Liżę stopy dziennikarki, tej co to rano umila mi czas, zanim dojdę do siebie. Liżę dokładnie między palcami, poleruję jęzorem kolorowe paznokcie i przesuwam się powoli w górę. Dryn, dryn! Cholera, jakiś alarm ma zainstalowany, żebym w razie czego się nie zagalopował. Dryn, dryn! Już jestem przy kolanie, a stamtąd tylko kawałek do wewnętrznej części uda. Dryn, dryn! Chuj by strzelił, obudziłem się. Oczy mi ropieją, w gardle panuje susza i nic wokoło, tylko to dryndanie budzika. O, już wyłączyłem.
Wzułem na bose kopyta kapcie i wlokę się do łazienki. Po drodze postawię czajnik na gazie, z szafki wyciągnę kubek i łyżeczkę, a potem prosto do kibla. Zanim wrócę do kuchni gwizdek na czajniku zacznie jazgotać i nawet strzepnąć porządnie nie zdążę. Szybko gnam więc do kuchni, żeby zestawić z ognia tego gwiżdżącego skurwysyna. Jeszcze tylko zaleję kawę, no i wrócę do kibla, bo rąk przecież nie umyłem, a nie chcę dostać jakiegoś adidasa. Ostatnio w telewizji tyle się słyszy.
No właśnie, zasiadam z kawą w fotelu przed pudłem i cykam czerwony na pilocie. Automatycznie wskakuje mój ulubiony kanał. Coś wcześniej dzisiaj zaczęli, bo przecież dopiero co włączyłem, a Dżekson i Pamela już wypytują jakiegoś reżysera o film.
− Panie Łotrze − pyta Dżekson. − O czym traktuje pana najnowsze dzieło?
− „Łoczym marzą faceci” to kontynuacja wcześniejszego wątku z mojego debiutu „Łoczy szeroko zamknięte” − wyjaśnił Łotr. − Pewnego dnia bohater budzi się ze wzwodem i wpada w tak radosny nastrój, że wybiega nago na ulicę, by ogłosić światu tę nowinę. Wędruje tak od osiedla do osiedla, poznając nowych przyjaciół, aż tu nagle dramat. − Reżyser robi wielkie oczy i pauzą buduje napięcie. − Główny bohater wdepnął w gówno. Wszyscy go opuszczają i biedaczyna wraca pieszo z tą ubabraną nogą do domu, gdzie w samotności umiera na kolkę.
− A więc kolejny wstrząsający obraz − skomentował Dżekson, a Łotr, przepełniony dumą, rozluźnił się na kanapie i odparł:
− Cóż mogę powiedzieć, panie redaktorze. Life is brutal. Muszę przyznać, że to moje najwybitniejsze dzieło.
− To samo mówił pan o wcześniejszym filmie.
− Widać jestem w formie.
− Tak się podnieciłam, że chyba zaraz po programie pójdę do kina − ożywiła się Pamela Kura, zerkając wprost w obiektyw kamery. − A jeśli wieczorny wypad na seans ma być udany, konieczne trzeba mieć co na siebie włożyć. O modzie słów kilka zdradzi nam Dżoana.
Kamerzysta pokazuje głupio ubraną dziewczynę stojącą na szczudłach.
− Do kina najlepiej ubrać kowbojki, jeśli jest to western, japonki na film samurajski, albo gumowce, o ile wybieramy się na polską produkcję.
− A co z adidasami? − pyta Dżekson.
− Ależ, Romku − dziwi się projektantka. − Nawet upośledzone dziecko rumuńskich imigrantów wie, że adidasy w kinie to fa paus. Ale buty to nie wszystko, moi kochani. Żadna kreacja nie będzie kompletna, jeśli nie okrasimy jej odpowiednimi dodatkami. I tak do kina polecam zabrać ze sobą reklamówkę. Doda nam to nieco subtelności, a w razie, gdyby film okazał się beznadziejny, posłuży jako torba na rzygi. Pamiętajcie, że w tym roku modne są pastele. Ciao.
Spot reklamowy. Najpierw pokazują, co jest dobre na wzdęcia. Wszędzie mówią o hemoroidach, opryszczce, łupieżu, grzybicy, próchnicy i bólach menstruacyjnych. W ogóle sporo reklam koncernów farmaceutycznych adresowanych jest bezpośrednio do kobiet. Co one, kurwa, wszystkie chore? Dla facetów znajdzie się coś tylko na prostatę i wątrobę, a i to nie przynosi efektu. Kiedyś mój znajomy łykał prochy na wątrobę i co, po pół roku wyciągnął kopyta. Może to dlatego, że popijał tabletki gorzałą. Sam nie wiem, ale według mnie to oszustwo. No wreszcie, koniec reklam.
− Teraz w studiu gość wielkiego formatu − oznajmiła Pamela siedząca na kanapie naprzeciw wielkiego jak stodoła faceta z tępym wyrazem twarzy. − Tej postaci nie trzeba przedstawiać nikomu. Wystarczy spojrzeć na te nabrzmiałe mięśnie. Przyjechał z igrzysk prosto na spotkanie z państwem, złoty medalista w podrzucaniu Zygmunt Kloc. Brawo.
Zaczęła klaskać jak idiotka. Gdy skończyła, przeszła do pytań.
− Zygmuncie, jakie to uczucie być mistrzem olimpijskim?
− Fajne − wydukał sportowiec nieco wystraszony pytaniem.
− Powiesz coś więcej?
Kloc zaczął niespokojnie rozglądać się po studiu, po czym rzekł:
− Lubię podrzucać.
− Zabawny z ciebie facet. Podczas zawodów zdeklasowałeś rywali. To super. Wiadomo jednak, że Paryż to także światowa stolica mody. Kupiłeś se coś ładnego?
− Młotek.
Kura spojrzała na rozmówcę zaskoczona.
− Kupiłeś młotek? Dlaczego?
− Nie miałem młotka.
− W Polsce też są młotki.
Kloc znowu niespokojnie wodzi wzrokiem po studiu. W końcu odparł:
− Lubię podrzucać.
− Jako sportowiec sporo czasu spędzasz poza domem. Jak twoi bliscy znoszą rozłąkę?
− Zaraz, kiedy wrócę, podrzucam żonę na pralce.
− Dobrze, zostawmy to − zrezygnowała Pamela. − Doszły nas słuchy, że otrzymałeś angaż w nowym filmie Andrzeja Łotra. Powiedz, Zygmuncie, kogo zagrasz?
− Małpę.
− To będzie epizodyczna rola?
− To będzie małpa.
− Super. Co jako doświadczony sportowiec, mistrz olimpijski z Paryża i początkujący aktor grający małpę powiedziałbyś wszystkim młodym ludziom, którzy chcieliby pójść w twoje ślady?
Kloc zupełnie zbaraniał. Na wysokim czole wystąpiły obfite krople potu. Było widać, że olbrzym z trudem łapie powietrze. Ostatkiem sił odpowiedział:
− Lubię podrzucać.
− Sami widzicie − podsumowała Pamela. − Podstawą w życiu jest pasja.
W kadrze ukazał się Dżekson.
− W kolejnym programie z cyklu „Próchniackie porady” pani Krystyna z Torunia podpowie, jak sobie zrobić miejsce w autobusie.
Kamerzysta przechodzi do staruszki siedzącej za pulpitem.
− Sposobów jest kilka − zaczyna pani Krystyna i sięga po długi łańcuch, na który nawleczono koraliki. − Osobiście preferuję różaniec z łańcucha, który poza modlitwą przydaje się w robieniu luzów. − Wymachuje różańcem nad głową, aż na koniec tłucze nim o pulpit. − Większość spraw można załatwić krzykiem i pluciem na delikwenta zajmującego nasze miejsce, ale czasem trafimy na wyjątkowego skurwiela albo skurwycórkę i wówczas nieoceniony okazuje się granat ręczny. Nie ma lepszego argumentu na gnojków. Tym cackiem − pokazuje granat do kamery − przepędzimy także Żydów, smoluchów, Cyganów, ateistów, pedrylów, dziwki, satanistów i inne ścierwo. By usłyszeć więcej porad, zapraszam na mojego bloga: bogznamiemerytami.pl. Ave Maria zawsze dziewica.
Kura i Dżekson siedzą razem na kanapie.
− Stęskniłaś się za mną, Pamelciu? − uśmiecha się do obiektywu Dżekson.
− I to jak, Romku − odwzajemnia uśmiech dziennikarka.
− Zapraszam cię, Pamelciu, i państwa na spotkanie z bardzo przebiegłym człowiekiem. Co pan porabia?
− Jestem handlowcem − odpowiada radośnie następny gość.
− Co pan sprzedaje?
− Dobre i złe nowiny.
− To żart?
− Żartów, anegdot, opowieści nie. Tylko dobre i złe nowiny.
− Jak to wygląda?
− A tak − przebiegły człowiek wyciąga przed siebie dłonie, jakby coś w nich trzymał.
− To dobre i złe nowiny? − pyta z niedowierzaniem Pamela.
− A co, sprzęgło od Opla? − rzecze ten przebiegły.
− Nic nie widzę − wtrąca Dżekson.
− Dobre i złe nowiny mają to do siebie, że trzeba je wygłosić − wyjaśnił gość.
− Słuchamy więc.
− Jestem handlowcem, mogę wam je sprzedać.
− Ile? − pyta niepocieszony Dżekson.
− Dziś jest promocja. Sprzedam jedną dobrą i złą nowinę za pięć dych.
− Niech będzie. − Dziennikarz wręcza gościowi banknot. − A teraz słuchamy, co ma pan do powiedzenia.
− Od czego zacząć? − pyta przebiegły.
− Najpierw zła.
− Właśnie straciliście pięć dych.
− A dobra?
− Są w mojej kieszeni. − Przebiegły chowa pieniądze do portfela.
− To oszustwo! − oburzył się Dżekson.
− Mogę to panu zrekompensować w połowie.
− Jak to w połowie?
− Poproszę dwadzieścia pięć Złotych, w zamian oddam pięćdziesiąt, a gratis dorzucę jedną złą i jedną dobrą nowinę.
− Dobra będzie dla mnie?
− Obiecuję.
Mężczyźni wymieniają się pieniędzmi.
− Dawaj pan tę nowinę − niecierpliwi się dziennikarz. − Dobrą.
− Właśnie otrzymał pan z powrotem utraconą pięćdziesiątkę − oznajmił gość.
− A zła?
− Banknot jest fałszywy. Podmieniłem go w portfelu.
− Kurwa twoja mać. − Wściekły Dżekson rwie włosy z głowy. Pamela próbuje go uspokoić, ale nie udaje jej się. Zapowiada do kamery kolejny punkt programu:
− Poradnik dla sfrustrowanych czubków autorstwa profesora Rogacza. Zapraszam.
W eleganckim, wygodnym fotelu zasiada brodaty mężczyzna. Milczy. Dopiero po chwili wypowiada pierwsze słowa:
− Najbardziej sfrustrowani są mężczyźni. Zrzucałbym to na karb natury, która ukształtowała nas jako zdobywców, jaskiniowców wychodzących co dzień na polowanie, panów świata albo chociaż podwórka. Współczesność nie sprzyja jednak pierwotnym instynktom. Dziś mężczyźni nie polują, tylko pchają wózek w sklepie. Dorastający chłopcy ubierają się jak dziewczyny, bo taka jest moda, a zamiast sportowych zmagań na boisku wybierają trywialną formę rozrywki przed monitorem komputera. Wszystko to prowadzi do tworzenia wewnętrznych napięć, które nie znajdują ujścia, przez co pojawia się chwiejność emocjonalna jak u pana redaktora.
− Głupi konował! − wrzasnął zza ekranu Dżekson.
− Założę się, że mamusia kazała panu w liceum nosić jaskrawe rajstopki pod spodniami − zakpił profesor, po czym przeszedł do dalszej części wykładu: − Frustracja przyspiesza proces starzenia się, powoduje ponadto problemy z erekcją i z erekcją. A ja pytam, co by takiego stało się, gdyby pozwolić mężczyznom od czasu do czasu wyjść na ulicę, by zapolować na mamuta?
− Stary mamut − odgrażał się dalej dziennikarz.
− Do osiemnastki kąpał się pan z własnym ojcem i fantazjował seksualnie o papudze sąsiada. Nałogowi frustraci ponadto częściej decydują się na akt samobójczy, czego panu redaktorowi serdecznie życzę. Państwa tymczasem żegnam do przyszłego tygodnia. Wówczas obalę mit, jakoby masturbacja wpływała na porost włosów między palcami. Do zobaczenia.
Pamela przedstawia kolejnego gościa:
− Witam jednego z nowych ministrów rządu, pana Leona Guźca.
− Kłaniam się − odpowiada polityk.
− Panie ministrze, który z resortów pan obejmie?
− No główny − odparł niepewnie Guziec.
− To znaczy?
− Będę robił to, co do mnie należy.
− Dobrze, co więc zamierza pan robić?
− Będziemy, szanowna pani redaktor, budować autostrady, domy, boiska, sklepy, szpitale, lotniska, urzędy, szkoły, urzędy…
− Już pan powiedział urzędy − wtrąciła Kura.
− Zamierzamy wybudować ich naprawdę dużo.
− Kim pan jest z wykształcenia?
− Budowlańcem.
− A coś poza budowaniem?
− Remontowanie.
− Jak pan odniesie się do sytuacji najuboższych warstw społeczeństwa?
− Znaczy chodzi o biedotę? Wszyscy powinni pójść do pracy.
− Gdzie?
− Do pośredniaka.
− Nie dla wszystkich znajdzie się zatrudnienie.
− Mogą zbierać grzyby i sprzedawać je przy drodze.
− A zimą?
− Mrożone grzyby.
− A co z imigrantami?
− Ich nie da się sprzedać.
− Pytam o to, co rząd zamierza zrobić w ich sprawie.
− Podjęliśmy już w tym celu pewne działania. Planujemy wybudować prom i przewieźć wszystkich do Szwecji.
− Szwedzi chyba nie będą zadowoleni.
− Nie pytaliśmy ich o zdanie.
− Czy nie jest tak, panie ministrze, że każdy demokratyczny rząd oszukuje swoich obywateli?
− Ależ skąd. Przed wyborami obiecałem, że po dojściu do stołka biorę się ostro do roboty i słowa zamierzam dotrzymać. Zaraz po programie muszę przekopać ogródek i przenieść swoje graty do apartamentu.
− Myśli pan, że nasz kraj może wyjść kiedykolwiek z kryzysu, w jakim jest pogrążony?
− Kryzys to wymysł zwolenników opozycji. To bujda, którą wcisnęli nam ci krwiopijcy wysysający z narodu radość. Mogę powiedzieć, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
− W gazetach kpią z pana nazwiska.
− Guziec to szlachetne, polskie nazwisko.
− Albo dzika świnia leśna, jak pisze jeden z tygodników opiniotwórczych. Nie jest panu przykro?
− Jestem silnym człowiekiem, nie ulegam emocjom z byle powodu. Poza tym dziennikarz odpowiedzialny za te słowa już nie pracuje.
− Co teraz robi?
− Sprzedaje grzyby przy drodze.
− Jakie są pana plany na przyszłość?
− Najpierw rozejrzę się trochę tutaj, a potem kto wie, może parlament europejski.
− Zna pan obce języki?
− Umiem trochę po rusku z poprzedniej pracy.
− Po rosyjsku chyba. Co to była za praca?
− W pewnej firmie państwowej, ale to było już dawno temu.
− Jak dawno?
− W latach osiemdziesiątych. Wypytuje pani jak mój oficer prowadzący, szef znaczy.
− Na koniec zacytuję jedną z pańskich wypowiedzi: „zamierzam zrobić z Polski drugą Japonię”. Mam nadzieję, że nie chodzi o Hiroszimę.
− Miałem na myśli zwiększenie dostaw ryżu. Rolnicy stale strajkują, więc nigdy nie wiadomo, czy nie zabraknie ziemniaków.
− Dobrze wiedzieć, że rząd dba o swoich obywateli. − Kura uśmiecha się do kamery, a potem żegna się z ministrem.
W kadrze pojawia się znowu Dżekson.
− Mieliśmy gwiazdy sportu, filmu, polityki i mody, a teraz pora na kogoś, kto opowie nam o frajerskim życiu. − Dziennikarz dosiada się do młodego chłopaka na wózku inwalidzkim. − Nie jest przystojny ani bogaty, nie ma nawet zajebistych adidasów, ale jakimś cudem potrafi zaciągnąć pannę na warsztat. Oto Jasiek.
Młodzieniec na wózku skinął grzecznie głową na przywitanie i machnął przykurczoną dłonią.
− Jak leci, Jasiek? − głos zabiera ponownie Dżekson. − Opowiedz coś o sobie, co porabiasz, jak powietrze z kółek uchodzi i od kiedy jesteś upośledzony?
− Je… je… jestem Jan − odpowiada gość.
− To już wiemy − wtrąca Dżekson. − Lepiej zdradź nam sekret, jak to się robi z kobitkami.
− Po… po prostu sobie siedzę i czekam, aż zjawi się jakaś kobieta. Jak już ją widzę, to rzucam chu… chu… chuju weźże ten mikrofon. − Dźwiękowiec odsuwa mikrofon od twarzy Janka. − Rzucam chu… chusteczkę na ulicę i czekam a… aż ona ją podniesie.
− Podnosi ją, oddaje tobie i co dalej?
− Proszę, żeby po… popchnęła kawałek wózek, no i kiedy go pcha, to mi staje.
− I co robisz?
− Wa… walę konia.
− Musisz być bardzo szczęśliwy.
− Tak, ale to nie trwa długo, bo po wszystkim ko… kobiety zawsze odchodzą i znowu jestem sa… samotny jak ten brzydki piesek, którego nikt nie chce pokochać.
− Rzeczywiście przykre jak cholera − rzekł Dżekson zerkając na zegarek. − A teraz magister Sosna opowie o dolegliwościach odbytu. Fajnie, Jasiek, że wpadłeś. Powiedz na koniec, że super być upośledzonym, czy coś takiego, żeby twoi koledzy poczuli się lepiej.
− S… s… spierdalaj.
− Jasiek widocznie nie jest w nastroju. Musimy mieć na uwadze, że przecież jest upośledzony. A może ma to jakiś związek z dolegliwościami odbytu. Co na to pan magister?
− Odbyt jest bardzo wrażliwą częścią ludzkiego organizmu − wyjaśnił Sosna. − Problemy z anusem deklaruje trzynaście procent społeczeństwa. Mniej więcej tyle samo zwolenników w ostatnich wyborach zdobyła partia ministra Guźca. Do najczęstszych powikłań odbytnicy zaliczamy opryszczkę, wrzody i hemoroidy. Szczególnie narażone na problemy są cioty. Wiedzcie, pedryle, że każda chwila, w której zagłębiacie się w kakaowe oko, może kosztować waszego partnera dodatkowy wrzód. Jeśli nie macie Boga w serceu, cholerni sodomicie, zadbajcie chociaż o wazelinę. To głupi widok, gdy w trumnie leży facet w sukience.
− To tyle, jeśli chodzi o porady lekarskie − powiedziała Kura i przeszła do kuchni. − Ciekawe co dziś przygotował pan Placek.
− W garnku mamy tradycyjny gulasz węgierski − oznajmił gruby kucharz. − Nie polecam tej potrawy przy dolegliwościach odbytu.
− Dlaczego?
− Dobrze przyprawiony gulasz charakteryzuje się tym, że smali rurę jak jasna cholera. Po takim obiadku rozpylacz z dupy murowany. Na deser nada się świetnie torcik bezowy.
− Co polecisz, Placku, osobom na diecie?
− Zdechłe szczury.
− Poważnie?
− Oczywiście. Szczurze mięso jest bardzo chude, a poza tym zdechłego szczura łatwo złapać.
− Skąd bierzesz pomysły na swoje przepisy?
− Ostatnio obserwuję środowisko emerytów. Wielu z nich radzi sobie całkiem nieźle polując na przykład na szczury albo szerszenie. Bardziej zaradni zjadają nawet siebie nawzajem.
− Coś podobnego.
− Nawet nie wiesz, Pamelciu, jakie delikatesy można zrobić z człowieka. Palce lizać. − Placek podniósł pokrywę garnka. Z wnętrza naczynia buchnęła para, aż zemdliło Pamelę. − Gulasz już dochodzi. Przyrządziłem go zgodnie z recepturą mojej babci.
− Pozdrów ją od nas − uśmiechnęła się dziennikarka.
− Nie żyje. Cóż za aromat.
− Zapraszam na serwis informacyjny.
Przy biurku siedzi elegancko ubrany gość patrzący wprost w obiektyw kamery.
− Informacje zaczynamy od doniesień z Dalekiego Wschodu. Amerykanie w ramach misji pokojowej przeprowadzili udany nalot na kryjówkę organizacji terrorystycznej. Podczas bombardowania zginęło szesnastu Arabusów. Najmłodszy z terrorystów miał trzy lata. Ci, którym udało się przeżyć, znaleźli schronienie w pobliskim przedszkolu. Z racji młodego wieku zatrzymanych przewieziono od razu do nowoczesnego ośrodka opiekuńczego w Guantanamo. Dobra robota, chłopcy.
Pozostajemy przy temacie rozwałki. Meksyk. Centralna część kraju od dłuższego czasu pogrążona jest w stanie krwawej wojny między kartelami narkotykowymi. Ostrzegamy turystów, żeby uważali na latające w powietrzu kulki. Najlepiej pozostać w hotelu i zaopatrywać się w dragi u boyów i pokojówek.
Wiadomości z kraju. Kolejny skandal z udziałem władz kościelnych. Jednemu z proboszczów przedstawiono zarzut pedofilii. Do aktów zboczenia dochodzić miało regularnie przed i po mszy, a nawet w trakcie, jak informuje jedna z ofiar. Kuria wystosowała w związku z zamieszaniem pismo dementujące wszelkie doniesienia. Stowarzyszenie Kilkuletnich Chłopców także zaprezentowało swoje stanowisko. W liście do prasy Chłopcy napisali: „Jesteśmy dziećmi i nie wolno nas jeszcze gwałcić”. Sprawa nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby podejrzany ksiądz nie kusił dzieci łakociami, które doprowadziły do pogorszenia stanu uzębienia wśród ministrantów, a to z kolei zwróciło uwagę Polskiego Towarzystwa Stomatologicznego.
Sejm zastanawia się nad ustawą zakazującą dystrybucję pornografii. Kuria i Stowarzyszenie Kilkuletnich Chłopców piszą już w tej sprawie listy protestacyjne.
Wybuch metanu w jednej z górnośląskich kopalni wstrzymał wydobycie na trzy doby. Do wypadku doszło najprawdopodobniej z winy Alojzego Grzyba. Według zeznań kolegów ostatnie słowa tragicznie zmarłego górnika brzmiały: „Chłopy, czekajta, ida się odlać, tylko se jeszcze peta zapole”. Świadkowie twierdzą, że dupnięcie było tak fest, że po Grzybie nie został choćby kask. Związki zawodowe kopalni domagają się podwyższenia pensji. Działacze deklarują w imieniu robotników, że nie będą umierać za dwa tysiące, tylko minimum dwa trzysta.
Przez największe miasta Polski przemaszerowała parada równości. Odnotowano nieliczne incydenty: w Krakowie zgwałcono wielokrotnie bałwana, w warszawskim śródmieściu obrabowano seksshop − policja poszukuje sprawców przebranych w sutanny − a z domu Mikołaja Kopernika w Toruniu wyniesiono sekstans. Przystojnych mężczyzn przestrzegamy przed wychodzeniem na miasto po zmroku.
Czas na sport. Polska reprezentacja zremisowała w wyjazdowym spotkaniu z Antarktydą. Wyrównującą bramkę w siedemdziesiątej minucie zdobyła Adamiakowa. Rewanż za tydzień.
Z niedawno zakończonych mistrzostw świata w Rumunii Polacy przywieźli trzy medale, w tym jeden należący do żołnierza Wehrmachtu, kierownicę od Dacii, syfilis i gruźlicę, a także łuskę pocisku, którym zastrzelono Nicolae Ceausescu. Gratulujemy zwycięzcom.
Międzynarodowy Komitet Olimpijski przestrzega, że nie będzie więcej dopuszczał do startu zawodniczek z penisem. Radykalną postawę MKOL spowodował ubiegłotygodniowy triumf niemieckiej biegaczki Rudolfa Weitzmullera. Niemka zdeklasowała wszystkie rywalki, zaskakując widownię owłosionymi nogami i wypukłością w kroku.
Więcej newsów nie pamiętam, za wszystkie bardzo żałuję.
Dżekson i Pamela stoją obok dwóch młodzieńców. Jeden z gówniarzy jest czarny.
− Na zakończenie mamy dla państwa niespodziankę, którą zapowiadaliśmy w minionym tygodniu − zaczął Dżekson. − „Największa szmata świata”, „E, cho no na bajerę”, „Cipki i melony”, „Cipki i mielony” oraz wiele innych hitów zespołu „Zakaz pedałowania” do wygrania w konkursie internetowym. Wystarczy odpowiedzieć na jedno pytanie: co słychać ciekawego? Najgłupsze odpowiedzi nagrodzimy. Co u was, chłopcy? − Dżekson zwrócił się do raperów.
− Całkiem w pytę, kurde, cholera − odparł biały imieniem Szymek.
− Nagraliście ostatnio nową płytę − kontynuował dziennikarz. − Nie boicie się podejmować trudnych i złożonych tematów odnoszących się bezpośrednio do społeczeństwa, takich jak rozwiązłość, i tu przypomnę choćby utwór „We świecie same kurwiszony”, bierzecie na afisz zachowania sado-maso: „Drzazga w piździe”, a także szerzycie filozoficzne podejście do zagadnień życia i egzystencji, jak ma to miejsce w piosence „Swędzą mnie jajca”. Skąd u was taka dojrzałość?
− A bo ja, kurde, wiem? − zdziwił się Szymek Wągier.
− Skończyłeś szkołę?
− Nie.
− To co robiłeś, jak byłeś małym gnojkiem?
− Wąchałem klej.
− Przejdźmy lepiej do twojego kolegi − wtrąciła Pamela, podchodząc do czarnoskórego rapera. − Jak ci na imię, chłopcze?
− To Smoluch − wyjaśnił Szymek. − Mało co kuma po polsku. Chyba, że tylko, kurde, przekleństwa.
− Skąd przyjechał?
− Jak wszystkie Murzyny, z Afryki.
− A dokładniej.
− Chyba, kurde, z Paryża. Smoluch, powiedz coś po polsku.
Raper uśmiechnął się do Pameli i odparł:
− Chcę się z tobą pieprzenie.
− Co dla nas zaśpiewacie? − przerwał dyskusję Dżekson.
− Będzie to kawałek z naszej najnowszej płyty. Zapraszamy do zabawy wszystkich równych ziomali i ładne świnie. „Lubię twoje futerko”.
− A więc będzie się działo − powiedział na zakończenie Dżekson. − Żegnamy się z państwem. Jutro pokażemy jak z kiełbasy zwyczajnej zrobić nadzwyczajny wieniec pogrzebowy i co ubrać na proces w sprawie gwałtu. Do zobaczenia.
Pamela i Dżekson machają do kamery. Na zaimprowizowanej scenie powoli rozkręca się monotonna muzyka. Szymek Wągier śpiewa:
Ej weź no, kurde, nie zaczynaj,
Fajna z ciebie seksi świnia,
Odstaw na bok swoje fochy,
Daj polizać kawał brochy.
Przecież to ja − Szymek Wągier,
Ściągaj mi tu zara spodnie.
Na mój widok dupy miękną,
Ściągaj majtki i pokaż futerko.
Kładź się na stole i rozłóż nogi,
Później zbierzesz hajs z podłogi.
Już, kurwa, nie bądź jak drogie salami,
Obnaż futro przed moimi kumplami.
Chcesz to na rozpinkę dam ci bucha,
A teraz, kurwy, solo Smolucha.
Hello, świnio, ty wiesz co kusi,
Lubię twoje po angielsku pussy,
Walę dragi, spijam browar,
Nawet Szekspir dmuchał towar.
Wiem co lubisz i czego ci trzeba,
Ruchnę cię na schodach do nieba,
Mogę to robić do góry nogami,
Walić o sufit swoimi jajami.
Jestem ogier jak jasna cholera,
Zdobyłem tytuł burdel mastera,
Zajrzyj mi w gacie i uwierz na słowo,
Kitram tam bombę atomową.
Na twój widok ciaśnieją mi gacie,
Zaraz pobajerzę i zakozaczę.
Podwijaj kiecę,
Już do ciebie lecę
Mogę na lawecie
I we wszechświecie.
Jestem rewolwerowcem i lubię chipsy,
Jak cię zerżnę, odkleją ci się tipsy.
Wbiję gwoździa pod samym brzuchem,
Posłuchaj jak rymuję razem ze Smoluchem.
Hello, świnio, ty wiesz co kusi,
Lubię twoje po angielsku pussy,
W kolejce stoi nas bardzo wielu,
Nawet święci ojcowie chodzili do burdelu.
O, już widzę nieźle cię siekło,
Miedzy nogami zrobię ci piekło,
Jak trzeba będzie uzyskać zgodę,
Mogę walić twoim łbem o podłogę.
Tra la la
Tra la la
Koniec nadawania. Brak sygnału.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt