WRZESIEŃ ZWYKŁEJ KOBIETY
01.09 - poniedziałek
O szóstej pięćdziesiąt pięć Zwykła Kobieta wyprowadza Psa na trawnik. Pies zajmuje się obwąchiwaniem liści, zamiast sikaniem i to ją denerwuje, bo chce spokojnie wypić poranną kawę i iść spacerowym krokiem na przystanek. Nie ma dziś ochoty na bieganie. Z dziesięciu minut przeznaczonych dla Psa robi się piętnaście i nie starcza czasu na podgrzanie mleka w blaszanym kubku. Pije więc ciepłą kawę gapiąc się w telewizor i słuchając, jak to było, kiedy w trzydziestym dziewiątym wybuchła wojna.
Myśli, co miałaby zrobić, gdyby dziś stało się to samo. Jechać do pracy, czy zostać w domu i oczekiwać na telewizyjny komunikat dla ludności, która nie wie, co ze sobą począć? Na szczęście, tym razem omija ją konieczność podejmowania takiej decyzji. W telewizji nie wspominają nic o nowej wojnie. Prognoza pogody zła - opady przez najbliższe dni. Autobus linii nr 6 jest stary i brudny. W środku tylko Baba z Siatami i Elegancki Dziadek. Dopiero od trzeciego przystanku, przy ciepłowni, zaczynają wsiadać inni ludzie. Zwykła Kobieta z niepokojem patrzy na drzwi, kiedy te z sykiem i trzaskiem otwierają się na przystanku Starego Zboka. Oddycha z ulgą widząc, że wsiada tylko jakaś dziewczyna w smutnej kurtce. Kasownik mruczy z aprobatą, nakarmiony świeżym biletem i stary jelcz stękając i trzeszcząc toczy się przez wilgotne ulice, wąchając asfalt kwadratowym nosem.
W drodze powrotnej musi zrobić małe zakupy: papier toaletowy, płyn do mycia naczyń, jabłka, ser w plasterkach, chleb i herbatę miętową. W kolejce do kasy zauważa Przystojnego Sąsiada, który kłania się i uśmiecha. Kiedy wychodzi przed sklep widzi go, jak pakuje siatki do bagażnika.
- Jedzie pani do domu? - pyta. - Może panią podrzucić?
W aucie pachnie wanilią i wodą po goleniu, jest przytulnie i czysto. Samochód sunie miękko, z głośników płynie przyjemna muzyka i Zwykła Kobieta myśli, że mogłaby tak jechać na koniec świata. Z Przystojnym Sąsiadem, papierem toaletowym i miętową herbatą.
Wieczorem Pies znów wącha liście, ale wcześniej robi wielką kupę. Jego pani otula go ciepłym wzrokiem nie irytując się i spokojnie pali papierosa. Jeszcze cały wieczór, kąpiel, serial, książka i czysta szeleszcząca pościel przez noc - dopiero po tym wszystkim będzie jutro.
02.09 - wtorek
Ze względu na marudnego Psa, Zwykła Kobieta wstaje dziesięć minut wcześniej. Oczywiście Pies, jakby na złość, obsikuje kamień natychmiast po spuszczeniu ze smyczy, a chwilę potem robi nie mniejszą kupę niż wczoraj. Kawa z gorącym mlekiem jest o wiele smaczniejsza i w telewizji ani słowa o wojnie. Wychodzi z domu na tyle wcześnie, że postanawia, w drodze na przystanek, kupić drożdżówkę w osiedlowym sklepiku. Mruży oczy, wpatrzona w szyld, na którym tańczą pierwsze promienie słońca. Drzwi otwierają się i staje w nich Zła Osoba. Zwykła Kobieta zamiera, czuje jak na jej twarzy osadza się szron. Zła Osoba nerwowym ruchem zdejmuje celofan z paczki papierosów i szybkim krokiem rusza w jej stronę. Zwykła Kobieta z całej siły zaciska powieki, po chwili ogarnia ją przenikliwy chłód, a potem słyszy kroki za sobą i rozumie, że potwór minął ją obojętnie. Oddycha z ulgą i idzie na przystanek, zapominając o drożdżówce. Uspokaja ją rytmiczne sapanie autobusu, ale gdy zaczyna odczuwać pierwsze symptomy bezpieczeństwa, drzwi otwierają się z sykiem i wchodzi Stary Zbok. Siada jak zwykle w taki sposób, by móc patrzeć na nią lubieżnym wzrokiem. Oblizuje obleśnie grube wargi, wyciera znacząco dłonie w pognieciony płaszcz, widać, jak z jego głowy wypełzają lepkie i tłuste myśli, napełniając wnętrze autobusu dusznym smrodem. Baba z Siatami ziewa, wciągając ten smród pomarszczonymi ustami, kasownik milczy zdegustowany. Elegancki Dziadek drzemie, a Zwykła Kobieta liczy uliczne latarnie, na próżno starając się myśleć o Przystojnym Sąsiedzie, waniliowym drzewku na lusterku wstecznym i zielonkawo świecącym radiu.
Po pracy, która ją dziś wyjątkowo znużyła, Zwykła Kobieta postanawia sprawić sobie drobną przyjemność. Waha się między półlitrowym kubkiem lodów orzechowych i ciastem jogurtowym. Idąc w stronę sklepiku myśli jeszcze o płynie do kąpieli. Może będzie o zapachu waniliowym? Wtedy przypomina sobie poranne spotkanie ze Złą Osobą i jej serce ściska żelazna obręcz. Na szczęście, przy sklepie stoi tylko Nieogolony Żul, sącząc z rozkoszą puszkowe piwo drugiego gatunku. Przynajmniej nie ma wątpliwości, chcąc sobie sprawić przyjemność - myśli Zwykła Kobieta. Kupuje lody, ciasto, płyn do kąpieli (niestety nie ma waniliowego) i paczkę papierosów. Płaci i chce wyjść, ale dziwiąc samą siebie mówi:
- Da mi pani jeszcze takie piwo jak ten... tam przed sklepem.
Siedząc w wannie wypełnionej pachnącą, gorącą wodą gładzi zimną puszkę zastanawiając się, czy Nieogolony Żul kiedykolwiek pił piwo w kąpieli. I czy robi tak czasem Przystojny Sąsiad?
03.09 - środa
Nad ranem Zwykła Kobieta budzi się oddychając ciężko i czując dudniące w piersi serce. Pokój pulsuje ciemnością w rytm jego bicia i napiera resztkami sennego strachu na skamieniałą świadomość. Powoli sprawdza rzeczywistość pościeli, dotykając jej mokrymi opuszkami palców. Sen, który ją przeraził, blednie z każdą chwilą i zanim może pomyśleć o jego szczegółach, rozmywa się jak akwarelowa farbka. Jedno wie na pewno - w tym śnie była Zła Osoba. Cała reszta to tylko papierosowy dym wypełniający wnętrze słoika po ogórkach.
Pies chodzi po trawniku zdezorientowany i raz po raz spogląda zdziwionym wzrokiem na swoją panią, która pali piątego papierosa. W bloku zaczynają stopniowo zapalać się pierwsze światła. Zostaje dość czasu na prysznic, kawę i poranne wiadomości w telewizji. W łazience Zwykła Kobieta przygląda się swojej twarzy odbitej w lustrze nad umywalką. Krem przeciwzmarszczkowy - postanawia. I koniec z lodami orzechowymi! Letnią wodą z prysznica spłukuje z siebie opary złej nocy i tyle myśli o Złej Osobie, ile jest w stanie zmyć. Spływają niechętnie i wirują złowieszczo na dnie wanny, nim znikną. Dopiero kubek kawy przywraca jej pozory równowagi i jako taką gotowość do podjęcia wyzwań zwykłej, wrześniowej środy. Autobus kołysze całym światem na zewnątrz, sam pozostając w bezruchu, zamrożony oddechem Starego Zboka. Czas jest na jego usługach, może przez wieczność prześwietlać nieistniejący dekolt Zwykłej Kobiety. Przybiera postać węża i przez eony pełza u jej stóp, podczas gdy Baba z Siatami pochrapuje cicho, nie podejrzewając niczego. Świat tak pomału rozwija rolki zaokiennego krajobrazu, że Zwykła Kobieta myśli - zepsuł się. Wreszcie drzwi autobusu staczają syczącą walkę ze Starym Zbokiem i trzepotaniem skrzydeł zmuszają go do wypełznięcia na jakimś strasznym przystanku.
Środa to taki dzień, że nie wiadomo, czy należy do życia - myśli, idąc po pracy do supermarketu. Obserwuje zafascynowana palce kasjerki, skaczące z prędkością światła po wytartych klawiszach kasy. Odczuwa nieokreśloną przyjemność wiedząc, że to dla niej te migające w oczach ruchy, dla niej wysuwający się jęzor paragonu i przyklejony do zmęczonej twarzy uśmiech. Wychodzi w wilgotną przedwieczorność i przez minutę kontrastuje z nią żółtą reklamówką. A potem wraca do sklepu i dokupuje dwie niepotrzebne rzeczy, specjalnie po to, żeby popatrzeć znów na śmigające przez jej zachciankę palce i jeszcze raz posłuchać paragonowej mruczanki.
Wieczorem liczy wiszące nad trawnikiem balkony, idąc z Psem wzdłuż bloku. Dwanaście. Jak dwanaście stacji drogi krzyżowej - myśli. Na stacji "Jezus do krzyża przybity" stoi Wysuszony Staruszek i pali papierosa. Przyjaźnie mruży oczy ujrzawszy Zwykłą Kobietę i Psa, strzepuje popiół.
- Już zamknij, kurwa, to okno, bo mi ciągnie po plecach już, kurwa, mi ciągnie! - Ochrypły głos z czeluści mieszkania przecina jak brzytwa chmurę szarego dymu.
Wysuszony Staruszek wzdryga się i jego przyjazne kurze łapki znikają. Wrzuca niedopałek do glinianej doniczki i spluwa pogardliwie w mokrą trawę.
04.09 - czwartek
Schemat rozwinął swój kram ze szczegółami w całej malutkiej, porannej rzeczywistości. Osiedle, jak co dzień zmieniło się w scenę, na której nieśmiertelna trupa odgrywa przez lata nieschodzącą z afisza sztukę. Małżeństwo w Średnim Wieku zaspanym krokiem człapie na parking, mijając Psa wąchającego latarnię. Pies strzyże czujnie uszami na dźwięk wyłączanego autoalarmu. Pod śmietnik przyjeżdża śmieciarka i pakuje trzewia kubłów do swojego bulgoczącego brzucha, a w stronę sklepiku toczy się lublin z piekarni. Idąc do klatki schodowej Zwykła Kobieta mija tę samą, co zawsze dziewczynę i, tak jak zawsze, dziewczyna żuje gumę z otwartymi ustami. Schemat usypia czujność, głaszcze nieuczesane myśli i doskonale pełni funkcję hormonu pozornego bezpieczeństwa. Pseudozaufanina pulsuje w żyłach Zwykłej Kobiety ospałym, porannym rytmem. Przystojny Sąsiad pojawia się nagle, jak komunikat o błędzie systemu i ze swobodą nieświadomego tej katastrofy, patrzy na nią przyjaźnie. Kiwa głową, posyłając jej bezdźwięczne „dzień dobry” i spogląda z niepokojem na zachmurzone niebo, a potem przez ułamek sekundy prosto w jej oczy. Przechodzą obok siebie i Zwykła Kobieta dochodzi do drzwi. Szukając w kieszeni klucza odwraca się, chcąc odprowadzić wzrokiem Przystojnego Sąsiada i widzi, że on, idąc powoli, też odwraca głowę i patrzy na nią. Sine chmury na niebie wybuchają tęczowym snopem iskier i niewidzialne dzwony zagłuszają wszystko brzękiem wypadających z dłoni Zwykłej Kobiety kluczy.
Świat uśmiecha się zardzewiałym nadkolem jelcza na przystanku, niebieskimi paskami torby Baby z Siatami i czerwonym oczkiem towarzyskiego kasownika. Tylko twarzą Starego Zboka nie chce się uśmiechnąć. Jego wzrok, rozrośnięty jak trujący bluszcz, oplata szyję Zwykłej Kobiety tak mocno, że brakuje tchu. Słyszy, na wpół omdlała, natrętne brzęczenie żółtych much, które wyleciawszy z lubieżnie rozchylonych ust Starego Zboka, obsiadły jej głowę. Próbuje, zacisnąwszy z całej siły powieki, zamienić cały ten koszmar w jedno spojrzenie Przystojnego Sąsiada, wyobrazić sobie, że tam siedzi, na obitej zniszczoną dermą kanapce, i otula ją swoim ciepłym orzechowym bezpieczeństwem. Ale to Stary Zbok dyktuje zasady w tym wymiarze - cała podłużność i tandeta są jego królestwem.
Trzy niepotrzebne rzeczy, żeby dłużej popatrzeć na palce kasjerki. Zwykła Kobieta próbuje je obserwować, gdy tańczą na klawiaturze dla innych, ale nie potrafi się cieszyć tym widokiem. To dla nich - myśli z obojętnością. A później, wieczorem, uśmiecha się rozmarzona, patrząc na rozłożone przed sobą na ławie zakupy: krem do golenia, woda kolońska i puszka piwa. Potem decyduje, że puszka piwa nie jest aż tak niepotrzebna i bierze ją ze sobą do wanny. Usiłuje czytać książkę, ale nie może się skupić, między wierszami widzi oczy Przystojnego Sąsiada. Pociąga długi łyk i potrząsa głową, by wrócić do rzeczywistości. Realny świat przynosi twarz Nieogolonego Żula wkomponowaną we wzór terakoty. Twarz spogląda smutno i mówi: "Pewnie, że piłem piwo w wannie... Kiedyś, dawno..."
05.09 - piątek
Rozsypywanie potęgi Schematu zaczęło objawiać się nowymi epizodami, które nieśmiało zwiastowały coś, o czym jeszcze nikt nie mógł mieć pojęcia. Nieogolony Żul grzebie w śmietniku pięć minut przed przyjazdem śmieciarki. Szuka puszek i smarka, zatykając kciukiem jedną dziurkę nosa, na co Zwykła Kobieta patrzy z obrzydzeniem. Wysuszony Staruszek opuścił swoją Golgotę i konsekwentnie, powolnym krokiem, zmierza w kierunku sklepiku, błyszcząc srebrną reklamówką.
A na parkingu mruczy jak rozpieszczany kot zielony samochód Przystojnego Sąsiada. On sam pochyla się nad czeluścią bagażnika, pakując do niego torbę i jakieś podłużne pokrowce.
- Dzień dobry – mówi, zobaczywszy Psa i Zwykłą Kobietę.
- Dzień dobry. Wcześniej pan dzisiaj - odpowiada zaskoczona.
- Jadę na ryby. Lubi pani wędkować?
- Nie wiem, nigdy nie próbowałam.
- Może chce pani spróbować? Jadę sam, a mam dwie wędki.
- Muszę być dzisiaj w pracy. Może innym razem – wykrztusza, czując, że serce rozerwie jej klatkę piersiową i spadnie na popękany chodnik.
- A lubi pani ryby?
Ryby – myśli. - Te oślizgłe stwory z zimnych otchłani.
- Lubię.
- Jeśli pani chce, to przyniosę wieczorem... Jak coś złowię, oczywiście! - Śmieje się krótko i dźwięcznie.
- Powodzenia - mówi Zwykła Kobieta, patrząc, jak Przystojny Sąsiad siada za kierownicą, zatrzaskuje delikatnie drzwi, wrzuca wsteczny bieg i macha dłonią przez szybę, mrugając wesoło okiem.
Pies siedzi zdziwiony na chodniku, hipnotyzuje wzrokiem swoją panią. Tylna łapa zjechała mu z krawężnika na parking, wygląda przez to pokracznie i śmiesznie. Zwykła Kobieta patrzy na zieleń karoserii, dopóki nie znika ona za blokiem. Wtedy wzdycha głęboko, powoli podnosi kciuk do nosa, zatyka jedną dziurkę i smarka. Niestety, nie mając takiej wprawy jak Nieogolony Żul, osmarkuje sobie spodnie.
Przez osiem godzin czuła, że oczy są jajkami sadzonymi na rozgrzanej patelni. Teraz wsadza do koszyka daktyle, mydło siarkowe, oliwę i parmezan, myśląc tylko o jednym. Czy on przyjdzie wieczorem? I co wtedy? Szuka odpowiedzi w pękatych tobołkach Baby z Siatami, w zmarszczkach na czerstwej szyi Eleganckiego Dziadka i w gilu, który ukradkiem wydłubała z nosa. Ale przestrzeń zawarta w pudle starego jelcza milczy obojętnie.
Dopiero świeżość osiedlowa namaszcza jej umysł olejkiem przytomności - wino! Czy do ryby pije się wino? I w ogóle – nikt nie powiedział, że mamy tę rybę zjeść razem. I czy złowi coś, a jeśli tak, to kto to wypatroszy i zeskrobie ohydną łuskę? Ale wino na wszelki wypadek trzeba mieć, będzie jak w filmie – „może wina?”. Pod sklepikiem stoi Nieogolony Żul i rozgląda się smutnym wzrokiem, w którym jest wszystko (gdyby tylko ktoś chciał przeczytać ten wzrok). Szczeliny między płytami chodnika przyjmują z ciemnym mlaśnięciem promienie z jego oczu, tak jak eter pochłania beznamiętnie rozpaczliwy sygnał es – o – es. Zwykła Kobieta lubi wyławiać różności ze szczelin wypełnionych chwastami i przeróżnym śmieciem cywilizacji. Dlatego mówi do białego fartuszka:
- Poproszę dobre wino i dwa piwa. Takie jak ten pan pije, który stoi przed sklepem.
Biały fartuszek marszczy się, może był już zmarszczony zanim usłyszał te słowa, może po prostu ktoś zapomniał go wyprasować.
- Nie można pić tutaj piwa, widziała pani tabliczkę?
- Tak, widziałam. Niech będzie dziesięć tych piw.
Potem wychodzi i staje obok niego z głową napchaną Przystojnym Sąsiadem i z reklamówką wypełnioną puszkami. Spogląda na latarnię, na krawężnik, myśli: Jaki ten świat jest łysy. I odzywa się do niego:
- Babsztyl mówi, że tu nie można pić piwa. - Ruchem głowy wskazuje drzwi sklepiku.
- Ja nie piję – odpowiada Nieogolony Żul, wpatrując się w pękatą reklamówkę.
To jest jak ślubowanie, tak jakby klęczał przed nią i mówił: „Nie piję, nie piję, nie piję. Przysięgam, tylko daj mi się napić, zaprowadź mnie gdzieś, gdzie będę mógł zrobić to znów! Przyrzec cokolwiek, a ty dasz mi piwo.” I Zwykła Kobieta mówi:
- Chodźmy do mnie.
C.D.N.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
andro · dnia 13.03.2010 11:25 · Czytań: 1593 · Średnia ocena: 4,45 · Komentarzy: 21
Inne artykuły tego autora: