A więc dobrze intelektualisto
Wygodnie rozsiądź się w fotelu
Zapalając cygaro, rozpocznij swe drwiny
Popijając koniak, daj znak całej Radzie
Obmywając dłonie, zainicjuj dysputę
Pocznij śmiało rozsądzać, wygłaszaj swe mowy
Żywo gestykuluj, gdy trzeba, skrzyw usta
W kpiącym uśmiechu wyrafinowanej pogardy
Dla życia, dla cierpienia i losu kolei.
Umocz swe gęsie pióro, wystosuj petycję
Palcami, co krwi nie znają namaluj swój wyrok
Ogłoś go ustami, przez które nie przeszło nic nieczystego
Zaśnij snem twardym na miękkich poduszkach
Zadowolony, że znów pokonałeś i zabiłeś
Życie, którego nie znasz, ukryty w wieży najwyższej
Dumny z lęku swojego, ze zwykłego tchórzostwa
Śmieszny i straszny w swojej bezczelności
Wyzywaj nas, osądzaj i skazuj na kary
Spoglądając z dystansu, z odpowiedniej perspektywy
Z wysokości tronu swojej własnej jaźni.
A więc dobrze generalne
Uczynię tak, jak rozkazałeś
Gdyż losem mi przeznaczonym gardzić i być w pogardzie
Czerpiąc rozkosz z konstrukcji, o których nie śniłeś
Z ich doskonałości brać siłę do codziennej walki
Aby zwyciężać w bitwie, co Tobie nie znana
By śnić sny o potędze i wznosić posągi.
Tak, zaprawdę, uczynię, coś wyrzekł
Będę miał czelność nadal Cię oceniać
Dalej Cię wyśmiewać, gardzić i osądzać
Tak jak Tyś mnie osądził. Nie stanę się Tobą
Nie zstąpię z swego szczytu na niziny życia
Nie poznam smaku krwi ni woni rozkładu
Nie doświadczę głodu, bólu ni pragnienia
Ani radości zwycięstwa, ni goryczy porażki
Przyjaźń, braterstwo, poświęcenie będą mi tylko słowami.
Wzniosę wielką budowlę, ósmy cud świata
Gdzieś tam, pośród skał na ostrej mej grani
Postawię klatkę ze złota, a pręty jej mocne
Z jej wnętrza bezpiecznego pluć będę na ludzi
Spojrzeniami politowania, uśmiechami wzgardy
Gdyż tak mi lęk mój rozkazał, gdyż losem mi przeznaczonym
Przez pożółkłe księgi samemu na szczycie góry zostać.
I nie ma między nami żadnego pomostu
Nie można rzucić liny, przeskoczyć, przelecieć
Wielka otchłań wzgardy między nami zionie
Nie mamy nic wspólnego ze sobą nawzajem
Pogodzić nas może chyba tylko
Naga Afrodyta.
Tobie wyda się zbyt nijaka
Zbyt niewinna, dziecięca mimo cielesności
„Widziałem lepsze” – powiesz i „idź stąd, dziecinko
Jesteś jeszcze za młoda, by umieć pociągać”
Subtelność jej wdzięków nie przedrze się za zasłonę krwi
Rumieniec wątpliwości przyćmią huki czołgów
„Tu nie miejsce dla Ciebie, dziewczynko, wracajże do domu
Przestań płakać! No już! Przestań się wydzierać!
Tu jest wojna...No dobrze, chodź...Czemu drżysz cała?
A idź do diabła! Goła przychodzi, a potem ucieka!”
Odtrącisz ją więc, wygnasz i odrzucisz
Nie masz dosyć czasu, by choć próbować zrozumieć
Aby odkryć piękno ukryte i wyniosłe.
Ja na jej widok szybko wzrok odwrócę
Obraz jej ciała porazi me zmysły
Ucieknę przed jej obnażeniem, gdyż ono jest życiem
Tylko jej twarz, zawsze taka sama, emanuje śmiercią
Doskonałym pięknem zamrożonych form
Zespolonym perfekcyjnie z łagodnością spojrzenia.
Przez wieki mógłbym patrzeć w otchłanie tych oczu
Lecz niestety za nimi kryje się osoba
A poniżej nich ciało – zapowiedź życia
Ucieknę więc i ja w tchórzliwym popłochu.
A ona zostanie sama
Zasługując na wszystko, nie otrzyma nic
Jak zawsze odejdzie z kwitkiem
Z biletem powrotnym na Olimp
Tam przekleństwami przywita ją Zeus
(Resztki ambrozji w brodzie, przepocona toga)
Z Dionizosem piją wino, przyprowadził bachantki
Hera z wielkim siniakiem śpi na wznak na pryczy
Posejdon zasnął w wannie, znów zalał sąsiada
Hefajstosa, co na szczęście wyszedł gdzieś na Ziemię
(Może znów z Herkulesem okradają ludzi).
Siostry się z niej śmieją, najmłodsza w rodzinie
Do tego półsierota, Hera jej nie cierpi
Poszła więc na Ziemię, ale teraz wraca
Aby znów życie pędzić na tej górze bogów
Aż w pewien dzień letni bezzębny Tanatos
Pociągnie ją niżej, niż sam się spodziewał
W otchłanie, aż do Rzeki, lecz bezwzględny Charon
Zażąda obola, którego nikt nie włoży
W jej usta w skale wykute
Które zadrżą w smutku wygnania.
Lecz dłonie me nie spoczną na jej włosach
W geście pocieszenia, mimo że tam będę
Ledwie starczy mi odwagi, by nieśmiało zerkać
Uciekając wzrokiem, gdy napotkam oczy.
Z największym tylko lękiem ośmielę się utrwalać
Przywoływać w jaźni wyzute z niej kształty
Wyrwane chwilom nielicznym, gdy będzie w pobliżu
Ale potem przyjdzie mi wzrok swój znów zwrócić
W jakże mętne wody
Rzeki mego Umysłu.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt