Dom rodzinny? Muszę przyznać, że słabo pamiętam jak to było u mamy. Właściwie to chyba nie pamiętam nic poza tym, że byłem tam krótko. Aaa... i ciepło, tak, jeszcze pamiętam ciepło. Takie zwyczajne, matczyne, cudowne. Jak przez mgłę widzę rodzeństwo. Smutno mi, że nie mogłem z nimi zostać, że nas rozdzielono. Nie wiem nawet, gdzie teraz są, co robią i jak wyglądają. Ale cóż, taki świat widocznie.
Wspomnienia czasami powracają i wtedy tęsknię za ciepłem mamy. Ale co tam, teraz też nie mogę narzekać. Nie mam źle - ciepły kąt, miska z jedzonkiem, a i mój pan za uchem poczochra od czasu do czasu. Mmm... uwielbiam to! Aaaha..., zapomniałem się przedstawić. Wołają na mnie Burek. O czym to ja mówiłem? Już wiem, o moim panu. Należy on do gatunku "człowiek". Tak kiedyś usłyszałem. No chyba, że coś pokręciłem.
Fajni są i mają dwójkę równie fajnych dzieci. Bawię się z nimi na podwórku. Rzucają gumową piłeczkę i krzyczą "aport", a ja błyskawicznie im ją przynoszę. Tylko..., no właśnie, jest coś co mnie niepokoi. Ostatnio zauważyłem, że mój pan chodzi dziwnie zdenerwowany. Rzadziej mnie czochra za uchem. Wczoraj, podczas obiadu, wygonił mnie nawet z kuchni. A przecież zawsze mogłem leżeć pod stołem. Nie wiem, co się stało. Może mają jakieś problemy? Wydaje mi się, że powinni być raczej zadowoleni niż smutni - usłyszałem, że jutro jedziemy na wyjątkową wycieczkę do lasu. Byliśmy już nie raz i było cudownie. Pamiętam bieganie brzegiem jeziora, mmm... i później jeszcze kopanie dziur między przewróconymi sosenkami. Wycieczki zawsze były super.
Jutro planują podobno tylko taką krótką, ale podsłuchałem jak coś mówili o wczasach dwutygodniowych na jakiejś...zaraz, jak to było... Majorka? Chyba dobrze zapamiętałem. Nie wiem co to, może jakieś jezioro, albo lasek? Byle nie hipermarket. Ale tam, na Majorkę, czy jak to tam się nazywa, mamy jechać dopiero w przyszłym tygodniu. Na pewno też będzie fantastycznie. Zrobiło się późno, idę spać, bo jutro przecież wyjątkowa wycieczka. Odezwę się rano.
*****
Hurra! Nareszcie! Już jadę z moim panem na wycieczkę. Co prawda pada deszcz, ale taki kapuśniaczek to dla mnie dodatkowa frajda. Nie wiem dlaczego, ale pojechaliśmy sami, bez żony i dzieci. Może nie miała czasu? Nieważne, już nieraz robiliśmy wspólne wypady. Tylko ja i mój pan. Teraz nic się nie odzywa, jest bardzo zamyślony. Udaje, że mnie nie widzi. To na pewno przez ten deszcz. Jak dojedziemy na miejsce to przejdzie mu zły humor. A kiedy odetchnie świeżym powietrzem... mmm.
O! Skręcamy do lasu! Jak fajnie, jak fajnie!
- No Burek, wyskakuj! - oj, mój pan ma jakiś dziwny ton głosu. Dlaczego nie uśmiecha się. Rety, co on tak się patrzy na mnie? Co jest? Co się dzieje? Chwyta mnie... tak nieprzyjemnie, źle mi się robi. To boli! Rzucił mnie na ziemię i wsiada do samochodu... ojjej... moje serce...
- Spieprzaj zasrany kundlu! - mój pan odjeżdża. Dlaczego, co ja zrobiłem nie tak? Pobiegnę za nim, szybko! Dogonię, niech mnie zabierze, już nie będę wchodził do kuchni, będę posłuszny. Jedzie coraz szybciej, uchylił okno.
- Wynocha! Spieprzaj kundlu! Jeszcze mi, kurwa, psiun na Majorce potrzebny!
Nie zdążę... za szybko, dla...dla...dlaczego.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Tomi · dnia 11.11.2008 10:13 · Czytań: 840 · Średnia ocena: 2,67 · Komentarzy: 13
Inne artykuły tego autora: