Dreptał, dreptał, cały czas dreptał. Dreptał ulicami. Dreptając minął sklep mięsny, kiosk z gazetami, salon gier hazardowych, potem kolejny salon gier i jeszcze jeden. W sumie trzy. Mijał bloki mieszkalne, trawniki z kupami, brunetów i szatynów, blondynki i wielokolorówki i mimo to dreptał dalej. Zdawało się , że drepta bez celu, ale uparcie dreptał. Skręcił w boczny chodnik. Samochód ochlapał go wodą z ulicznej kałuży, a on tylko mruknął coś pod nosem i nadal nie ustawał w dreptaniu. Wyprzedzał drzewa, krzewy i piece kaflowe. Nie, z piecami kaflowym to już przesada. Przesada przesadą, ale on dreptał dalej, i dalej, i dalej. Kolejna ulica i kolejne blondynki, brunetki i rude. Dreptał obok hali targowej, hipermarketu i pana z jagodami. Dreptał i dreptał. Co to za opowieść? Taka o dreptaniu. Gdyby nakręcono o nim film to przez cały czas on by tylko szedł i szedł, czyli dreptał, a znudzony widz by się zastanawiał o co mu chodzi? Wyrafinowany oglądacz czuł by egzystencjalną głębie. Myślicie, że on by się przejął jednym, czy drugim? Otóż to! Nie wiadomo. Tylko jedno jest pewne, stuprocentowo pewne: on by dalej dreptał. Bo życie to dreptanie, więc on drepce. Drepce, drepce i jeszcze raz drepce. Już prawie rzygać się chce od tego jego dreptania, a on ciągle drepce. Nad głową przelatują mu szpaki i kosy, które nie wiadomo czemu wyparły pospolite swego czasu wróble. On drepce. Jakaś pani pyta się go, gdzie jest ulica Kolejowa. On odpowiada, że chyba obok kolei. Śmiejąc się drepce dalej. Ale odpowiedział tej pani? Co nie?! Dowcipniś, psia mać. Wzrusza ramionami i gówno go obchodzi, co sobie pytaczka (pytająca pani) z tą wiedzą zrobi. Drepce dalej. Drepce i drepce. Mnie już trafia, bo przecież ileż tak można? No ile? Zamęczać takim dreptaniem? Widać, że jak się chce to można. Na jego przykładzie, rzecz jasna, widać. Drepce. Kurcze pieczone. Drepce i drepce. Niech go gęś kopnie. Drepce nadal. Ooo zaczął padać deszcz. On drepce. Bez parasola! Bez parasola drepce. Drepce i drepce, no i po raz enty drepce. Enty nawiązuje do nieskończoności matematycznej. Drepcząc mija ludzi z włosami czarnymi, brązowymi, pomarańczowymi, żółtymi i białymi. Uff to nie na moje nerwy, żeby opisywać czyjeś dreptanie. Co innego moje. To już bardziej by mi się chciało. On drepce. Cały park przedreptał. Zwrócił uwagę na ogromne falowokształtne grzybole, które urosły w miejscu, gdzie konwencja nakazuje oczekiwać trawy. Chciał dotknąć grzybole, ale nie miał czasu. Nie miał czasu, bo musiał dreptać dalej. W końcu musi coś się zdarzyć? Ale nie! Wydreptał z parkowych ścieżek, wkroczył na pasy na zielonym świetle. Akurat takie było, a on nie jest zbyt wybredny. „Dreptam na zielonym” – pomyślał i przedreptał jezdnię pogryzmoloną w białe kolumny. Długo by można opowiadać o tym dreptaniu, ale ze względu na ograniczony stopień cierpliwości (mój przynajmniej) przeskoczymy ramy czasowe. Drepta, drepta i trach! Jak grom z jasnego nieba spada na niego kobieta bez włosów. „Łysa?” – zdziwił się upadając z łoskotem na chodnik. Uderzył się biedulek. Robaczek kochaniutki niestety śmiertelnie uderzył się w głowę. Popłynęła krew. Skończyło się dreptanie. Umarł.
Po śmierci poszedł tradycyjnie świetlistym tunelem. Trafił na rozprawę sądową. „Co zrobiłeś dobrego, a co złego?” – spytano go. On się tak zawstydził, że tylko w milczeniu spuścił głowę. Nie pamiętał, ale wolał zgrywać tajemniczego. Pytanie powtórzono. I w tym momencie na rozprawę wkroczyła łysa kobieta. Rozpoznał w niej tę samą kobietę, która nie niego spadła. „A ty” – zwrócili się do łysej – „zrobiłaś coś dobrego, albo złego”. „Mnóstwo dobrych rzeczy zrobiłam” – stwierdziła i zaczęła litanię. Sędziowie i ławnicy słuchali, kiwali głowami, a ona mówiła i mówiła. „Nieźle” - pochwalono. - „Łysa idzie do nieba”. Wtedy zwrócono wzrok na niego: „A ty?”. „Nie bądź frajer, gadaj coś, bo cię na męki wyślą” – podpowiedziała łysa. On podrapał się po głowie i milczał. Łysej zrobiło się żal bidula i rzekła „on był ze mną kiedy robiłam dobre rzeczy”. „Jak to? Nasze kamery nie zarejestrowały”. „Bo on był wtedy pod stołem”. Dzięki zeznaniom łysej, również i jego skierowano do nieba.
Kiedy dreptał sobie ścieżką do nieba nagle go natchnęło i zawrócił z drogi. Zdyszany wpadł na salę rozpraw i przemówił „Chciałem wyznać prawdę. Nie siedziałem pod stołem i nie pomagałem łysej. Nie znam jej nawet”. „A przyszliście razem” – zauważył ktoś. „Łysa wpadła mi na głowę jak cegłówka z dachu”. Sędziowie zrobili miny bardzo srogie. Ławnicy też i wszyscy zgromadzeni. Łysą schwytano tuż, tuż prze bramą raju. Za kłamstwo i zabójstwo dostała przydział do piekła. Nasz chłopczyna również tam dostał skierowanie, ponieważ za życia nic dobrego nie zrobił, ani złego także. Natomiast w zaświatach został złapany na donosicielstwie. To przeważyło szalę. Szli razem do piekła. Dreptali ramię w ramię. Normalnie by ona na nim psy wieszała, ale była zbyt obrażona, dlatego wymownie milczała. On dreptał i zastanawiał się, dlaczego droga ciągle prowadzi w dół.
Dotarli do piekła. Łysej kazali wejść do ogromnego garnka z ukropem. „Lubimy gorące laski” - wyznali piekielnicy. Natomiast jemu kazali usiąść na krześle. „Skoroś na Ziemi tylko dreptał i tak lubisz dreptać, teraz będziesz wiecznie siedzieć. Ha, ha, ha, ha” – rubasznie zarechotali diabli. - „Będziesz siedział, ha, ha, ha”.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
tulipanowka · dnia 22.08.2010 09:35 · Czytań: 585 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: