanek kolejnego, cieszącego się ponurą sławą populisty z pierwszej połowy naszego wieku... Proszę państwa. Pewnie się domyślacie, o kogo chodzi?
Przebiegłem wzrokiem po widowni. Patrzyły na mnie zaciekawione twarze.
– Pan myśli o Stalinie? – zapytał jakiś student.
– Nie proszę pana. Stalin już wiele nie obiecywał, był bezwzględnym tyranem i ludobójcą. Mam na myśli Adolfa Hitlera. On także był populistą.
W pierwszym rzędzie rozległ się szmer szeptów. Zobaczyłem zakłopotanych i blednących wykładowców. Dziekan(?), którego twarz przybrała czerwony kolor, zacisnął wąskie usteczka, przestając błyskać złotem.
Zanim wszedłem na scenę, a nawet wcześniej, nastawiłem się, żeby występując jako telewizyjny „idol” wygłosić prawdę. Byłem podniecony kawą wypitą na dworcu Wałbrzych Miasto. Nie zależało mi na sparaliżowanych strachem wykładowcach, chciałem pobudzić umysły młodzieży. Chyba skutecznie. Wśród studenckiego audytorium dostrzegłem ożywienie.
Kiedy zacząłem mówić o opowieści Marii Kasprowiczowej – powtórzonej mi przez ojca – ponownie w auli zapanowała cisza. W chwili, gdy powiedziałem o odrażającym wyglądzie Lenina i jego chorobie wenerycznej, zazgrzytały krzesła pierwszego rzędu. Usłyszałem półgłosem wypowiedziane słowa, któregoś z wykładowców:
– To jakiś prowokator.
Kadra dydaktyczna Wyższej Szkoły Pedagogicznej podnosiła się z krzeseł, wykładowcy wraz z dziekanem lekko przygarbieni zaczęli chyłkiem opuszczać aulę.
Ignorując to, ciągnąłem dalej:
– Chcę zwrócić uwagę na pewną ciekawostkę. – Podjąłem ponownie temat. – Tym razem na moce, które wysforowały dwóch wspomnianych zbrodniarzy na wodzów państw totalitarnych. Otóż istnieje wiele przesłanek wskazujących na wykorzystanie Lenina przez wywiad niemiecki. Mówiąc wprost, szpiega działającego przeciwko swojej ojczyźnie.
Opowiedziałem o podejrzanych źródłach finansowania jego wyjazdu na leczenie syfilisa w Szwajcarii. O działającym tam Abteilung III sztabu generalnego cesarskiej armii – czyli niemieckim wywiadzie wojskowym.
– Więc jest pewne, że właśnie Niemcy opłacili Leninowi podróż przez swój kraj, Szwecję i Finlandię do Piotrogrodu. Wódz rewolucji na prowadzenie wywrotowej działalności musiał otrzymać duże środki finansowe.
Przeszedłem do omawiania analogii między karierami Lenina i Hitlera. Przedstawiłem z jakim kryzysem gospodarczym, borykały się Niemcy pokonane w Wielkiej Wojnie. Rozprawiałem o panującym tam głodzie i bezrobociu, spowodowanym kontrybucjami. Gigantycznymi zadośćuczynieniami w złocie, jakie już nieistniejące cesarstwo Keisera Wilhelma, musiało wypłacić zwycięskiej Francji, Wielkiej Brytanii i USA.
– To, szanowni studenci, dobiło osłabione wojną Niemcy – ciągnąłem swoje wywody. – Hitler na czele NSDAP, był nieliczącą się siłą. Wtedy otrzymał potężne potajemne finansowe wsparcie. Na wodza Niemiec wylansowali go przemysłowcy i europejscy bankierzy wraz z koncernem Kruppa, Byli przerażeni rosnącymi w w siłę komunistami. Zamożne elity bały się podobnie zbrodniczej rewolucji jak w Rosji. Groziła im utrata majątków, rewolucja mogła stanowić zagrożenie dla ich życia. Jedynie Hitler, obiecujący jak Lenin przyszły dobrobyt, miał szansę rozprawienia się z komunistami. Niedługo po dojściu do władzy, jako wódz Trzeciej Rzeszy zorganizował dla komunistów pierwsze obozy koncentracyjne.
Otrzymałem rzęsiste brawa, wręczono mi bukiet czerwonych goździków. Grupa studenckiej młodzieży zaprosiła mnie do uczelnianej stołówki na kawę i ciastka. Traktowano mnie z serdecznością. Patrzącej na mnie z podziwem młodzieży opowiedziałem jeszcze zasłyszaną od Romka Waszkiewicza anegdotę. Mówiłem o przypadku, który przesądził o zwycięstwie październikowej rewolucji i zarazem zmianie historii świata. Młodzi ludzie z przejętymi twarzami słuchali o uniemożliwieniu wezwania pomocy do atakowanego przez rewolucjonistów Pałacu Zimowego. Opowiedziałem jak oblężeni i słabo bronieni przez pałacową ochronę członkowie Rządu Tymczasowego rozpaczliwie chcieli się dodzwonić do Carskiego Sioła – siedziby cara Mikołaja Drugiego. Stacjonował tam pułk doborowy kozaków, który w kilkanaście minut rozsiekałby szablami bolszewicką rewolucję. Tymczasem młodziutkie telefonistki, w tych krytycznych godzinach były pochłonięte zakrapiana zabawą z podchorążymi z elitarnej szkoły oficerskiej i nie odbierały połączeń.
– „Komunistyczna hołota nie zapanowałaby nad połową świata”. – Zakończyłem, cytując przyjaciela – profesora Uniwersytetu Warszawskiego...
1Tajna policja.
2Pomimo ciężkiej rany poniesionej w dokonanym na niego zamachu, Lenin zmarł na syfilisa, ponieważ w tamtych czasach była to choroba nieuleczalna. (Nie znano jeszcze antybiotyków).
3Tak określano 1 Wojnę Światową.
Rozdział 30 Epilog
Zemsty na żoneczce, za przyprawienie mi rogów, nie dokonałem z modelką w sopockim Grand Hotelu. Zamówiłem z nią rozmowę telefoniczną awizo. Nawet nie raczyła się pofatygować na gdańską pocztę. Spotkałem natomiast atrakcyjną studentkę – tą – która zaprosiła mnie na wykład z okazji rewolucji październikowej. Przepchnęła się do mnie w zatłoczonym autobusie. Parodniowy pobyt w luksusowym orbisowskim Hotelu Skalny, w Karpaczu, zaproponowałem, sącząc z nią wspólnie wino. Siedzieliśmy w tej samej kawiarni, gdzie piłem kawę z modelką, która kilkanaście dni temu dawała taneczne popisy na dancingu. Pominę opis niezwykłych doznań w klimatyzowanym pokoju z widokiem na zalesioną świerkami górę w pobliżu najwyższego wzniesienia Karkonoszy – Śnieżki. Pozostało niezapomniane wspomnienie. Do rewanżu za zdradę sięgam pamięcią z nostalgią.
* * *
Trzy tygodnie wcześniej, popijając Tokaj w Parku Saskim, po „wygranej” Wielkiej Grze, umówiliśmy się z profesorem Romkiem Waszkiewiczem na spotkanie za kilka lat. Minęło ponad piętnaście i nic o nim nie słyszałem. Pewnego letniego dnia, robiąc bokserski rozruch, biegłem z psem koło kolejowej stacji w Szczawnie-Zdroju. Mimo upływu pięciu dziesięcioleci na ścianie dworca, spod zabielonego prostokąta, przebijał się jeszcze poniemiecki napis Bad Saltzbrunn. Koło stacji, nad otwartą maską mercedesa, pochylał się krępej budowy facet, nie widziałem go wiele lat, ale od razu rozpoznałem. Kiedyś mieszkał koło pobliskiego domku o drewnianej elewacji, w którym mieszkał Romek Waszkiewicz.
– Nie słyszałeś coś o Romku? – zapytałem.
– Roman nie żyje. Zmarł dwa lata temu.
– Jak to? – Byłem zaskoczony.
Od krępego faceta dowiedziałem się, że mieszka w Warszawie i utrzymywał z Waszkiewiczem stały kontakt. Romka usunięto z Warszawskiego Uniwersytetu. Później z trudem uganiał się za zarobkami. Prowadził wykłady po rozrzuconych w Polsce prywatnych uczelniach.
„Za co wyrzucono go z profesorskiej posady? Czyżby się naraził, bo po transformacji ustrojowej, przekonany o końcu komunizmu, zaczął głosić, co naprawdę myśli o rewolucji październikowej”?
Snułem takie domysły, bo od kilku lat ponownie dzierżyli władzę zaprzedani Moskwie postkomuniści. Relatywizowali zbrodniczość minionej epoki, Środowiska naukowe nie poddały się lustracji, a we władzach szkół wyższych nadal piastowali etaty rektorów i dziekanów naukowcy usłużni dla PRL-u.
„Czy możliwe, że to oni zniszczyli Romka, bo wreszcie odkrył karty”? – Tego się nie dowiedziałem.
* * *
Dopiero po przypadkowym spotkaniu w warszawskiej kawiarni mojego byłego aktora Adama Łukomskiego, ułożyły mi się w logiczną całość przyczyny filmowej porażki sprzed kilku lat. Dotarło do mnie, że za dewastacją dźwięku naszego filmu na krakowskim festiwalu mógł stać Adam. Potem, na skutek jego interwencji, nie zatrudniono mnie w telewizji. Rozmawiałem z Łukomskim przy kawie. Mówił, że jest rencistą i całe zawodowe życie pracował jako etatowy oficer SB. To nie było z jego strony wstydliwe wyznanie! W jego głosie wybrzmiewała duma. Czy można się dziwić? Spotkanie z byłym agentem specjalnym MSW miało miejsce po transformacji ustrojowej, już na początku dwudziestego pierwszego wieku. Przecież na mocy okrągłostołowych ustaleń, beneficjentami odmienionej Polski byli ludzie, niedawno pilnujący totalitarnego ładu. Łukomski się pochwalił, że jest właścicielem usytuowanego w Śródmieściu dużego parkingu. Miał na sobie drogi, świetnie skrojony garnitur. Mógł czuć się jak przedwojenny arystokrata. Jego zajęcie polegało na wysiadywaniu w luksusowych lokalach. Pewnie czasem oddalał się do swojego parkingu, by dopilnować przelewu na opasłe bankowe konto. Jakiś czas potem spotkałem Adama po raz kolejny. Wstąpiłem do kawiarni w Hotelu Europejskim. Ponownie prezentował się jak za dawnych lat. Jakby odmłodniał, był świetnie ubrany. Siedział w towarzystwie młodych kobiet, których dbałość o eksponowanie seksapilu, wskazywała na uprawianie najstarszego zawodu świata. „Aha? – pomyślałem – Wilka ciągnie do lasu. Pewnie dodatkowe dochody czerpie z praktyk sutenerskich”. Wówczas w całej Polsce jak grzyby po deszczu rozmnożyły się agencje towarzyskie. Kto czerpał z nich profity? Rzecz jasna, najczęściej byli esbecy, służby specjalne i nadzorowani przez nich gangsterzy.
Gdy zobaczył mnie w Hotelu Europejskim, odwrócił głowę. Potem, niechętnie, kiwnął głową na powitanie. Byłem zawiedziony, chciałem mu zadać wiele pytań. Tym razem nabrałem pewności. Na pewno zdał sobie sprawę, że po zwierzeniu się z pracy w SB, mogę nabrać podejrzeń. Domyślić się kto stał za zniweczeniem mi filmowej przyszłości.
Już wiedziałem, że Studenckie Centrum Filmowe, podobnie jak cała kinematografia, ale też literatura, a na pewno wszystkie media, funkcjonowały pod „opiekuńczymi” skrzydłami postkomunistycznych władz. „Czy mimo rzekomej zmiany ustroju nic się w gruncie rzeczy nie zmieniło”?
Wtedy nieświadomie wydałem wyrok, przesądzający o klęsce swoich filmowych poczynań. Opowieścią snutą przed Adamem o zafałszowanej przez komunistyczne media – pomniejszającej ilości ofiar po masakrach na Wybrzeżu – postawiłem na sobie krzyżyk. Zastanawiałem się też, czy impulsem podpułkownika Piwnika, żeby przywalić mi łokciem w twarz, była tylko zazdrość o Monikę? Jednak na pewno przy okazji, dokonał też demonstracji przed Karpińskim i kierownikiem Stodoły, jak należy traktować kogoś szkalującego komunistyczne media. Przypomniało mi się ostatnie spotkanie z pijanym Piwnikiem w dyskotece Stolica. „Dlaczego go zdegradowano? Został ajentem stacji CPN-u”? Może któremuś z generałów bezpieki nie spodobały się jego sekscesy? Nie potrafiąc opanować chuci, dał się wystrychnąć na dudka, którejś z zatrudnionych seks-agentek? Przecież mogła być ważnym ogniwem w dowodzonej przez niego akcji.
Na pewno zagrała mu na nosie moja aktorka Monika. Możliwe, że zniweczyła misternie utkaną akcję, prowadzoną przez bezpiekę w Wiedniu. Mieszkając za „żelazną kurtyną”, zerwała się ze smyczy peerelowskich służb. Zamiast realizować powierzone zadanie, skupiła się na swojej karierze modelki. Jeszcze przed opuszczeniem Polski pojawiła się w Stodole z „narzeczonym” z Wiednia. Wytwornie ubrany siedemdziesięcioletni wiedeńczyk miał twarz zawziętego komucha. Pewnie był agentem sowieckiego wywiadu. Ona tymczasem związała się z przystojnym właścicielem agencji modelek. Rzuciła starca i po rozwodzie wyszła za mąż, kolejnym jej mężem został wpływowy w świecie mody celebryta.
* * *
Czasem się zastanawiam nad wpływem tak zwanych resortowych dzieci na dzisiejszą kulturę. Pewnie jest niewielki. Mimo wysiłku pracujących dla nich, zapewne świetnie opłacanych hejterów, troli i hakerów, nie udało im się zawładnąć internetem. Jednak to oni rozkradli majątek narodowy podczas ustrojowej transformacji. Stali się posiadaczami wypasionych kont bankowych, są również właścicielami lub prezesami prestiżowych wydawnictw. Mają wpływ na kinematografię i szczególnie na komercyjną telewizję. Dobrze wiedzą, co trąci „niepoprawnością polityczną”. W bardzo złym tonie jest zabieranie głosu na temat katastrofy(?) smoleńskiej. Nietaktem jest wychwalanie bohaterstwa żołnierzy niezłomnych. Bardziej na miejscu wydaje się im przypisywanie AK i partyzantom z NSZ kolaborację z gestapo, też nacjonalizmu oraz faszystowskich zapędów. Tu mają mocne wsparcie z zagranicy, od samych hegemonów Unii Europejskiej, Niemiec i Francji, a także od ciągle potężnego sąsiada ze wschodu…
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt