Wybiegliśmy przed klatkę schodową, śmiejąc się z całej tej sytuacji. Przez moment zapomnieliśmy, że jesteśmy chwilowo bezdomni.
- Co robimy? – zapytałem, przeliczywszy drobne, które zostały mi w kieszeni spodni.
- Jedźmy do Lublina – poprosiła Gabi. – Odwiedzimy twoją mamę, poznasz mnie z Anką, a ja przy okazji skoczę do siebie po parę drobiazgów.
- Masz klucze?
- Nawet gdybym nie miała, to znam tajne wejście. – Uśmiechnęła się zawadiacko, a rudy kosmyk opadł jej na twarz. Poprawiłem go, zakładając za ucho ozdobione kilkoma małymi kolczykami.
- To twój naturalny kolor?- Spojrzałem, czy ma odrosty. Farbowałem włosy Ance, więc znałem się na różnych kobiecych sztuczkach.
- Naturalnie, że naturalny. U nas w domu tylko ojciec był brunetem. To co, jedziemy do tego Lublina? – zmieniła temat.
- W sumie to niezły pomysł. Możemy tam zostać nawet do niedzieli – zgodziłem się ochoczo.
Sprawę noclegu mieliśmy więc z głowy.
Gabrysia wyjęła z kieszeni stówkę, a ja nie odmówiłem sobie pokusy skorzystania z jej zasobów pieniężnych i pojechaliśmy zatankować samochód.
Po napełnieniu jeepa paliwem, obserwowałem przez szybę, jak rozmawia z mężczyzną stojącym za ladą. Widać, że wpadła mu w oko, bo prężył muskuły i wypinał dumnie klatę. No i tokował jak cietrzew – gruchał, czuczykał i bulgotał. Wiem, bo w dzieciństwie bywałem u wujka Remigiusza w leśniczówce i czasami zabierał mnie w różne ciekawe miejsca, bym pooglądał świat zwierząt, który niewiele różnił się od ludzkiego.
Cietrzew właśnie prowadził Gabi do jednej ze sklepowych półek, nie zwracając uwagi na to, że przy ladzie stało już stadko kolejnych klientów. W końcu jeden się wkurzył, więc opuścił ogon i podreptał na swoje miejsce przy kasie. Palant!
Popatrzyłem na Gabryśkę obcymi oczami i powiem szczerze, że obrazek, który zobaczyłem, był bardzo apetyczny. Niewątpliwie miała to „coś”, czego na pewno pozbawiona była dziewczyna stojąca przy gazetach. Niby ładna, ale jakaś taka tandetna w tym swoim bazarowym „pięknie”. Ot, kurka-złotopiórka. Taka, co na imprezie zrobi laskę w kiblu, nawet gdy nie prosisz. Zauważyła, że się jej przyglądam, więc zamrugała oczami zalotnie, czekając na jakiś ciąg dalszy. Odwróciłem głowę i wsiadłem do auta.
Za chwilę obok pojawiła się Gabi i zrobiło mi się jakoś tak fajnie na duszy. Przy niej wszystko wydawało się proste. Prawdą jest, że większość kobiet lubi komplikować życie, sprawiając, że nawet w prostych sytuacjach pojawiają się różnej wielkości węzły gordyjskie. W tej kwestii moja dziewczyna odbiegała od ogółu. Owszem, lubiła przejmować inicjatywę, ale dopóki nie przeginała bagiety, zgadzałem się na wszystko, mając nadzieję, że nigdy nie zostanę ofiarą kobiecej dominacji, jak to było w przypadku mojego kolegi Jarka.
On to dopiero miał przerąbane: matka choleryczka, której słownik ograniczony był do czterech słów: podaj, oddaj, przynieś i zapierdalaj. Ojciec też uwielbiał jeździć po nim jak rollercoaster po swoim torze (i robił to na okrągło), a młodsza o rok siostrunia - Janka nie odbiegała od reszty rodzinki. Zero szacunku dla brata. Przeciwnie, ze złośliwą satysfakcją robiła z niego ofiarę na każdym kroku, a że miała małe stópki o rzadko spotykanym numerze trzydzieści pięć, to drobiła tych kroków do jasnej cholery.
Któregoś dnia Jarek miał mieć wolną chatę, kochana rodzinka bowiem wybierała się na majówkę do babci. Zaprosił więc kumpli, czyli nas, na dwudniową popijawę. Przyszliśmy punktualnie, stanęliśmy pod drzwiami, a tu słyszymy stanowczy jak nigdy głos Jarka:
- Matka, postaw na stół wódkę! Nie jedną. Dwie. Szybciej, szybciej, zapierdalaj.
Popatrzyliśmy na siebie zdezorientowani, a tu kolejna dyspozycja:
- Ojciec, przynieś zapałki i podpal mi papierosa! Biegusiem. No co tak patrzysz? Ruchy, ruchy, przyda ci się gimnastyka.
Byliśmy przekonani, że domownicy zaraz sprowadzą synka na ziemię, ale nic takiego się nie stało. Słychać było tylko kroki i ani słowa sprzeciwu.
-Janka, łajzo jedna, zapierdalaj do sklepu po napoje. Zapomniałaś kupić! Zbieraj się i wypad!
W tym momencie drzwi się otworzyły i w progu stanął … Jarek z papierosem w zębach.
- O, już jesteście? – zdziwił się, zamykając drzwi na klucz. – Chodźcie, pójdziemy jeszcze po colę, bo zapomniałem kupić.
- Zamykasz starych? – Arnold nie mógł uwierzyć.
- Jakich starych? Pojebało cię? Przecież pojechali na majówkę!
Koniec cz. XX
Poprzednie części:
cz I - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/44732/pompon-z-marabuta-1
cz II - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/44854/kielbasa-z-mysich-psitek-2
cz III - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45058/ze-szczeka-w-zebach-3
cz IV - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45278/szynka-z-murzynka-4
cz V - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45376/ciota-niemota-i-pancia-co-miala-za-mala-5
cz VI - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45500/kocie-jezyczki-i-psi-wech-6
cz VII - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45629/cialo-z-ktorym-by-sie-chcialo-7
cz VIII - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45789/atomy-i-glupki-8
cz IX - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/46020/dziesiec-zlotych-w-naturze-9
cz X - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/46110/schowek-z-klejnotami-10
cz XI - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/46298/bystre-oko-miszy-11
cz. XII - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/46560/klozeolit-i-szuflada-pani-cecylii-12
cz. XIII - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/47144/slowniczek-katoliczek-13
cz. XIV - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/47293/permanentna-inwigilacja-14
cz.XV - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/52418/krolik-w-zajacowatym-kolorze-15
cz. XVI - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/52514/zucie-pszczol-16
cz. XVII - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/52639/trafiony-zatopiony-17
cz. XVIII - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/53171/czy-bede-musiala-sie-rozbierac
cz. XIX - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/53555/sezamie-otworz-sie
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt